wtorek, 30 kwietnia 2019

Podsumowanie kwietnia!

Moi kochani,
Dziś przybywam do Was z tym samym co zawsze ostatniego dnia każdego miesiąca (lub, względnie, kilkadziesiąt godzin po terminie, jak dzisiaj). Oto najnowsze podsumowanie kwietnia!
Na wstępie zaznaczę, że ten miesiąc był dla naszej watahy bardzo dobry, budujący i wnoszący duuużo dobrego do jej historii. Nasze archiwum, które możecie zobaczyć po prawej stronie - to teraz osobna kwestia. Mieliśmy bowiem, kochani, tak dużo opowiadań, że zapis o pierwszych kilku opowiadaniach z archiwum naszej watahy wybuchł i nie istnieje. Jeśli więc chcecie je zobaczyć, musicie wejść w ostatnie widoczne opowiadanie i klikać zamieszczony pod nim link "Starszy post". Aż do skutku.
Namieszało to też trochę w liczeniu, które wilki napisały najwięcej opowiadań. Udało się to jednak, a oto wyniki:

Najwięcej opowiadań tego miesiąca napisał Ruten, było ich aż 19.
Zaraz po nim, na drugim miejscu stoi Azair Ethal i 18 opowiadaniami.
Trzecie miejsce zajmuje Lucas, który napisał 10 opowiadań.

A teraz czas na określenie, które inne postacie otrzymają punkty do umiejętności. A są to: RaitoRysioGoth i Mundus.

Gratulacje!

                                                                               Wasz samiec alfa,
                                                                                   Zawilec

niedziela, 28 kwietnia 2019

Od Serenity CD Naoru

Bycie szczenięciem w sumie pozbawionym rodziny, ponieważ brat przestał reagować na jej obecność, było smutne. Otoczona z każdej strony cudzymi marzeniami, waderka marzyła by zostać przytulona w ciepłe objęcia dowolnego członka rodziny. Jej rodziny. Niestety, pozostał wyłącznie Ruten, którego zachowanie zostało wspomniane ciut wcześniej. Co poradzić, że mała marzyła by się przytulić do rodziców? Doskonale jednak zdawała sobie sprawę, że to marzenie nigdy się nie ziści. W tamtym okresie czasu, Serenity uświadomiła sobie, jak bardzo jest samotna pośród marzeń wilków.
Przeglądając marzenia, Serek natknęła się na jedno, wręcz iskrzące się i należące do Naoru. Przyjrzała się kuli w której dostrzegła ją, jego siostrę podające sobie szczęśliwe łapki. Uśmiechnęła się na ten widok - Nao chciał je ze sobą zapoznać i liczył na zaprzyjaźnienie się.
"Słodkie" pomyślała uskrzydlona. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że od dawna jest noc i Nao pewnie na nią czeka. Nie trzeba było mówić, że wyleciała wręcz jak z procy, taka wesoła.
Ktoś na nią czekał.
Było grubo po drugiej, czyli dużo po czasie o jakim do tej pory się pojawiała. Klasycznie skierowała się w kierunku jeziora, gdzie już z oddali dostrzegła zarysy dwóch postaci. Ich bogata paleta barw upewniły ją, z kim Naoru stał a w sumie machał do niej. Udało jej się wdzięcznie opaść idealnie na cztery łapy, wówczas gdy skrzydła uderzyły łagodnie o ziemię i była w trakcie składania ich, podszedł basiorek z waderką nieco z tyłu. Nao tradycyjnie wręcz miał przyklejony uśmiech na pyszczku.
-Myślałem, że już się nie zjawisz- zaśmiał się wesoło.
-Wybacz, straciłam poczucie czasu- powiedziała lekko zawstydzona. Spojrzała przez jego ramię z delikatnym uśmiechem.- Witaj Asmira, miło cię ujrzeć na żywo. Masz słodkie marzenia- dodała odruchowo po czym się roześmiała perliście.
-Och, znasz mnie?- Zaskoczyła jego siostrę. Spojrzała na brata z ciekawością- co jej opowiadałeś?
-Ja nic- uniósł łapę w geście obrony.
-Powiedzmy, że znam cię i innych prawie, że na wylot- uśmiechnęła się ciepło Serek. Asmira spojrzała na Naoru, który wysłał jej spojrzenie "nie pytaj, też nic nie wiem".- W każdym razie cieszę się, że dane było nam się spotkać.
-Ano!- Pisnęła ucieszona.- Co będziemy robić?
-Wybierzcie coś- zaproponowała biała. Po chwili dodała śmiejąc się.- Tylko nie zabawa w chowanego, będę bez szans.
-Ach, w sumie dosłownie błyszczysz- zgodziła się po zauważeniu Asmira. Kiedy Serek pokazała jej by spojrzała w górę, dopiero wówczas dostrzegła rozpościerającą się nad nią barwną zorzę.- O jaa! Ale fajne!
-Także tyle w kwestii chowanego- podsumował wdzięcznie Nao, przez co obie się zaśmiały na jego słowa.- Berek jak wczoraj?
-Asmira, co ty na to?- Zapytała się biała. Druga energicznie pokiwała główką i zaraz szczenięta zaczęły się ganiać. Oczywiście nie obyło się bez wpadek, typu zderzenie boczno-czołowe przez rodzeństwo czy potknięcie się o własne skrzydło przez Serka, która zacnie poleciał do przodu robiąc fikołka, śmiała się przy tym niezmiernie. Serek typowo tak się wczuła w zabawę, że jej niezdarna strona brała górę, przez co w końcu rodzeństwo pomagało jej śmiejąc się wyplątać z własnych piór. Ta beztroska zagłuszyła wewnętrzny alarm białej, która stanowczo zbyt późno uświadomiła sobie, że świt zaraz nastąpi. Nao zauważył to, że jeszcze nie znikała.
-Rany, nigdy nie zostawałaś tak długo- uśmiechnął się szeroko, siostra dołączyła do tego.
-Jeszcze nie bawiłam się tak- przyznała im. Nagle znieruchomiała. To było uczucie jakby gdzieś w kręgosłupie podano jej niewielki ale wystarczający do wyczucia prąd. Spojrzała w górę, łącznie z nią rodzeństwo.
Zorza jak ślicznie mieniła się hen wysoko, tak teraz leciała w dół na nią, co dało się porównać do wody o dużym ciśnieniu z wodospadu. Dosłownie wyglądało to na wodospad zorzy.
Serek szybko spojrzała uspokajająco na nich, widząc ich zaskoczenie.
-Widzimy się nast...- nie dokończyła bowiem cała zorza spadła na nią pochłaniając z watahy do "jej wymiaru". Z chwilą pierwszego promienia świtu. Miała nadzieję, że tamta dwójka nie spanikowała na ten dość groźnie wyglądający widok, który w dotyku przypominał ciepły lekki strumień wody.

<Nao?>

Od Azaira Ethala CD Asmiry

Azair obejrzał się jeszcze za Naoru, wzrokiem oceniając całą jego sylwetkę.
Kiedy nie wypatrzył niczego ciekawego, powrócił z powrotem do Asmiry, która już od minuty wymieniała różne popularne szczenięce zabawy.
W duchu prawie ją wyśmiał, ale przypomniał sobie, że to prawdopodobnie on jest w tym momencie "najdziwniejszy", bo Asmira to po prostu normalny szczeniak w jej wieku, za to on, Aza, powinien dawno udać się do psychologa. Zachichotał pod nosem.
Szybko jednak opanował się i zerknął na Asmi, żeby upewnić się, że nie zauważyła, ale ona, nawet jeśli jej się to udało, uśmiechała się przyjaźnie, oczekując na jego odpowiedź.
Zreflektował się szybko i odchrząknął.
— Wiesz, najbardziej chyba podoba mi się berek — zaproponował, a waderka od razu na to przystała i szturchnęła go łapką, krzyknęła "Berek, ty gonisz!", po czym zaczęła uciekać ile sił w łapkach. Azair podniósł się leniwie i w podskokach ją dogonił, szturchnął oraz uciekł.
Nawet nie zauważył, kiedy w trakcie zabawy na jego pyszczek wkradł się uśmiech, kiedy to przyglądał się Asmirze, która ledwo łapała oddech od biegania i śmiania się głośno.
Azair, uważający się za kogoś ponad to wszystko, nie wiedział, że zwykła zabawa może być tak przyjemna. W swojej wcześniejszej watasze nikt się z nim nie bawił, wręcz przeciwnie, inne szczeniaki unikały go. Często zbierał za to burę od Matki, ale chociaż bardzo chciał, nie potrafił nikogo zmusić do lubienia go, nauczył się więc cieszyć się czasem spędzonym samotnie na obserwowaniu innych (często były to wilki powszechnie szanowane i lubiane; chociaż wmawiał sobie, że to przypadek, to tak naprawdę obserwował ich, żeby dowiedzieć się, co sprawia, że inne wilki do nich lgną).
— Może teraz w chowanego? — zaproponowała Asmira, kiedy zmęczeni zabawą leżeli w trawie, ciężko dysząc. Aza czuł się nieco słabo, ale pokiwał łebkiem, zamknął oczy i zaczął liczyć do dwudziestu.
Waderka, chichocząc radośnie, pomknęła gdzieś na lewo, jak wywnioskował z odgłosów.
Gdy skończył, wstał, otworzył oczy i skierował się dokładnie tam, gdzie widać było końcówkę ogona wadery.
— Mam cię. Teraz ty szukasz — powiedział, trącając ją łapą.

< Asmira? >

sobota, 27 kwietnia 2019

Od Naoru CD Serenity


Aisu spojrzała na swojego syna, który wszedł przed chwilą do środka jaskini. Asmira dawno już spała wtulona w ojca. Brązowo-biała wadera leżała tuż obok ukochanego. Widząc, że jej syn położył się przy wyjściu wstała i podeszła do niego. 
- Co się dzieje skarbie? Dlaczego nie idziesz do nas?
- Widziałaś ją, prawda?- spytał, a wadera spojrzała na synka. 
- Słucham?- spytała, nie będąc pewną słów Nao. 
- Widziałaś Serenity?
- Oczywiście kochanie. Dlaczego pytasz? 
- Boję się, że to tylko sen.- oznajmił i ułożył smutno główkę miedzy małymi łapkami. Aisu uśmiechnęła się ciepło i ułożyła obok wilczka. 
- Kochanie, ona nie jest snem. Naprawdę ją spotkałeś i zakolegowałeś się z nią. 
- Nie mamusiu.- odparł poważnie, a wadera spojrzała zaciekawiona na niego. 
- Ona nie jest moją koleżanką. 
- Więc kim dla ciebie jest? 
- Może zabrzmi to dziwnie, ale czuję się tak, jakbym mógł jej zaufać i powierzyć wszystkie moje sekrety i tajemnice. Dlatego nie jest ona moją koleżanką, a przyjaciółką. - odparł, a na pyszczek jego matki wdarł się czuły uśmiech. 
- Kochanie, wiem, że chcesz się spotykać z Serenity, się wiedz, że potrzebujesz snu. 
- Dlatego postanowiłem spać przed nocą. Chcę spędzać z nią, jak najwięcej czasu mamusiu. 
- No dobrze, już dobrze. Porozmawiamy o tym jutro, a teraz idź już spać. 
- Ale mamusiu dziś jest jutro. 
- Dlatego musisz jak najszybciej pójść spać. - odparła uśmiechnięta. Nao wtulił się w jej bok i zasną. Zaraz po nim zasnęła Aisu. Gdy basiorek otworzył oczy, było już dosyć późne rano. Wstał na cztery łapki i się rozejrzał. Nie widział w jaskini nikogo, więc wyszedł. Zauważył swoją siostrę. Podszedł do niej z uśmiechem. 
- Dobry Asmi. Gdzie mama i tata? 
- Doberek Nao. Mama i tata są na polowaniu. Co zrobiłeś mamie? 
- O co chodzi?- spytał zaskoczony. 
- Gdy mama wychodziła, wyglądała na niewyspaną. 
- Wiesz, że lubię nocne spacery. - odparł z przepraszającym uśmiechem. Nie był pewien, czy dobrym pomysłem będzie zabranie siostry w nocy do jeziora i zapoznanie jej z Serenity. Wątpił, by waderki się nie dogadamy. Obie wykazują się spokojem, empatią i dobrem. Postanowione. Nao podszedł do siostry i zaproponował jej wspólne wyjście. Samiczka zgodziła się choć nie była pewna czy to dobry pomysł. Gdy dzień mijał i powoli nastawał wieczór, szczeniaki udały się nad jezioro. Były trochę przed czasem, ale tym razem powiedziały przynajmniej Aisu o swoim wyjściu. Matka bała się, że może im się coś stać, ale Nao zapewnił, że zaopiekuje się Asmirą najlepiej jak umie. 
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?- spytała Asmirka, a Nao uśmiechnął się. 
- Chciałbym ci przedstawić moją przyjaciółkę. - odparł, a Asmira podskoczyła radośnie. 
- Jejku! To fantastycznie! Gdzie ona jest?
- Musimy na nią cierpliwie poczekać. - powiedział, a siostra przytaknęła z uśmiechem.


