środa, 2 grudnia 2020

Od Admirała CD Ciri - "Taniec z Aniołami"

Nazajutrz wczesnym rankiem obudziły mnie niespokojne głosy, dobiegające najpierw gdzieś z boku, potem zaczęły zbliżać się, do końca przerywając mój spokojny sen.
Wciągnąłem powietrze i otworzyłem sennie załzawione oczy.
- O, patrz, ten wstał - rzuciła z oddali jakaś wilczyca. Podążyłem za nią wzrokiem, by przy okazji rozejrzeć się po polanie i zorientować się, że spośród przebywających na niej wczoraj wilków, dziś nie pozostało już ani jednego. Nie liczyłem grubej wadery, cały czas krzątającej się przy miejscu, gdzie poprzedniego wieczora płonęło ognisko. Najwyraźniej była z nią jakaś pomocnica, bo to właśnie jej słowa zakłóciły mój spoczynek.
- Hej, kim jesteś? - zapytała teraz, podchodząc bliżej. Zanim jednak zbliżyła się dostatecznie, kątem oka rozejrzałem się po sienniku, próbując odszukać leżącą gdzieś obok Ciri. Tej jednak nie było.
- Ja, yyy... - postawiłem przednie łapy na ziemi, by podeprzeć, siadając i coraz bardziej panicznie obiegając wzrokiem miejsce wokół siebie. Nie było jej. Nigdzie, nie wystawała spod słomy, ani nie siedziała w pobliżu.
- No - wilczyca, dosyć młoda i szczuplejsza, niż jej znajoma, uniosła jedną brew, siadając na ziemi.
- Posłuchaj, pani, była tu mała, szarawa waderka? Była wczoraj ze mną! - podniosłem głos, ignorując jej wcześniejsze pytania. Rozmówczyni zawahała się.
- Nie wiem, nie było mnie wieczorem. Hej! - krzyknęła do starszej wadery, wszystko wskazywało na to, że karczmarki i opiekunki tego dziwnego miejsca - była tu jakaś mała szara wadera? Podobno przyszła z nim.
- No, kogoś chyba widziałam. Ale szybko poszła.
- Gdzie?! - ryknąłem. Jednak ani jedna, ani druga, nie potrafiła udzielić mi dokładnych informacji.
Migając się od rozmowy i pytań, kim właściwie jestem i co robię na ich ziemi, opuściłem dolinę, by rozejrzeć się w okolicy.
Zajmując myśli tłumaczeniem sobie, że wszystko jest w porządku, a dzieciak pewnie polazł gdzieś z nudów, spędziłem na bezowocnych poszukiwaniach następną godzinę.
W końcu zaczęło docierać do mnie, że Ciri nie poszła gdzieś "z nudów", "na krótki spacer", a już na pewno nie "na chwilę". Po prostu mnie tu zostawiła.
Usiadłem na przydrożnym pagórku i westchnąłem, teraz dla odmiany zastanawiając się, co robić.
Szukać? Byłoby to bez sensu, ale co w mojej sytuacji miałoby go więcej? Powrót do domu? I to po nocy spędzonej na wagarach w sąsiedniej Watasze? Wrócę, dobrze, o co im powiem? "Im"...
Naburmuszony, siedziałem w bezruchu przez dłuższy czas.
Przez cienką warstwę chmur, zaczęły przeświecać pojedyncze słoneczne promienie, przyjemnie grzejące w plecy swoim delikatnym, ulotnym ciepłem.
Nagle coś zimnego spadło na moje czoło. Jedno, drugie, piąte. Uniosłem łapę, by z fuknięciem zmazać z pyska duży, szklisty płatek i podniosłem wzrok, na chwilę zapominając o swoim nienajlepszym nastroju. Niebo szybko zaczęła pokrywać chmura białego pyłu, który, choć roztapiał się, gdy tylko dotknął ziemi, miał w sobie coś oczarowującego.
Zanim zdążyłem namyślić się do końca i rozważyć wszystkie "za" i "przeciw" dalszym poszukiwaniom lub powrotowi do domu, z których każda opcja zdawała się ciągnąć za sobą więcej minusów niż plusów, okazało się, że dom znalazł mnie sam.