<Serku?>

Od Conquesta CD Aisu ”Lód, który stopił serce”

Dzień narodzin szczeniąt zbliżał się nieubłaganie szybko, a delikatny niepokój szarpał moimi myślami w nocy jak i za dnia. Aisu potrzebowała dużo opieki, którą dostarczałem jej może nawet momentami aż za bardzo. W dniu, w którym dwójka kolorowych puchatych kulek przyszła na świat, od rana panowała w powietrzu lekka ekscytacja. W żadnej chwili nie opuszczałem wadery, która ostatecznie wydając na świat nasze potomstwo, była wyraźnie padnięta. 
- To najpiękniejszy dzień mojego życia. - odparłem pewnie, spoglądając na wtulone w Aisu maluchy.
- Racja. - uśmiechnęła się brązowo biała wadera. Szczenięta postanowiliśmy nazwać Naoru oraz Asmira. Choć oba posiadały futro barwnie ozdobione brązem, białym oraz fioletem, Aisu twierdziła, że Naoru jest bardziej podobny do mnie. Młode posiadały zaś oczy po waderze, bowiem oboje z rodzeństwa mieli je w barwie soczyście zielonej, jak moja ukochana.
Asmira i Naoru rozwijali się w bardzo szybkim tempie, błyskawicznie ukazując swe własne, indywidualne cechy charakteru, ale także powoli zadatki mocy. Cieszyłem się, że oboje mają magiczne zdolności, mi to niestety nie było dane, albo po prostu nigdy ich nie odkryłem... ciężko stwierdzić.

< Aisu? Wybacz, że takie przemyślenia a nie akcja, lecz kompletnie nie mam weny :c >

Odchodzą!


Kyohi - powód: decyzja właściciela

Znalezione obrazy dla zapytania scary anime wolves
Shi - powód: decyzja właściciela

Wuwuzela odchdzi!

kosmos by gracemeere
Wuwuzela - powód odejścia: decyzja właściciela

Jak to mówią: nie wszystek umrę!

piątek, 26 kwietnia 2019

Od Serenity CD Naoru

Serenity nie mogła narzekać na brak zajęć w ciągu dnia, jaki panował w "świecie" teraźniejszym. Doglądała marzeń wilków, które w jej sferze przyjmowały kolory kolorowych i świecących się baniek. Jeśli jakieś wydawało się o słabszym świetle, co znaczyło o mniejszej wierze i niepewności właściciela, Serek tuliła marzenie i szeptała ciepłe słowa wzmocnienia. Powodowało to, że wilk czuł nagle pewność co do swoich racji, a co z tym idzie, marzenie/ bańka miało wzmocnioną jasność. Robiła to w międzyczasie, kiedy nie była brana na pewnego rodzaju zajęcia starszych Strażników Marzeń, które wprowadzały do wdrożenia i przejęcia roli jako Strażnika Marzeń. Chociaż kojarzyła częściowo swoje obowiązki, z chęcią słuchała starszych. Kwestia mocy nie była jeszcze w pełni opowiadana, z racji nie znania wszystkich mocy u białej.
W końcu nastał wieczór. Kiedy niebo w pełni okryło się granatowym płaszczem a gwiazdy i księżyc radośnie migotały, Serenity mogła odwiedzić watahę. Ktoś w końcu na nią czekał. Z tą myślą grzejącą małe serduszko, Serek zadowolona wleciała w świat i dała się ponieść skrzydłom. One wiedziały gdzie prowadzić, jakby były swoistym nawigatorem. Pomyślała, że może być znowu przy jeziorze, tak jak wczoraj się spotkali po raz pierwszy. To znaczy, on ją poznał po raz pierwszy a ona mogła go zobaczyć. Nie myliła się.
Wylądowała gładko przy brzegu, gdzie o dziwo, Naoru drzemał. Waderka wesoło zachichotała na ten widok, co spowodowało wybudzenie się basiorka. Sennie przetarł oczy i dopiero po tym odwrócił się ku źródle dźwięku. Oczy mu się rozszerzyły przy czym na jego pysku zagościł szeroki uśmiech.
-Jesteś!- Powiedział ucieszony zrywając się na równe łapki.
-Obiecałam, że się znowu spotkamy- uśmiechnęła się lekko.
Mały nie tracił czasu, zaraz klepnął ją wciągając do zabawy w berka. Nie zostawała mu dłużna, zaraz zaczęła go gonić. Miała utrudnione zadanie przez fakt skrzydeł ale nagle wpadła na pomysł, że może je użyć. Nagle je rozłożyła i wzleciała na wysokość metra by dogonić go i klepnąć.
-Hej to nie fair!- Zaprotestował ale się roześmiał.
-Nie było mowy, że mamy wyłącznie biegać- zauważyła słodko również się śmiejąc. Przez jej ruch, Nao zaczął skakać by ją złapać ale nie dawała się tak łatwo.
-Nie skacz po skałach, możesz zrobić sobie krzywdę- ostrzegła widząc jego krok ku nim. Zniżyła się do wysokości pół metra, byle tylko nie wchodził na skałki. Co jakiś czas opadała na ziemię by biegać przy zmianie goniącego. Zabawa trwała w najlepsze, aż w końcu po dłuższym czasie padli na ziemię dla złapania oddechu i śmiania się przyciszonymi głosami. Podczas późniejszego rozmawiania o wszystkim i o niczym, Serek nastawiła uszy.
-Hej, Nao? Powiedziałeś swoim rodzicom, że wychodzisz nocą?- Zapytała go.
-Znaczy się, rodzice wiedzą, że lubię spacerować w nocy.
-O bardzo później porze? Jest koło trzeciej w nocy...
-Oj, to bardzo późno. Czemu pytasz?
-Bo chyba ktoś cię nawołuje- dodała. Faktycznie, po dłuższej chwili dało się usłyszeć ciche, bo z daleka, wołanie kolegi. Wymienili się spojrzeniami i wstali, aby pójść w tamtym kierunku. Serek wzbiła się w powietrze i lecąc, oświetlała przyjacielowi trasę, pomagając przy tym świetle księżyca, ponieważ jej zorza również była oświetleniem. Po minucie, Naoru dotarł do brzegu polany, gdzie po środku jeszcze chwilę stała jego mama. Na jego widok, podbiegła do syna.
-Naoru, wiesz która godzina?- Zapytała się go po obejrzeniu czy nic sobie nie zrobił.
-Przepraszam mamo- odparł skruszony.- Nie chciałem powiedzieć, bo byś nie pozwoliła mi cała noc być poza jaskinią.
-Jesteś jeszcze szczenięciem i potrzebujesz dużo snu- powiedziała fachowo.- Czy możesz mi wyjaśnić twoją obecność poza domem o tak późnej porze?
-No, ja...- zawahał się ale wówczas, Serek wylądowała obok niego.
-To przeze mnie- powiedziała spokojnie.- Dobry wieczór, pani Aisu. Jestem Serenity, pamięta mnie pani?
-Serenity? To naprawdę ty?- Spytała się dorosła wadera spoglądając z zaskoczeniem na nią. Kiwnęła łebkiem. Wilczyca uśmiechnęła się.- No proszę, ale podrosłaś... Tylko...
-Wiem, co chce pani powiedzieć. I nie, nie wiem czemu czas dla mnie tak biegnie- uśmiechnęła się zakłopotana.
-Ostatnim razem, też byłaś tylko w nocy- przypomniała jej przygodę, jak jej matka zaalarmowała cała watahę bo rano jej córka zniknęła z jej boku i dopiero w nocy pojawiła się dokładnie tam, gdzie była widziana po raz ostatni.
-Sporadycznie nocami się zjawiam- odparła. Zarejestrowała, że Nao w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. Chyba wychwytywał nowe informacje o koleżance.
-Gdyby rodzice mogli zobaczyć cię z bratem- powiedziała wzruszona wilczyca.- Jesteś taka podobna do matki.
-Do... mamy...- wydukała mała, nie wiedząc czemu, czując jak gromadzą jej się łzy. Oczywiście często przytłaczała ją ta samotność jako sieroty, jeszcze niechęć brata do niej.  Aisu widząc szkliste złote ślepka małej, wyciągnęła łapę i matczynym gestem przyciągnęła ją do siebie przytulając łapą. Serek wtuliła się w nią dając upust łzom. Tak bardzo chciała poczuć ciepło mamy, Caeldori.
-Już dobrze- szepnęła Aisu do jej uszka.- Rozumiem.
Po kilku minutach, Serenity w końcu odsunęła się wycierając pyszczek z łez. Nao był wyraźnie zasmucony widząc koleżankę we łzach , jednak nagle coś sobie przypomniał. Aisuw tym czasie powiedziała, że to miłe że się przyjaźnią ale jest późno i Nao musi iść spać. Szczeniaki się z tym zgodziły i cała trójka poszła ku jaskini rodziny. W progu basiorek zatrzymał się, dając znać mamie, że chce się pożegnać. Mama zgodziła się i znikła w jaskini. Tymczasem Naoru wyciągnął zza siebie białą różę pozbawioną kolców i wysunął łapę z nią.
-To dla ciebie. Chciałem dać ci to wcześniej- dodał z zawstydzeniem. Serek się uśmiechnęła przyjmując kwiatek.
-Dziękuję, jest śliczna. Ale nie musiałeś...
-Dałaś mi piórko to też chciałem coś dać- wybronił się, na co ta zaśmiała się cicho. Spojrzała w horyzont dostrzegając jaśniejące niebo. Musiała się zbierać.- To... do jutrzejszej nocy?
-Postaram się- uśmiechnęła się rozpościerając skrzydła. Pomachali sobie, po czym Nao wszedł do jaskini a Serenity wzbiła się w niebo, by zniknąć z nadejściem kolejnego dnia.


<Nao?>

Od Naoru CD Serenity

Gdy tylko Naoru wszedł do jaskini, udał się do swojego legowiska. Padł na nie zmęczony i zasnął. Przed snem upewnił się, że piórko jego przyjaciółki dalej znajduje się u jego boku. Bał się, że spotkanie z Serenity może okazać się tylko snem. Uszczypnął się jeszcze, lecz to wszystko dalej trwało. Więc to nie sen, więc naprawdę spotkał waderkę podobną do anioła. 
Nao obudził się znacznie później niż wszyscy. Trudno było się mu dziwić. Aisu widząc, że jej synek się obudził, podeszła do niego i położyła się obok. 
- Jak ci się spało? - spytała z troską. 
- Dobrze mamo. - odparł. Aisu uśmiechnęła się do syna. Gdy chciała już wstać Nao zaskoczył ją dosyć nietypowym pytaniem. 
- Mamusiu, czy czułaś się kiedyś tak, jakby twoje spotkanie z kimś było tylko snem? 
- Cóż skarbie...- zaczęła nie wiedząc, jak odpowiedzieć Nao. - Szczerze to czasem się zastanawiam, czy szczęście, które mnie spotkało nie jest snem. - powiedziała, a Nao spojrzał na nią. 
- Jakie szczęście mamusiu? 
- Wy oraz wasz tata jesteście moim szczęściem. - odparła wadera, a Nao spojrzał na mamę zaskoczony. Po chwili przytulił się do jej boku. 
- Nie jesteśmy snem mamusiu. Czujesz? Jestem naprawdę. - powiedział wzruszony, a Aisu również przytuliła synka. 
- Kochanie wiem o tym, że jesteście naprawdę. - odparła wzruszona. Nao uśmiechnął się promiennie do mamy. 
- Mamo, a czy istnieją wilczki podobne do aniołów?- spytał, a jego pytanie znów zaskoczyło Aisu. 
- Pewnie tak, choć żadnego nie widziałam. - odparła. Nao przytaknął. Wstał i poszukiwał mamie za rozmowę. Następnie udał się w teren by szukać wilki, którym mógłby pomóc. Cały dzień zleciał mu dosyć szybko. Końcówkę dnia postanowił przespać, by dłużej wytrzymać bez ziewania. Chciał dziś znów spróbować zobaczyć Serenity. Czuł małe wyrzuty sumienia, gdy Serenity mogła mieć wiele na główce. Mimo to miał nadzieję spotkać ją. Gdy się obudził poczuł, że musi również dać coś swojej przyjaciółce. Ona podarowała mu piórko, które było przepiękne, a on? Nic. Nim zapadł zmrok, pobiegł na najbliższą łąkę i znalazł najpoważniejszą różyczkę jaką znalazł. Kiedyś tata wspominał mu, że mama uwielbia róże. Pamiętał to i pomysłami, że Serenity też może spodobać się ten kwiatek. Jego białe płatki były tak czyste, jak futerko Serusia. Nao postarał się usunąć kolce, tak by jego przyjaciółka mogła swobodnie złapać łodygę kwiatu. Udał się nad jezioro gdzie pierwszy raz spotkałem Serenity. Długo rozmyślał, czy aby na pewno kwiatek spodoba się waderce. Postanowił, że zaryzykuje. Udał się nad jeziorko i czekał. Minęło dość sporo czasu, a on poczuł dziwne zmęczenie. Postanowił, że przez krótką chwilę, utnie sobie drzemkę. Chciał spędzić z Serenity jak najwięcej czasu. 

<Serenity?>

Od Zawilca CD Etain

- Co możesz o nim powiedzieć? - Etain dopytywała o Sekretarza.
- No... - zacząłem, a mój ogon nadal drżał nerwowo, z każdą chwilą coraz silniej, zwiastując nadejście jakiejś mało błyskotliwej odpowiedzi. Namyślałem się jeszcze przez chwilę, dopiero po kilku sekundach zdając sobie sprawę z prostoty pytania. Jak zwykle, zeżarły mnie nerwy. Uspokój się, Zawilec, uspokój się i coś odpowiedz.
- To dosyć długa historia - mruknąłem w końcu - Sekretarz jest dużo starszy ode mnie, mieszka w WWN chyba od urodzenia. W zasadzie nadaje się do funkcji, którą pełni wręcz idealnie... jak można wnioskować po imieniu. To wilk-chodząca odpowiedzialność. W razie potrzeby zawsze pomoże, sprawy członków swojej i naszej watahy traktuje jak własne, w pełni osobiste problemy. Myślę, że Wrotycz dobrze zrobił, przekazując mu zarządzanie WWN... być może to uchroniło ją od losu, jaki czekał WSJ. Upadek i zagubienie.
- Wrotycz? - zdziwienie Etain wywołane było prawdopodobnie usłyszeniem nowego imienia.
- Mój przyjaciel. Barwna historia, ale chyba nie ma sensu teraz jej opowiadać. Fakt faktem, jeszcze jakiś czas temu, WWN była zarządzana normalnie, tak, jak inne watahy w okolicy. Alfy, dziedziczenie władzy przez męskich potomków... teraz to bardziej kwestia powołania. Czas pokaże, co lepsze.
Mijaliśmy właśnie granicę Stepów. Dzień był wyjątkowo ciepły i przyjemny, nawet takiemu królikowi jak ja wyjątkowo chciało się żyć.
- Czyli lubisz... - usłyszałem zamyślone słowa Etain.
- Politykę - domyśliłem się - eee... - kiwnąłem głową na znak wątpliwości - jeśli chcesz coś o mnie wiedzieć, to najważniejsze chyba, że przede wszystkim lubię spokój. Czasem wcale nie mam ochoty siedzieć na tym stanowisku... wiedząc, że niejeden nadawałby się do tego dużo lepiej, niż ja. Wiesz, moim marzeniem jest zaszyć się... w takiej malutkiej jaskini... patrzeć sobie na las, chodzić na spacery... polować na zające, jak zgłodnieję - ups, chyba za bardzo wczułem się w to opowiadanie. Przybrałem coś na kształt zmieszanego uśmiechu.
- A ty? - zapytałem - cały czas gadamy o mnie, o WSC, a tymczasem ja nadal nie wiem, jaka jest twoja historia - uśmiechnąłem się już zupełnie, z jak najlepszymi intencjami, nie chcąc wydać się natrętny, a jednocześnie poznać waderę trochę lepiej.
- Zawilec... - zaczęła podejrzliwie - czy ty właśnie się uśmiechasz?
- Oj - chociaż grymas znikł z mojego pyska tak szybko, jak się pojawił, zacząłem odruchowo zezować na swój noc - możliwe - powiedziałem spokojnie, chociaż moje serce zabiło mocniej. Czyżbym w ciągu tych kilku dni zrobił aż taki postęp? - no, wracając - uciekłem wzrokiem gdzieś w bok - co Ty lubisz robić, Etain? I co właściwie sprawia ci przyjemność? Wiesz, wielu rzeczy możemy się od siebie nauczyć. Albo przynajmniej ja od ciebie, bo sam chyba w niczym nie jestem wybitnie dobry - spuściłem wzrok, przez chwilę patrząc na swoje przednie łapy, robiące się coraz bardziej szare od kurzu i drobnego piasku, po którym dreptaliśmy.

< Etain? >

Od Asmiry CD Azaira Ethala

Asmira uśmiechnęła się delikatnie. 
- Brata Naoru.- oznajmiła, a Azair przytaknął. - Chciałbyś go poznać?- spytała. 
- Czemu nie. - odparł. Waderka radośnie pognała do środka jaskini, gdzie Aisu leżała i myła brata. 
- Naoru choć szybko, chcę ci kogoś przedstawić. - odparła radośnie. Aisu zaśmiała się. 
- Twój brat zaraz wyjdzie. - oznajmiła. Mała uśmiechnęła się i wróciła do nowo poznanego  wilczka. 
- Nao zaraz przyjdzie. - powiedziała, a Azair przytaknął. Usiadła i spojrzała z zaciekawieniem na basiorka. 
- Skąd wiesz gdzie mieszkamy? - spytała. Szczerze ją to ciekawiło skąd Azair wiedział o ich miejscu zamieszkania i o tym, że ich mama już urodziła. 
- Dowiedziałem się wcześniej.
- A skąd wiesz o nas? Nie jesteśmy długo na tym świecie. 
- Pani Etain mi powiedziała. 
- Rozumiem. Nie znam pani Etain.- odparła smutno. 
- Jeszcze dużo przed tobą. - odparł. Asmira zamerdała radośnie. Nagle z jaskini wyszedł Naoru razem z Aisu. 
- Asmirko, Naoś idę na polowanie. Zostańcie tutaj i uważajcie na siebie. - powiedziała wadera, a szczeniaki przytaknęły z uśmiechami. Aisu odeszła, a Naoru skierował swe kroki ku centrum watahy. 
- Gdzie idziesz Naoru? - spytała Asmira.
- Mama wcześniej prosiła, bym udał się do pani Joeny. 
- Poczekaj jeszcze chwilkę. 
- Dlaczego? - spytał zaciekawiony. 
- Pamiętasz? Chciałam ci kogoś przedstawić. To jest Azair Ethal. - powiedziała Asmira, wskazując basiorka siedzącego niedaleko nich. 
- Miło mi. Jestem Naoru. - odparł brat i podszedł do nowo poznanego wilczka. Podał mu łapę na poznanie na co Azair również podał mu swoją. Asmi zamerdała radośnie widząc, że jej brat dogaduje się z Azą. 
- Miło było cię spotkać, ale muszę już iść. Mama będzie smutna jeśli tego nie załatwię. - odparł Nao i odszedł. Asmira spojrzała na Azaira i podeszła do niego. 
- Co chciałbyś porobić? - spytała z uśmiechem. - Możemy udać się nagle jeziorko lub pobawić się w chowanego. Możemy też pobawić się w berka i ganiać między drzewami. - zaczęła wymieniać znane jej gry. Chciała się z kimś zaprzyjaźnić, gdyż jej brat często wolał spędzać czas marząc nad jeziorem. 

<Azair?>

czwartek, 25 kwietnia 2019

Od Etain CD Zawilca

Jedyną rzeczą, na którą miałam akurat ochotę była odrobina albo całe mnóstwo snu, jednak nie mniej niż jego brakiem czułam się poirytowana faktem istnienia tak fatalnego, o ile można tak powiedzieć, zgrania między mną a Zawilcem. Przecież biały dopiero co otworzył oczy po spokojnej nocy. Przespał nawet wczorajszy świt, podczas którego ja czułam się wystarczająco rozbudzona, by biegać tam i z powrotem po zielonym lesie. Nieźle by się zdziwił, słysząc orzeczenie, jak to zamierzam położyć się teraz spać pod najbliższą sosną. Nawet gdyby przystał na to bez pytań, w co głęboko wierzyłam, i znalazł sobie zajęcie na najbliższe kilka godzin, jak wyglądałaby następna noc, kiedy ja byłabym znowu pełna energii, a on już niekoniecznie? Kolejny dzień, podczas którego ktoś z nas prawdopodobnie musiałby nadrabiać albo wlec się bez humoru?
Pokręciłam głową, porzucając ten pomysł i zastanawiając się, czy jest inna rzecz, która sprawiłaby mi w tym momencie radość i którą można by było zastąpić spotkanie z Sekretarzem. Zabawa kamieniami przy jakiejś rwącej rzece? Skakanie przez ogień? Żadna z tych koncepcji nie wzbudziła we mnie entuzjazmu. Zdecydowałam się więc działać zgodnie z planem i pozwolić sprawom samym się toczyć, mając cichą nadzieję, że może wydarzy się coś ciekawego.
Wróciwszy na tereny watahy obranej za pierwotny cel, zwróciłam uwagę na krajobrazy mijane po drodze. Żaden mnie tak naprawdę nie zaskoczył, odniosłam wrażenie, że wybrawszy się na spontaniczną eksplorację poprzedniego dnia, zdążyłam zobaczyć praktycznie wszystko, co stado oferowało. Czułam się trochę zdziwiona, a trochę zawiedziona, na pewno w jakiś sposób zadowolona z faktu, że zamiast w to miejsce trafiłam na tereny Watahy Chabra. Choć nie widziałam tam jeszcze wiele, domena Zawilca wydawała się być o wiele ciekawsza.
Upewniwszy się, że nie ma co zajmować umysłu obserwowaniem mijanej zieleni, wróciłam myślami do bieżących spraw i przypomniałam sobie o nowym kwiatku otrzymanym od basiora. Zapytawszy o okazję, czekając chwilę, aż rozmówcy uda się wysłowić, dowiedziałam się, że w Kiribati obchodzono dziś Światowy Dzień Zdrowia. Zgodziłam się, że miało to jakiś punkt zaczepienia z moją osobą, ale... Kiribati? Z uniesioną brwią spytałam o położenie tej krainy, lecz tłumaczenia Zawilca wcale nie zmniejszyły mojego zdziwienia, nie sprawiły też, że dowiedziałem się czegoś nowego. Drugą okazją miał być Światowy Dzień Chorych na Hemofilię, co miało trochę sensu, aczkolwiek wciąż ciężko było mi uwierzyć, że ktoś pamięta o takiej dacie i świętuje jej nadejście. Spojrzałam na basiora spode łba. Raczej nie wydawał mi się być aż tak drobiazgowy, chyba że miał jakiś dziwny pociąg do kwiatów, na co wskazywać mogło jego unikalne imię, lecz z taką cechą wiązałam raczej drugą osobę, która towarzyszyła nam na początku drogi, a od pewnego czasu pozostawała w ukryciu. Jeśli Mundus rzeczywiście za tym stał, to... to było dziwne. Nie należał do grona samców, od których chciałabym otrzymywać prezenty.
Zacząwszy odczuwać pewne zniesmaczenie, postanowiłam zmienić bieg myśli. Zwróciłam się do Zawilca:
- Lubisz takie rzeczy?
Spojrzał na mnie zmieszany, bezgłośnie prosząc o powtórzenie pytania.
- No, polityka, dyplomacja. Znaczy, wiem, że raczej musisz, ale skoro oboje możemy się zgodzić, że nie jesteś wielbicielem przygód, pomyślałam, że może w tym czujesz się trochę pewniej.
Zawilec zamrugał, rozmyślając nad odpowiedzią. Jego ogon drżał nerwowo.
Wykorzystując moment, w którym zbierał myśli, dodałam:
- A z tym Sekretarzem to dobrze się znacie? Co możesz o nim powiedzieć?

<Zawilec?>

środa, 24 kwietnia 2019

Od Azaira Ethala

Jako że poprzedniego dnia Ruten oznajmił Azairowi, że kolejna lekcja się nie odbędzie, szczeniak miał cały dzień do spożytkowania. Czy był z tego zadowolony? Sam nie wiedział. Uwielbiał towarzystwo swojego nauczyciela, ale nie był pewny, czy jego umysł wytrzymałby kolejną dawkę wiedzy.
Wyszedł z jaskini później niż zwykle; słońce wisiało już wysoko na niebie, gdy w jego świetle konsumował korzonki i jagody. Ojca już dawno nie było w jaskini, ponieważ wyszedł bez słowa (nie licząc oczywiście rzuconego oschle "dzień dobry").
Szczeniak postanowił wybrać się na spacer, ponieważ dawno nie obserwował żadnego innego wilka niż Ojca, Rutena, Mundusa i paru trupów.
Nie miał określonego celu podróży, stwierdził, że ruszy po prostu przed siebie. Nie minęła nawet dobra godzina, gdy na drodze napotkał Etain, medyka.
— Dzień dobry, proszę pani — przywitał się grzecznie. — Czy są jakieś nowe wieści?
Znał się już z Etain – zwykł często wypytywać ją o członków watahy i najnowszych wiadomościach, ponieważ medycy dużo wiedzieli.
— Dobry. — Wadera zmierzyła go spojrzeniem. — I tak, są. Aisu urodziła. Dwójkę szczeniąt.
— Ojej! — Azair spróbował udać mile zaskoczonego, przywołał więc na pysk mały, ale jak najbardziej szczery uśmiech. — Muszę w takim razie jak najszybciej je poznać! Dziękuję pani bardzo!
I, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź (co po jakimś czasie wydało mu się nieco impertynenckie) pobiegł do jaskini Aisu. Przed nią zastał małą waderkę, nieco zbyt kolorową jak na jego gust. Nie znał jej, co wysuwało prosty wniosek, że jest ona niedawno narodzonym dzieckiem Aisu i Conquesta.
— Witaj — przedstawił się, siadając nieopodal, naprzeciwko. — Jestem Azair Ethal. A ty?
— Asmira, miło cię poznać — odparła wadera, uśmiechając się miło.
— Masz rodzeństwo? — zapytał basiorek po chwili ciszy. Oczywiście, że miała, doskonale o tym wiedział, ale chciał, żeby wadera sama mu opowiedziała.

< Asmira? >

Od Serenity CD Naoru

Biała kiwnęła łebkiem uśmiechając się.
-A jeszcze jak widzisz wiatr... To jest niesamowite- dodała czując ponownie pieszczotliwy wiatr. Naoru zaciekawił się jeszcze bardziej słysząc jej słowa.
-Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Można zobaczyć wiatr?
-Tak- zapewniła go nowa koleżanka.- Chcesz tego spróbować?
-Pokaż!- Zareagował z radością.
Serenity rozejrzała się po ziemi szukając pomocy. Jej uwaga padła na leżące płatki kilku kwiatów rosnących nieopodal. Zebrała je w kupkę, następnie podeszła do basiorka i wymieniając się podekscytowanymi spojrzeniami, podrzuciła trzymane w małych łapkach różnokolorowe płatki z chwilą poczucia ponownie wiatru. Poderwał on płatki w górę po czym rozpoczął zabawę nimi, przez co zaczęły lecieć w różnych kierunkach wykonując coraz to bardziej imponujące akrobacje. Szczenięta obserwowały to przedstawienie z ekscytacją, po czym spojrzały na siebie w tej samej chwili, niczym synchronizacja. W jego oczach, swoją drogą o interesującej barwie, wręcz dostrzegła iskierki podekscytowania.
-To było super! Świetnie jest spojrzeć na to z tej strony.
-Cieszę się, że ci się to podobało- odparła szczerze ucieszona waderka.
-Niesamowite... Ale jak to jest możliwe, że nie poznaliśmy się wcześniej?- Widząc jego entuzjazm, Serek poczuła silną potrzebę jakoś wybrnięcia z tego tematu. Chociaż ona go "znała" dłużej, on dopiero co ją spotkał. Musiała być ostrożna, żeby nie wziął jej za dziwaka.
Ups. Przecież nim jakby była...
-O-och... Pojawiam się czasem nocą, nigdy za dnia...- Zamyśliła się mała szukając odpowiednich słów. W końcu westchnęła.- Nie mogę zbytnio tego powiedzieć.
-Nie ufasz mi?- Ponownie zaskoczył ją pytaniem. Zerknęła w jego oczy i poraziła ją jego powaga szczerości, którą ujrzała. Uniosła łapkę w górę i zaraz również skrzydło osłaniając również Naoru przed silniejszym podmuchem.
-To temat, którego sama zbyt nie rozumiem- przyznała.- Poza tym ledwie co mnie poznałeś, więc wątpię...
-Że to zrozumiem?- Wtrącił zawiedziony.
-Że mi uwierzysz.- Dokończyła właściwie. Chyba poczuł się pewniej bo nie posmutniał.- Ale wiesz... Kiedyś powiem ci, kim jestem.
-Trzymam za słowo- uśmiechnął się ciepło. Zaraz jednak koleżka ziewnął, co od razu zarejestrowała.- Sorki.
-Nie szkodzi. Może idź spać, co? Widzę, że jesteś już zmęczony.- Serek przekrzywiła łepek,- jest koło 11 w nocy, rodzice i siostra będą się o ciebie martwić.
-Skąd wiesz, która godzina?
-Może intuicja?- Uśmiechnęła się. Odprowadziła go niemal pod jaskinię jego rodziny i już chciała odlecieć, kiedy dostrzegła jego zasmucony wzrok.- Hej, co jest?
-A co jeśli to tylko sen? A jeśli nie spotkamy się znowu? Chciałbym- spłaszczył uszy do głowy. Położyła mu swoją drobną łapkę na jego ramię w geście pocieszenia.
-Zapewniam cię, że to się dzieje naprawdę. Na pewno też się spotkamy, może niedługo- uśmiechnęła się. Widząc jego niepewność, gładko sięgnęła do swojego skrzydła i wyrwała z niego średniej długości piórko, mieniące się niczym kryształ. Podała mu go.- Weź, to moja obietnica, że jeszcze się spotkamy... A teraz idź spać- dodała cicho chichocząc. Naoru wziął piórko i mocno zacisnął z nim łapkę.
-Ale obiecujesz?
-Tak.
-W porządku... To dobranoc.
Pomachała mu gdy wchodził do jaskini. Dopiero gdy znikł, rozpostarła skrzydła i wzbijając się w powietrze, odleciała.
Tej nocy zajrzała do brata, który akurat spał, po czym bez lądowania, znikła w blasku zorzy.

<Naoru?>

Od Joeny CD Lucasa

Spojrzałam zaskoczona na Lucasa. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam jego słowa. On chce tu zostać? Wstałam i niepewnie podeszłam do niego z pyszczkiem skierowanym ku ziemi. 
- Z-zostaniesz?- spytałam. Lucas przytaknął. Uśmiechnęłam się radośnie i przytuliłam przyjaciela. Bardzo za nim tęskniłam. Każdego dnia zastanawiałam się gdzie się podział. Gdy odeszłam od niego spojrzałam w jego fioletowe oczy. 
- To wspaniale.- odparłam szczęśliwa. Lucas spojrzał gdzieś w bok. Podeszła do wyjścia mijają basiora. Stanęłam przy wyjściu i znów spojrzałam w jego kierunku.
- Może się przejdziemy? 
- Trochę ruchu z pewnością mi pomoże.- odparł. Wyszliśmy więc razem. Zaproponowałam krótki spacer wokół mojej jaskini, tak by Lucas mógł się trochę poruszać, ale by nie wpłynęło to źle na jego zdrowie. Powinien jeszcze trochę odpocząć. Basior zgodził się, więc udaliśmy się na owy spacer. Moja jaskinia znajdowała się w lesie. Wokół nas rosły piękne drzewa. Cały czas coś nie dawało mi spokoju. Spojrzałam na Lucasa, który rozglądał się i przyglądał poszczególnym roślinom. 
- Lucas?- zaczęłam niepewnie. Basior spojrzał na mnie. 
- Tak? 
- Nie chce być jakaś wścibska, ale coś mnie cały czas męczy. - zaczęłam.
- O co chodzi? - spytał, a ja przystanęłam. Spojrzałam znów w jego fioletowe oczy i skończyłam swoją wypowiedź.
- Dlaczego postanowiłeś tu zostać? Przecież twoja rodzina jest w innej watasze.

<Lucas?>

Od Aisu CD Etain

Czekałyśmy razem z Etain, aż wilk odzyska świadomość. W między czasie przyglądałam się mu i zastanawiałam skąd mógł on być. Jeszcze nie spotkałam na swojej drodze tego wilka. Musiał więc nie być z naszej watahy. Ciekawiło mnie co więc robił na naszych terenach. Po dłuższej chwili basior powoli zaczął odzyskiwać świadomość. Spróbował wstać, ale czując ból upadł. 
- Uważaj na łapę.- powiedziała Etain. Wilk spojrzał w naszym kierunku, a następnie na chorą łapę. Widok bandaży zaskoczył willa. 
- Kim jesteście?- warknął w naszym kierunku. 
- Waderami, które ci pomogły.- odparłam i pokazałam na części pułapki. 
- Ej!- krzyknął Ryś. 
- No i ten karakal.- dodałam. Wilk spoglądał na nas. Po chwili znów spróbował wstać, lecz tym razem uważał na łapę. Gdy stanął rozejrzał się. 
- Gdzie jestem? - spytał. 
- Na terenach Watahy Srebrnego Chabra. - odparła Etain. 
- Więc już niedaleko.- odparł. 
- Niedaleko dokąd? - spytałam, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Spojrzałam na swoją towarzyszkę. Wilk ruszył, lecz po chwili upadł. Mruknął coś pod nosem i znów starał się wstać.
- Jeśli będzie się tak przewracał cały bandaż diabli wezmą. 
- Muszę iść. To już tak niedaleko. - warknął. Spojrzałam na Etain, a ta przytaknęła. Podeszłam do basiora i stanęłam na przeciw niego blokując mu przejście. 
- Zejdź mi z drogi.- warknął. 
- Tak się odpłacasz za uratowanie łapy? - spytała Etain.  Basior westchnął. 
- Wybaczcie, ale jestem już tak blisko celu. 
- Ale jakiego? - spytałyśmy jednocześnie.
- Szukam źródła o mocy leczenia.- odparł. Razem z Etain spojrzałyśmy na siebie, a następnie znów na wilka. 
- Możemy poznać twoje imię? - spytałam.
- I powód szukania tego źródła?- dodała wadera. Basior westchnął. 
- I tak przez tą łapę szybko dam nie dotrę. - powiedział i milczał przez chwilę.- Zwę się Wezyr i szukam tego źródła dla mojej córki. 
Nasza wataha rozpadła się i wszyscy zostaliśmy sami. Wraz z córką wędrowałem po świecie. Ostatnio zachorowała i to bardzo mocno. Zatrzymaliśmy się u pewnej wadery, lecz ta odparła, że wyleczyć moją córkę może tylko to źródło. Jeśli nie napije się ona tej wody w ciągu kilku dni, umrze. 
- Nigdy nie słyszałam o takim źródle.- odparłam. 
- Jest ono magiczne i tylko wilki o dobrym sercu mogą je znaleźć. Jest legenda, że źródło to wędruje. Pojawia się w jednym miejscu i zostaje tam przez jakiś czas. 
- Skąd wiesz gdzie jest teraz?- spytała Etain.
- Pewien wędrowny wilk mi o nim powiedział i oznajmił, że  jest ono niedaleko tych terenów. - odparł. Usiadłam i zaczęłam się zastanawiać. Po chwili przeprosiłam Wezyra i poprosiłam Etain na słówko w cztery oczy. 
- Myślisz, że to co mówi jest prawdą?- spytałam. 

<Etain?>

Od Naoru CD Serenity

Minęło już trochę czasu odkąd Naoru ujrzał pierwszy raz otaczający go świat. Zdążył już dużo zobaczyć. Najbardziej zadziwiały go gwiazdy, które pojawiały się tylko nocą. Skrywały one tajemnice, które razem z nimi znikały za dnia. Dla małego były to niezwykle fascynujące zjawiska. Dzień, Nao spędził pilnując siostry oraz pomagając swojej matce jak tylko mógł. Wieczorem zaś gdy upewnił się, że mama oraz tata śpią udał się do wyjścia z jaskini. Zatrzymał go jednak głos siostry. 
- Dokąd idziesz ?- spytała sennie. Naoru uśmiechnął się niewinnie. 
- Śpij spokojnie Asmi, idę podziwiać gwiazdy.- oznajmił. Waderka wróciła więc do snu, a mały Nao wyszedł z domu. Udał się nad jezioro gdzie, gdzie zazwyczaj siadał przy drzewie i podziwiał ciała widniejące na niebie. Nagle zauważył coś ta pięknego i niesamowitego, że podążył za tym wzrokiem. Okazało się, że niesamowite zjawisko to, było tak naprawdę mała białą waderką. Jego pierwszą myślą było to, że odwiedził go aniołek. Waderka uśmiechała się miło, co Nao starał się odwzajemnić choć uśmiech często zmieniał się w otwarty z wrażenia pyszczek. Usłyszał w pewnym momencie śmiech Serenity. Musiał przyznać, że waderka naprawdę ślicznie się śmiała. Spojrzał na nią i się uśmiechnął. 
- Wybacz. Nie widziałem cię tu wcześniej, a wyglądasz naprawdę ślicznie.  - odparł.- Jesteś pewna, że nie jesteś aniołkiem? - spytał, a Serenity znów się zaśmiała. 
- Jestem pewna.- odparła. Nao podszedł trochę bliżej, stanął w takiej odległości, by nowo poznana waderka nie poczuła się niekomfortowo. 
- Miło mi cię poznać Serenity. Przedstawił bym się, ale już znasz moje imię.- zaśmiał się. Lekki wiaterek zerwał się i rozwiał ich futerka. Nao zaśmiał się wesoło, a waderka spojrzała na niego z zaciekawieniem. 
- Wiaterek jest taki niesamowity. Zawsze gdy wiele czujemy lekki chłód. Nie jest to ciekawe? - spytał radośnie waderki. 

<Serenity?>

Od Serenity - "Wspomnienia matczynego kwiatu", cz. 5 (+16)

! Opowiadanie może zawierać brutalne sceny !

Wspomnienia są zaznaczone kursywą

Pogoda tejże nocy wydawała się być jeszcze bardziej nieprzystępna niż poprzednia. Wiatr dmuchał w lecącą waderkę, nie chcąc robić jej przy tym krzywdy a blokować jej lot. Marzła. Dobitnie wiatr bronił jej zniżania lotu ale przy tym wychładzał jej drobny organizm. Nim Serenity udało się wygrać i wylądować, była przemarznięta. Zebrane wilki czekały w ciszy, spoglądając na szczeniaka ze smutkiem. Wiedziała czemu. Zapowiedziała ostatnim razem, że tym razem dowiedzą się o najokrutniejszym incydencie z życia jej matki.
Mała wyjątkowo nie powiedziała nic od siebie, w ramach przywitania to tylko kiwnęła lekko głową innym. W tamtej chwili wolała jednak, aby wiatr nie pozwolił jej wylądować za wszelką cenę. W pierwszej chwili chciała coś rzec, jednak z jej pyszczka wydobyła się cisza mimo poruszania szczęką. Westchnęła ciężko i spojrzała nieco nieobecnym wzrokiem na zebranych.
Czas przekazać innym ostatnią wole jej matki.


Tygodnie mijały, jednak moja matka nie ruszała się ze swojej jaskini. Bezustannie szlochała za utraconym przyjacielem, który ledwo co ją odnalazł. Przyroda wydawała się warstwami wydawać ostatnie tchnienia z każdą łzą mamy, które nie przestawały opuszczać jej oczu. Nie w sposób było ją przekonać by zjadła lub wypiła cokolwiek, o wyjściu z jaskini nie było nawet mowy. Nie można było wydobyć od niej chęci na rozmowę. Ciocia Palette skapitulowała z próbami i jedynie doglądała w milczeniu moją mamę. Podobnie jak inni. Zawsze ktoś miał ją na oku.
Kiedy po może czterech tygodniach odgłosy wydobywające się z izolującej się mamy znacznie straciły na sile, ktoś postanowił sprawdzić stan mamy. Tym wilkiem okazał się tata, który na widok leżącej mamy, niczym porzucona w kąt lalka, z której oczu już samoistnie leciały łzy, prawdopodobnie przejął na siebie skrawek żalu od niej, bowiem schylił się ku niej z bólem wypisanym na pysku.
-Kwiatuszku- szepnął błagalnie,- proszę, zjedz coś. Zdziel mnie jak chcesz. Tylko proszę, przestań płakać.
-Już go nie ma- wyszeptała gardłowo i to z ogromnym trudem mama otwierają oczy, które były wówczas martwe za życia.
-Był dla ciebie bardzo ważny- tata stwierdził niż zapytał. Kolejne strużki łez opuściły pozbawione wyrazu oczy mamy.
-Wiesz... Wiesz, że mój gatunek zakochuje się raz na całe życie? Kochamy z całych sił... A cierpimy mocniej.
-Cael, pozwól mi wyjaśnić...
-Ciebie też straciłam... Wyjdź stąd- powiedziała mama nie spoglądając w jego kierunku.- Zostaw mnie.
-Caledori...
-Daj mi opłakiwać kochanego przyjaciela.
-I dać pozwolenie na zagładę watahy?- Nikt nie wiedział, kiedy Mundus wszedł do jaskini. Mama nie drgnęła.- Przyjmij me kondolencje, jednak zdajesz sobie sprawę, że twój żal zabija przyrodę? Zwierzyna całkiem uciekła, wilki zaczynają głodować. Panienko, proszę, weź pod uwagę innych, pozwól na osłabienie smutku.
-Myślisz, że bycie altruistą jest odpowiedzią na wszystkie żale? Że altruista nie ma prawa do zajęcia się sobą?- Spytała się cicho ignorując pochylającego się nad nią tatę.
-Ależ oczywiście, że nie- zgodził się ptak.- Każdy potrzebuje czasem być egoistą. Proszę mieć jedynie na uwadze, że rodziny coraz bardziej nie mają czym wykarmić swoje młode.
-Zostawcie mnie- odezwała się ponownie mama. Szelest piór na coś miękkiego wskazywał najpewniej, że Mundus położył skrzydło na grzbiecie taty bo po chwili cicho opuścili ją. Po godzinie spędzonej w otaczającej ciszy, mama uniosła tępo głowę. Dla tych, co oglądaliby ją z boku, wyglądało to bardziej na marionetkę, której ktoś uniósł sznurki ku górze. Z pozbawionym wyrazem pyska i oczu zbierała się do sztywnego siadu.
Zarejestrowała nagły trzask, ledwie skierowała w tamtą stronę uszy, gdy usłyszała lodowaty głos.
-Miło cię widzieć ponownie- odezwał się wilk, który odwiedzał ją w koszmarach.- Twój Strażnik przekazał ci wiadomość?
-Co tu robisz?- Spytała głucho odwracając się słabym ciałem na wskutek nie przyjmowania pokarmów czy płynów. Na wspomnienie o jej bliskim przyjacielu, serce ponownie się zacisnęło. Jego trupio-blade oczy błysnęły.
-Czyżby nie powiedział kto przejął jego Kwiat Życia?
Głowa mamy lekko opadła do przodu. Zawyła kiedy basior rzucił resztki poszarpanej łodygi, będącej ucieleśnieniem żywota Kwiatu, na ziemię jak zwykły śmieć. Z szeroko otwartych oczu zaczęły szybko lecieć łzy. Więc to on...? To przez niego Darien Darius był martwy?
-Nie ma teraz nikogo, kto mógłby cię ochronić- szepnął lodowatym tonem. Mama zdążyła wrzasnąć na tyle głośno, że tata pojawił się w progu jaskini by zobaczyć znikającego wilka, który trzymał mamę.


Serenity westchnęła nerwowo. Słuchacze dostrzegli jej zesztywniałe ciałko, kiedy skończyła na porwaniu matki. Szczerze? Szczeniak nie chciał opowiedzieć co było dalej. To było okrutne. Zbyt brutalne by mogła to przekazać. Szczegóły te, wracałyby do niej w koszmarach, gdyby zasypiała.
-Em... Wszystko w porządku?- Zapytała się jedna z wader.
-Tak jakby...- Odparła mała.- Tylko... To co teraz chciałabym wam powiedzieć to wyjątkowo brutalne...
-Nie musisz, jeśli nie chcesz- dodała inna dorosła wadera spoglądając na szczeniaka ze współczuciem.
-Skoro zaczęłam, powiem... Chociaż tak bardzo tego nie chcę- dodała ciszej z bólem.


Mama kolejne wydarzenia chciała wymazać z pamięci. Czułam to, kiedy "przekazała" mi swoje wspomnienia, które nie były znane sporej części watasze. To było to, które za wszelką cenę wolałaby zapomnieć.
Fobos po porwaniu mamy, zawiązał jej łapy rozpościerając dostęp do ciała. Kiedy ruszył ogonem i odpalił kilka świec, dotarło do niej, że leży na ołtarzu. 
-Możesz się drzeć, nikt cię nie usłyszy.
-Co chcesz mi zrobić?!
-Kiedy złoże cię w ofierze, mój cel życia się wypełni... Ale zanim to nastąpi...- Fobos pochylił się nad mamą i wepchnął jej język do jej gardła- Zabawię się tobą.
Wilk zgotował jej tortury. Nie patyczkował się z bezbronną waderą. Kaleczył jej smukłe ciało, aż w końcu... Aż w końcu...


Serenity spojrzała na zgromadzone wilki ze łzami w oczach.


Zgwałcił ją. Brutalnie pozbawił czystości ciała. I to nie raz. Gwałcił ją długi czas. Mama płakała podczas tego wymuszonego stosunku. Jej pierwszy raz, jej cnotę chciała oddać swej miłości. Po kolejnym gwałcie na sobie, mama leżała pozbawiona możliwości ruchu czy innej reakcji. W końcu zszedł z niej i sięgnął po rytualny nóż, po czym przytknął jej do gardła.
Nagle kryjówkę zagłuszył wycie jeszcze innego wilka. 
Nie wiadomo jakim cudem, mój ojciec zmaterializował się tam. Wystarczyło, że spojrzał na udręczone ciało mamy, z którego spływała krew i nasienie dręczyciela, by w jego oczach pozostała wyłącznie ślepa furia mordu.
-Zapłacisz za to- wycharczał i rzucił się na Fobosa. 
Mama nie widziała walki, jedynie słyszała ją. Trwała ona kilkanaście minut, kiedy nagle usłyszała silny zgryz, niczym wgryzanie się w coś miękkiego a po chwili trzask skręcania karku. Po chwili ktoś ją dopadł i przerwał łańcuchy, by przygarnąć do siebie z płaczem. Mama z trudem otworzyła oczy. Jakieś dwa metry przed sobą widziała martwego Fobosa z rozszarpanym gardłem i skręconym karkiem, chyba dla pewności jego zgonu.
Tata cały w kurzu walki, trzymał roztrzęsiony mamę i przyciskał jej niemal bezwładne ciało do siebie.
-Kwiatuszku, wybacz mi- płakał. Słabo zamrugała oczyma. Wrotycz ją ocalił. Chociaż zachowała życie, straciła coś bezpowrotnie.
-Wrotuś...- szepnęła słabo wtapiając się w jego uścisk, nie pozwalając jej odejść. Mam zapamiętała to jako znak, że nie chciał jej znowu stracić.
-Spóźniłem się- zaszlochał widząc jej stan tylnej części ciała.
-Nie. Zdążyłeś w porę- szepnęła.


Serenity widząc wilki, które płakały podczas słuchania, sama otarła swoje strużki łez.
-Tata nie wyjawił jak udało mu się odnaleźć mamę. Zabrał ją z powrotem i nie zamierzał jej zostawić samej. Właśnie wtedy ponownie się do siebie zbliżyli. To była tez ich pierwsza noc razem. I nim zapytacie: mój brat i ja nie jesteśmy dziećmi Fobosa- powiedziała ze stanowczością.- Jesteśmy pełnoprawnymi potomkami Wrotycza i Caeldori.
Westchnęła chcąc uspokoić głos.
-Wkrótce przyroda odrodziła się a mama dowiedziała się o swej ciąży. Resztę historii już znacie... To było wszystko, co chciano, bym wam przekazała... Wkrótce świt- dodała mała istotka spoglądając w odsłonięty horyzont. Zwróciła się ponownie do zebranych.- Dziękuje, że zechcieliście wysłuchać tych historii wspomnień.
Po kiwnięciu głowami, szczeniak rozpostarł skrzydełka i odleciała, dając się pochłonąć zorzy, przenosząc się do "swojego wymiaru" z nastaniem kolejnego dnia.

Od Notte - 7 trening mocy i zwinności

Ćwiczyłam właśnie na swoistym torze złożonym z dwóch wyjątkowo grubych, spróchniałych, leżących pni, paru kolczastych zarośli i mnóstwa pni drzew między nimi, kiedy usłyszałam w pobliżu jakiś szelest. Zatrzymałam się na moment, jednak w lesie panowała zwyczajna cisza. Może się przesłyszałam, może nie. Wróciłam do treningu, lecz dźwięk powtórzył się dodatkowo z warknięciem. Przeskakiwałam akurat przez pień. Rozproszyło mnie to i wpadłam tylną nogą na drewno, które zapadło się z głośnym trzaskiem. Spojrzałam w tamtą stronę, od razu rozpoznając Agaresa po błonie jednego ze skrzydeł wystającej zza ogromnego krzaka. Gdy wyszedł, z trudem powstrzymywał śmiech, ale od razu zabrał się do pomocy w wyciągnięciu mojej kończyny z pnia, mimo że nie było to konieczne. Nie zdążył odsunąć nawet łap, kiedy dostał bezpardonowo po głowie.
— A to za co? - spytał z wyraźnym niezadowoleniem.
— Za wykazanie się intelektem. Wybitne jednostki są przeważnie pogardzane przez tłum. Takie życie. - przechyliłam lekko głowę z uśmiechem. Basior westchnął teatralnie.
— Mogę wiedzieć, co tu robisz? Tak, nudzi mi się. - dodał, widząc mój wzrok. 
— Trenuję. 
— Nie będzie ci przeszkadzała moja obecność?
— Nie. 
Od tego momentu ćwiczyliśmy razem, czasem bardziej na tym samym polu, czasem wspólnie, jednak na koniec zrobiliśmy kilka rund walki. Czułam się znacznie mocniejsza niż przed treningiem. Uniki przychodziły mi z łatwością, lepiej umiałam się zasłonić przed ciosami. Osiągnęłam swój cel, choć nie wątpię, że przyjdą kolejne.

Gratulacje!

Od Notte - 6 trening mocy i zwinności

Dziś o wschodzie słońca obudziłam się z wielką ochotą na wyprawę w góry. Niby przebywałam już tam mnóstwo razy, lecz było to nieustannie zmieniające się środowisko: ich zarys owszem, pozostawał taki sam i nie zmieni się zapewne przez najbliższe kilka tysięcy lat (wykluczając psychicznych wandali dysponujących nadzwyczajnymi mocami), jednak lawiny, kamienie, roślinność i zwierzęta robiły swoje.
Wyszłam po cichu z jaskini i przeszłam korytarzem do wyjścia. Niemal cała wataha jeszcze spała. Śniadanie postanowiłam upolować na miejscu. Przypadłam do ziemi, rozprostowując skrzydła, po czym skoczyłam raz przed siebie, równocześnie nimi machając. W ten sposób już po chwili szybowałam pewnie na wysokości około piętnastu metrów, mając przed oczami góry. 

Byłam już niedaleko, kiedy na horyzoncie zauważyłam małą, brązową plamkę, zmierzającą w moją stronę. Rozpoznałam w niej jakiegoś drapieżnika, a gdy podleciałam bliżej - bielika. Orzeł zaniepokoił się dopiero, kiedy byłam bardzo blisko. Choć nadal pozostał na poły pewny siebie i dumny, zaczął się szybko oddalać. Wyrwałam do przodu i wczepiłam pazury w ciało ptaka. Rozpoczęła się gwałtowna szarpanina w powietrzu, jednak na moje szczęście zanim uderzyliśmy o ziemię moja ofiara wydała ostatni dech. Spadłam prawie że na cztery łapy. Chwyciłam leżącą nieopodal zdobycz w pysk i przeszłam w cień dębu, by spokojnie ją skonsumować. Po posiłku od razu zabrałam się za trening, najpierw w lesie, slalomem wśród krzewów i drzew lub wspinając się na nie, następnie wyższą partią, po skałach.
Zatrzymałam się na jednym ze szczytów z którego rozciągał się widok na całą dolinę. Słońce grzało mnie w plecy. Pozachwycałam się trochę krajobrazem, po czym oderwałam od ziemi ku niebu, w locie próbując ukształtować mroczną zasłonę i przelecieć przez nią w wielkim stylu. Bezskutecznie, oczywiście.

Od Notte - 5 trening mocy i zwinności

Poranek spędziłam pilnując nowo narodzonych szczeniąt pary znanej mi jako Aisu i Conquest. Musieli się gdzieś pilnie udać, a natknęli się na swojej drodze akurat na mnie. Nie miałam specjalnie nic przeciwko, obiecali, że nie zajmie im to wiele czasu. Tak młode szczeniaki nie umiały jeszcze nawet do końca chodzić, więc nie wymagały uwagi sześćdziesiąt sekund na minutę. Głównie drzemały w ciepłych, wiosennych promieniach słońca na starym, ludzkim kocu, podobnie jak ja, przekomarzały się ze sobą albo urządzały krótkie wycieczki po grocie. Czasami tylko odciągałam je od wyjścia z powrotem na środek. Brat i siostra, razem zawierający wszystkie kolory tęczy. Miło było na nich popatrzeć, ale sama wolałabym nie musieć nikogo prosić o taką pomoc.
Rodzice wywiązali się ze swojej obietnicy. Po krótkim pożegnaniu udałam się na zewnątrz. Tam trochę się porozciągałam, po czym wzbiłam wysoko w powietrze. Wiatr był dzisiaj dość silny, lecz ponad nim istniała strefa ,,wolna", idealna do treningu. Tam zaczęłam przeróżne podniebne akrobacje i zawijasy. Fikołki, skoki w powietrzu, wiszenie głową w dół, latanie do tyłu, kontrolowane spadanie, układy figur. Czułam się jak ryba w wodzie, że tak powiem. 
Po skończeniu tej części ćwiczeń postanowiłam spróbować kontroli nad mocą w obecnym położeniu, gdzie powietrze było znacznie czystsze, a otoczenie mniej rozpraszające. Odczuwałam mniejsze zmęczenie, jednak to wciąż nie było to, o co mi chodziło.

Od Notte - 4 trening mocy i zwinności

Obudziłam się nadzwyczaj wypoczęta i pełna energii. Może to kwestia orzeźwiającego wpływu zapachu wiosny w powietrzu? Na pewno rozwijające się powoli pąki, soczyście zielona trawa i fruwające w tę i z powrotem ptactwo było bardziej motywującym widokiem niż rzędy nagich drzew wśród śnieżnych zasp. Wykorzystałam tę poranną siłę na trening mocy. Stało się to już po prawdzie mówiąc moim codziennym rytuałem. Z drugiej strony praktykowałam go w większej części dla zasady. Nie śmiałam już marzyć o opanowaniu swojej natury. Ta psychiczna gimnastyka była dla mnie po prostu ukojeniem. 
Następnie zajęłam się upolowaniem śniadania. W moim brzuchu wylądowało kilka burunduków, które kręciły się akurat w zaroślach. Po wszystkim usiadłam na szczycie skały u wejścia do jaskiń i rozejrzałam się po okolicy. Kolejne slalomy? Ćwiczenie skrzydeł? Góry? Nie...Potrzebowałam czegoś innego. W końcu do głowy wpadł mi pomysł. Trochę ryzykowny, ale czymże byłoby życie bez szczypty hazardu. 
Drogą powietrzną w ciągu około godziny znalazłam się w pobliżu wioski, dokładnie od wschodniej strony, najrzadziej zaludnionej, składającej się z ciasno stojących domków. Wiele z nich było zapadłych, bez jakichkolwiek oznak życia. Zeszłam na ziemię i ustawiłam się pod pierwszym ogrodzeniem, po czym wyskoczyłam w górę i przeleciałam nad nim. Pobiegłam sprintem na kolejne, i tak cały czas. Usłyszałam tylko dwa, może trzy okrzyki ze strony ludzi. Zrobiłam kilka rundek w różnych miejscach. Byłam w połowie jednej z nich, kiedy przy zeskoku pod sobą ujrzałam małe dziecko. W ostatniej chwili machnęłam skrzydłami i wyrwałam do góry, muskając je tylko końcówkami piór. 

Od Notte - 3 trening mocy i zwinności

Rano natknęłam się na Agaresa i nie mogło się to oczywiście skończyć na dziesięciominutowej pogawędce. Popołudnie miałam już jednak wolne, dodatkowo nasze spotkanie zakończyliśmy na obiedzie złożonym z koźlęcia i natrętnego rosomaka, któremu dostało się ,,przypadkiem" trochę za mocno, kiedy próbował podkraść zdobycz, byłam więc syta i wypoczęta. Słońce wisiało już za nisko na dłuższe wyprawy. Udałam się do lasku w rejony Skały Wielkiego Huka, jak zwali ją wszyscy tutejsi mieszkańcy. O legendzie z nią związanej wiedziałam tylko tyle, że według niej w kamieniu zaklęta jest bliżej nieokreślona, dziwaczna istota. W każdym razie teren ten był gęsto zarośnięty, idealny do treningu zwinności. 
Prawie że do zachodu słońca wykonywałam sprinty między pniami i różnego rodzaju krzewami, wyginając się z całych sił, aczkolwiek czasami po lesie rozchodziło się echo mojego wściekłego warknięcia po tym, jak uderzyłam o jakieś drzewo czy nisko wiszącą gałąź. Po wszystkim czułam się trochę jak zbyt mocno i często składana harmonijka, ale o własnych siłach wróciłam do jaskini niedługo po zapadnięciu zmroku. Przed snem pod osłoną ciemności pomocowałam się jeszcze ze sobą, o czym zapomniałam w ciągu dnia, i ostatecznie odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Dziś
, 13:21
Zgłoś nadużycie
Nieprzeczytane od tego miejsca
Od Notte - 4 trening mocy i zwinności
Obudziłam się nadzwyczaj wypoczęta i pełna energii. Może to kwestia orzeźwiającego wpływu zapachu wiosny w powietrzu? Na pewno rozwijające się powoli pąki, soczyście zielona trawa i fruwające w tę i z powrotem ptactwo było bardziej motywującym widokiem niż rzędy nagich drzew wśród śnieżnych zasp. Wykorzystałam tę poranną siłę na trening mocy. Stało się to już po prawdzie mówiąc moim codziennym rytuałem. Z drugiej strony praktykowałam go w większej części dla zasady. Nie śmiałam już marzyć o opanowaniu swojej natury. Ta psychiczna gimnastyka była dla mnie po prostu ukojeniem. 
Następnie zajęłam się upolowaniem śniadania. W moim brzuchu wylądowało kilka burunduków, które kręciły się akurat w zaroślach. Po wszystkim usiadłam na szczycie skały u wejścia do jaskiń i rozejrzałam się po okolicy. Kolejne slalomy? Ćwiczenie skrzydeł? Góry? Nie...Potrzebowałam czegoś innego. W końcu do głowy wpadł mi pomysł. Trochę ryzykowny, ale czymże byłoby życie bez szczypty hazardu. 
Drogą powietrzną w ciągu około godziny znalazłam się w pobliżu wioski, dokładnie od wschodniej strony, najrzadziej zaludnionej, składającej się z ciasno stojących domków. Wiele z nich było zapadłych, bez jakichkolwiek oznak życia. Zeszłam na ziemię i ustawiłam się pod pierwszym ogrodzeniem, po czym wyskoczyłam w górę i przeleciałam nad nim. Pobiegłam sprintem na kolejne, i tak cały czas. Usłyszałam tylko dwa, może trzy okrzyki ze strony ludzi. Zrobiłam kilka rundek w różnych miejscach. Byłam w połowie jednej z nich, kiedy przy zeskoku pod sobą ujrzałam małe dziecko. W ostatniej chwili machnęłam skrzydłami i wyrwałam do góry, muskając je tylko końcówkami piór.

Od Notte - 2 trening mocy i zwinności



Spacerowałam po lesie bez żadnego konkretnego celu. Ot, chwila wytchnienia, ale dobrze, gdy jest to tylko moment, bo dłuższa bezczynność zwyczajnie zaczynała mnie nudzić. Doszłam akurat nad jeden z wielu małych, leśnych strumieni. Usiadłam na brzegu od niechcenia, wsłuchując się w jego cichy, uspokajający szmer. Tak, to był dobry moment na kolejną próbę. Wbiłam więc wzrok w jeden punkt i, nucąc pod nosem jakąś skleconą naprędce mantrę, starałam się oczyścić taflę świadomości ze wszelkich myśli, by sięgnąć w głąb "siebie" i urzeczywistnić samodzielnie zgromadzone tam pokłady mroku. Przez pół godziny nie zaszło nic nowego, otoczenie nie ucierpiało. Zdrzemnęłam się nieco. Po przebudzeniu od razu wdrapałam się na drzewo i poleciałam ze szczytu korony. Wzbiłam się na znaczną wysokość, po czym rozejrzałam się dookoła. Miałam u stóp cały świat do dyspozycji, ale...nad sobą również. 
Większa część mojego dzisiejszego treningu polegała na unikaniu dotknięcia chmur, co w praktyce oznaczało gwałtowne zwroty, koziołki, latanie do tyłu i nagłe uniki. Najlepsze ćwiczenie zostawiłam sobie na koniec. Nie trwało to zbyt długo, chociaż w trakcie zauważyłam, że będę musiała jeszcze kiedyś popracować nad szybkością. Odleciałam trochę do tyłu by móc podziwiać swe dzieło.
No miód cud, nic dodać, nic ująć.

wtorek, 23 kwietnia 2019

Od Zero CD Aisu

Pytanie było dosyć trudne. Nienawidzę sytuacji, w których to ja muszę podejmować decyzję. Stawiłem jednak na łut szczęścia i zaproponowałem, żebyśmy udali się do Różanego Wodospadu. Nazwa brzmiała nieco kiczowato, ale lepszy rydz niż nic, prawda?
Aisu zgodziła się, więc ruszyliśmy w drogę.
— Duża jest ta wataha? Chodzi mi o tereny — zagadnąłem.
— Czy ja wiem... — odparła wadera. — Coś około czterdziestu kilometrów kwadratowych...
Raczej duża.
Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem i rozejrzałem się dookoła. Pogodna była, można by rzec, wyśmienita. Nie za ciepła, głównie przez chłodny wiatr, ale słońce przygrzewało dosyć mocno. Wszystko rozkwitało, chociaż w końcu nic dziwnego, skoro już wiosna. Wciągnąłem powietrze nosem. Pachniało świeżą trawą.
Nie miałem już pomysłu na temat do rozmowy, postanowiłem więc milczeć. Aisu jednak mnie wyręczyła.
— Masz jakieś specjalne moce? — zapytała znienacka.
— Hm... — zawahałem się, ale ostatecznie stwierdziłem, że raczej nie zaszkodzi mi, jeśli jej powiem. — Potrafię tworzyć ogień. A ty?
Wadera cicho zachichotała.
— Moje moce związane są z lodem — wyjaśniła, gdy spojrzałem na nią pytająco.
— No, tośmy się dobrali — podsumowałem wesoło.
Reszta drogi minęła nam w ciszy. Nie miałem ochoty kontynuować dialogu, stwierdziłem, że jeśli Aisu wpadnie do głowy jakieś pytanie, to je zada.
— Jesteśmy na miejscu — oznajmiła wadera. Niepotrzebnie jednak. Samemu usłyszałem szum spływającego z góry wodogrzmotu, a drobinki wody tańczyły dookoła, mocząc mnie i stojącą obok Aisu.
Do tego wszystkiego dochodził jeszcze intensywny, okropny zapach róż. Prychnąwszy, potrząsnąłem głową, żeby się go pozbyć. Nie udało się, więc westchnąłem z rezygnacją i rozejrzałem się dookoła.
Musiałem przyznać, że pomimo zapachu unoszącego się w powietrzu, miejsce robiło wrażenie.
Zawsze byłem fanem wodospadów, ale ten przechodził najśmielsze wyobrażenia. Nie był może największym, jaki w życiu widziałem, za to cechowała go niebywała szerokość (było to na pewno dobre trzydzieści metrów). Jeśli dodamy do tego otoczenie tak porośnięte różami, że zdawać by się mogło, że jakikolwiek inny kwiat czy krzak wydawałby się w tym miejscu niemal chwastem, możemy mieć mniej więcej obraz całego otoczenia. Słońce było tutaj najwidoczniej przyjacielem, bo oświetlało latające w powietrzu krople wody, tworząc tęcze w przeróżnych rozmiarach. Ja, jako oczywisty miłośnik rzeczy pięknych, czułbym się w tamtym miejscu doskonale, gdyby nie wspomniany wcześniej, intensywny kwiatowy zapach, który drażnił mój wrażliwy nos.
— Pięknie tu, prawda? — zagadnęła Aisu szeptem, jakby nie chcąc zakłócić harmonii całego miejsca.
— Zgadzam się — odparłem, również najciszej, jak to było możliwe.

< Aisu? >

Ankieta!

Moi Drodzy Wataszanie,
zapewne już zauważyliście, że nasza mała, acz urocza społeczność ostatnimi czasy w coraz większej liczbie wątków zmienia nieco wydźwięk swojej fabuły na bardziej drastyczny. Co za tym idzie...
[ciąg dalszy dostępny dla użytkowników WSC-Premium. Wykup dostęp już dziś]

Od Rutena CD Joeny

Przez dosyć długi czas dreptałem przed siebie z towarzyszką u boku, dziwiąc się w duszy samemu sobie, że wytrzymywałem tak długo ten monotonny krok i blisko kontakt z niemal obcym wilkiem. W miarę jak szliśmy, czułem jednak, że coraz bardziej mi się to podoba. Powiem więcej, obecność wadery idącej obok mnie napełniała mój organizm czymś dziwnym, co rozlewało się po wszystkich żyłach, po nawet najmniejszym mięśniu, od głowy do palców. Popatrzyłem na nią z ukosa.
- Masz może jakieś ulubione zajęcia? - zapytała wreszcie, kiedy cisza zaczęła się przedłużać. W pierwszym odruchu lekko i chyba nieco nerwowo pokręciłem głową. Dopiero po upływie następnej sekundy zorientowałem się, jak bezsensownie to wyglądało. Jak mógłbym nie mieć ulubionych zajęć?
- Mam - odpowiedziałem w końcu - interesuję się... innymi wilkami. Po części. Lubię na nie patrzeć i je analizować, jeśli to cię nie przerazi - zaśmiałem się, przymykając oczy.
- N...nie - uśmiechnęła się niepewnie - niekoniecznie. To musi być ciekawe.
- Akurat mamy okazję - idąc cały czas obok niej, lekko zniżyłem głowę, przyglądając się wąskiej, wydeptanej przez leśne zwierzęta dróżce prowadzącej nas na w kierunku terytoriów Watahy Szarych Jabłoni. Zapowiadała się dobra zabawa, choć nie zamierzałem na razie niepokoić Joeny głośnym wymawianiem swoich planów.

< Joeno? Króciutkie, wiem ;_; następne postaram się bardziej rozbudować, a teraz oddaję akcję w Twoje łapki >

Nowa para!

Po długich przygotowaniach, Palette i Kuraha oficjalnie stają się parą!
Powodzenia na nowej drodze życia, staruszki!

                                                                                Wasz samiec alfa,
                                                                                    Zawilec

Od Notte - 1 trening mocy i zwinności

Niemalże tuż po przebudzeniu do głowy wpadł mi pomysł, żeby wznowić intensywniejsze treningi. Na co dzień dbałam o formę, ale z grubsza tylko o jej utrzymanie. Musiał przyjść taki moment, w którym zapragnę wejść na nowy poziom. Rozwój to domena życia. A ja żyję. Chyba. Przynajmniej po części. 
Ogarnęłam podstawowe czynności i wygląd po przebudzeniu się, po czym z ulgą opuściłam jaskinię. Po kilku próbach upolowałam kulawego zająca i tłustego szpaka. W zwyczaju miałam przekuwać od razu myśli w czyny, więc po tym skromnym śniadaniu raźnym truchtem ruszyłam na najbliższą polanę. Tam wzbiłam się w powietrze i skierowałam na wschód. W oddali widziałam już stoki gór i ich poszarpane szczyty, najlepsze miejsce do ćwiczenia, zwłaszcza zwinności. Po pewnym czasie dotarłam na miejsce. Zaczęłam od wolnego lawirowania między pniami i krzakami, poprzez szybkie przemierzanie wąskich, skalistych ścieżyn, gdzie każdy błąd groził upadkiem i zbieganie w dół zboczy, na rozciąganiu kończąc.
Położyłam się nad jeziorem, by trochę ochłonąć, po czym znów rozprostowałam skrzydła i wróciłam do lasu. Reszta dnia minęła całkiem spokojnie, jak na tę watahę. Nadszedł czas odpoczynku. Paradoksalnie, mimo treningu nie chciało mi się spać. Była na to jednak bardzo prosta rada.
Usiadłam pośrodku swojej jaskini i skupiłam się na upragnionej wizji tego, jak z własnej woli wywołuję z ciemności pęta mroku. Ani ja, ani ona nie zamierzała się poddać. Próbowałam tak długo, dopóki z psychicznego wykończenia nie zapadłam w sen.

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Od Serenity

Biała waderka uwielbiała "poznawać" wydarzenia z życia watahy poprzez swoiste oglądanie i wchodzenie w cudze marzenia i myśli. Od dłuższego czasu, przypatrywała się życiu młodej rodzinie, bowiem doczekali się dzieci. Serenity, już wówczas wysokością wieku szczeniaka w kwiecie rozwoju, z ciekawością wnikała do ich wnętrz. Siostra Asmira o potulnym bycie wydawała się być idealnym materiałem na duchowe połączenie (nazywała to duchowe rodzeństwo), za to Naoru, jej brat świetnym przyjacielem. 
Z każdym kolejnym dniem, coraz częściej doglądała do przygód basiorka, jakoś był bardziej żywszy do tego niż jego siostra. Serenity dzięki temu mogła poznać danego wilka, jako z możliwością "pojawiania się" w watasze wyłącznie nocą. Na przypomnienie sobie tej surowej zasady posmutniała. No ale! Przecież mogła być w domu nocą, więc jednak to było swoiste zwycięstwo.
Bycie w sferze snów i marzeń jest przykładem straty poczucia czasu. Któregoś razu, czując panowanie nocy, Serenity postanowiła pojawić się w świecie rzeczywistym. Rozłożyła swoje skrzydełka i zamykając oczy zaczęła lecieć. Czując przyjemne ciepło, rozlewające się po całym ciele wyczuła zmianę. Powitał ją chłodny wiatr, kiedy znalazła się nad terenami watahy. Nie musiała spoglądać nad siebie, doskonale wiedziała, że pewnego rodzaju zorza unosi się nad nią i za nią. Gdyby się przypatrzeć, stało by się jasne, jak Serenity się zjawia. Wygląda to jak łagodny fajerwerk zorzy, pełniący jakby funkcje teleportu.
Ucieszona waderka leciała dalej, zniżając tor lotu bezpośrednio nad wodą. Opuściła przednie łapki i delikatnie dotykając nimi taflę, leciała pozwalając sporadycznie dotykać piórkami skrzydeł też wodę. Cichutko śmiejąc się, doleciała w końcu na brzeg, gdzie łagodnie wylądowała.
-O ja- usłyszała z okolic pobliskiego drzewa. Uniosła głowę i postawiona uszka ku źródłowi dźwięku. Głos wydawał się jej bardzo znajomy, była prawie pewna, że wie, kim jest obserwator. Uśmiechnęła się milutko.
-Naoru, to ty?- Zapytała się robiąc krok ku drzewu. Ku jej radości, najpierw głowa a potem reszta kolorowego ciała szczeniaka wyszła zza kryjówki.
- Skąd wiesz kim jestem?- Spytał się zaciekawiony podchodząc.
- Z twoim myśli. Masz piękne marzenia- odparła szczerze, co zabrzmiało jednak tajemniczo.
- O... Um... Jesteś aniołkiem?
Tutaj się roześmiała wesoło.
- Nie. Chociaż pierwszy raz słyszę takie porównanie. Mam na imię Serenity- przedstawiła się z ciepłym uśmiechem.

<Naoru? c: >


Aisu urodziła!



Asmira - uczeń


Naoru - elew

Od Aisu - ”Lód, który stopił serce”

*Wcześniej
Aisu od jakiegoś czasu pragnęła porozmawiać z ukochanym. Z dnia na dzień traciła trochę sił. Na początku się bała, później jednak okazało się, że słabnięcie było wywołane małą zmianą. Cóż ta mała zmiana z pewnością wprowadzi wielkie zmiany w życiu Aisu oraz jej ukochanego. Obecnie stąpała nerwowo z jednej łapy na drugą, czekając na powrót Conquesta. Dużo myślała o wszystkim i postanowiła powiedzieć partnerowi, że niedługo zostanie po nich ślad w postaci małych wilczych stworzonek. Czuła ona szczęście tak niewyobrażalne, że nie da się opisać tego słowami. Gdy ukochany pojawił się wadera podeszła do niego niepewnie. Stanęła na przeciw i spojrzała w oczy. 
- Coś się stało? - spytał. 
- Conquest, musimy poważnie porozmawiać. - odparła. Zasiedli razem, a Aisu odrazu przeszła do konkretów. Nie chciała bowiem ciągnąć nowiny. 
- Conqueś pamiętasz nasze wcześniejsze rozmowy, prawda? 
- O potomstwie? 
- Tak. 
- Pamiętam je kochana. 
- Cóż mam dla ciebie niespodziankę. 
- Jaką? 
- Jesteś tatą, a twoje dzieci niedługo ujrzą piękno świata. - wypowiadając te słowa Aisu czuła się niepewnie. Bała się jak ukochany zareaguje. Conquest milczał. Spojrzał w bok, następnie znów na nią. Spowodowało to, że wadera poczuła niepokój. Jednak gdy basior poszedł i ją przytulił niepokój znikł, a łzy spływały z jej oczu. 
- To wspaniałe Aisu. - powiedział. Aisu bardziej wtuliła się w jego futro. Czuła się tak wspaniale. 

*Dzień narodzin
Od samego rana czuła się dosyć słabo. Nadszedł ten dzień. Dzień w którym ujrzę moje kochane pociechy. Znajdowałam się w wygodnym miejscu, z tuż przy mnie była nasza położna, Michaela. Mój oddech był dosyć ciężki. Ból nie przeszkadzał mi, gdyż wiedziałam, za zaraz ujrzę moje maleństwa. Gdy było już po wszystkim spojrzałam na moje kochane maluchy. Synek i córeczka. Łzy znów zaczęły spływać po moich policzkach. Były to łzy radości. Conquest był przy mnie cały czas. Wspierał mnie i dodawał sił. Spojrzałam w jego kierunku. 
- Jesteśmy rodzicami.- odparłam szczęśliwa. 

<Conquest?>

Od Palette CD Kurahy

Wadera przymknęła oczy i po obróceniu głowy, otworzyła je na nowo spoglądając na jezioro. Przez chwilę wpatrywała się w łagodnie poruszającą się taflę wody. Ponownie przymknęła oczy, podczas czego, przewijały się jej w myślach wspomnienia z przyjacielem od szczenięcych lat, czyli właśnie z nim. Mieli całkiem sporo przygód na koncie, to trzeba było przyznać. Najwięcej działo się za życia Wrotycza, ukochanego brata, który swoją drogą czasem nie grzeszył inteligencją. A może właśnie tak, tylko całą swą uwagę skupiał na czymś konkretnym a reszta świata nagle stała się dodatkiem?
Na chwilę odłożyła wspomnienia o bracie, co było chyba pierwszy raz. Ponownie wróciła pamięcią do przeszłości o wiadomym wilku. Paletka musiała przyznać, że z jej perspektywy, Kuraha był uparty. Jakkolwiek starała się od niego odizolować, tak on zawsze był gdzieś w pobliżu. Nieważne jak bardzo starała się budować mur między nimi, on zawsze zdawał się znajdować coraz to cięższe działa burząc te mury.
Robiła tak w trosce, nie chcąc by Goth cokolwiek zrobiłby ku niemu przez nią. Tylko dla Kurahy prezentowała swój ówczesny paradoks: odpychała go coraz mocniej ponieważ stawał się jej bliższy.
Teraz jednak Goth był pokonany, a oni stali sobie poza kręgiem potencjalnych gapiów. Czyli już, mogła ujawnić swoje prawdziwe emocje?
Rozmyślania trwały maksymalnie dziesięć sekund, po czym zwróciła się ponownie ku niemu. Wiatr pieszczotliwie dał o sobie znać, kiedy przeleciało jej przez myśl, że tak jak on bawił się jej cierpliwością, tak teraz ona mu odpłaca się pięknym za nadobne.
-Zatem tak chciałbyś nas widzieć?- Spytała się cicho, bardziej siebie niż jego. Wydawał się być niesamowicie spokojny, chociaż znała go na tyle, że w oczach odnalazła tlące się iskierki niepokoju i stresu.
Palette westchnęła. Kiedy po tym znowu spojrzała mu w oczy, na jej pyszczku zagościł lekki ale ciepły uśmiech.
-Tak. Z radością.


< Kuraś? Nie wiedziałam czy chcesz jeszcze bardziej romantyczną akcję, więc zostawiam to w twoich łapach <3 >

piątek, 19 kwietnia 2019

Od Kivuli CD Etain

Droga dłużyła się niemiłosiernie, w dodatku każdy krok był dla mnie bolesny, co niezbyt pomagało.
Błąkałyśmy się po korytarzach, starając się znaleźć jakiś element, który powiedziałby nam, czy już tam byłyśmy. Niestety, nic takiego nie zauważałyśmy, co pozwoliło mi sądzić, że zagłębiamy się w zupełnie inną część tego dziwacznego labiryntu.
— Myślisz, że dobrze idziemy? — zapytała Etain, wyglądająca na trochę zaniepokojoną. Nie odpowiedziałam, ale mruknęłam cicho, chcąc dać jej do zrozumienia, że raczej nie. Mój niewerbalny przekaz nie został jednak zrozumiany, więc szłyśmy dalej. Pogubiłam się w tej plątaninie, ale plusem było przynajmniej to, że nic nie wskazywało na to, że coś zaraz na nas wyskoczy zza rogu, z zamiarem wykorzystania nas jako taniej siły roboczej czy obiadu.
W końcu Etain zarządziła postój, widząc, jak pomimo jej pomocy, ledwo trzymam się na nogach. Z niemałą ulgą opadłam na ziemię przy ścianie, po czym przystąpiłam do dokładnego wylizywania sobie ran. Starałam się w miarę unormować oddech.
— Powinnyśmy iść dalej — zaproponowałam cicho i zamknęłam oczy. — Nie ma sensu wracać...
— Ale jeśli z tej strony nie ma wyjścia? — Etain ujęła w słowa myśl, jaka chodziła mi po głowie.
— Musimy... Spróbować. — Zacisnęłam powieki trochę mocniej, gdy rana na nodze lekko mnie zapiekła.
Spojrzałam na waderę. Siedziała niedaleko, oparta o przeciwległą ścianę i rozglądała się dookoła, myśląc intensywnie. Zerknęłam nieco wyżej, na okna. Było już ciemno.
Wstałam, łapiąc oddech i pokuśtykałam dalej. Odwróciłam się do Etain, lekko kiwając łbem, żeby wskazać drogę i popędzić ją nieco. Kulejąc, ruszyłam przed siebie. Wadera bez słowa podeszła i podtrzymała mnie. W ciszy wlokłyśmy się przed siebie.

Nie minęła chwila, aż przed nami wyrosło wielkie rozwidlenie dróg. Środkowa droga prowadziła wprost do ogromnych wrót, a dwie po bokach były zwyczajnymi korytarzami.
— Ciekawe, co tym razem — westchnęła Etain.
— Już zaczynam mieć dosyć tej jaskini... — zgodziłam się z nią. — Którędy?

< Etain? Przepraszam, że tak krótko, ale ostatnio coś nie mam weny ;_; >

Od Cymonii - "Odebrany Zmysł", cz. 3

Chwila