Odległe kroki świadczyły o zmierzaniu w moją stronę dwóch lub trzech wilków. A może dwóch i pół?
Słysząc czyjś głos już całkiem blisko siebie odwróciłem się ze znużeniem. Taaak jak myślałem, dogoniło mnie przeznaczenie.
- Co ty tu robisz, do jasnej - Mundus przystanął i zwrócił się do mnie w dosyć ofensywnych słowach - gdzieżeś polazł? Wiesz co to jest obowiązek, Admirał? I gdzie jest Ciri?
- W... - wypowiedziałem z całą mocą zebraną w płucach, lecz przerwałem niemal w tej samej chwili i wypuszczając z płuc powietrze, zamruczałem z niezadowoleniem - dajcie mi spokój, wszyscy.
- Poczekajcie tu chwileczkę - powiedział do dwójki basiorów z WWN, prawdopodobnie strażników i odciągnął mnie na bok. 
- Czego - z jednej strony, 
- Słuchaj - chrząknął, pozwalając sobie na krótką chwilę zbierania myśli - ogarnij się, Admirał, to po pierwsze. Po drugie, proponuję, żebyś wrócił teraz do swojej jaskini, obejrzał nowy sprzęt i przygotował się do pracy. Rano załatwiłem nam jeszcze kilka rzeczy ze wsi i zostawiłem ci rozpiskę z listą rzeczy do zrobienia. Dobry pomysł?
- E, ale... - nieco zaskoczony ostatnim pytaniem, już miałem powiedzieć, że nie, że pomysł jest beznadziejny i nie zamierzam wracać do domu, jednak zanim zdążyłem wydobyć z siebie głos, dodał głośniej:
- Gdzie ją ostatnio widziałeś i kiedy?
- Kogo? - zapytałem w pośpiechu, jednak ostatecznie zreflektowałem się, zanim zdążył zabić mnie wzrokiem - Ciri? W karczmie, niedaleko. W nocy.
- W porządku, więc najprawdopodobniej nadal jest gdzieś w WSJ.
- Powinienem jej poszukać. Jak wrócą Kara ze Szkłem, to będą się pluć.
- Wiesz, co powinieneś? - tym razem pod ciężarem jego spojrzenia już prawie leżałem na łopatkach. Ale w głębi duszy coś kazało mi zamknąć pysk i przyjąć wyraźne oskarżenie bez kłótni - nie zgłupiałem, żeby zaufać ci na tyle, by wysłać cię samego na włóczęgę po tej watasze.
Wypowiadając ostatnie słowa, skinął na stojącą nieopodal nas dwójkę strażników.
- Ej, co wy robicie? - oburzyłem się, gdy basiory stanęły po dwóch moich stronach i wskazały drogę.
- Masz teraz ważniejsza zadanie, biegnij ojczyznę ratować. Ciri poszuka ktoś inny.
- Autorytarna szuja! - krzyknąłem jeszcze przez ramię.
Zadzierać z tym świrem, a przede wszystkim, dwójką starszych i silniejszych ode mnie basiorów, nie byłoby jednak rozsądnie. Ostatecznie więc z nieprzyjemnym mrowieniem w krtani postanowiłem wrócić do domu i "odwdzięczyć się" innym razem.
W jaskini powitało mnie to, przed czym chciałem uciec jeszcze kilkanaście godzin wcześniej, to jest, praca, praca i jeszcze raz praca.
Zerknąłem na listę, odczytując z niej kilka nowych nazw, które zacząłem łączyć z poszczególnymi sprzętami.
Mamy więc jakieś sączki, filtry, termometr, ph-metr. Wszystko razem zaczynało tworzyć naprawdę pokaźny zbiorek, tak, że w szczelinach skalnych zaczęło brakować przestrzeni i na część rzeczy trzeba było przygotować miejsce obok, pod ścianą.
Bez dwóch zdań najbardziej denerwująca była jednak panująca tu cisza. Nie żeby brakowało mi kogoś konkretnego, ale z jakiegoś powodu nawet zajęcia na dziś okazały się przynajmniej dwukrotnie cięższe, niż zwykle.

< Ciri? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz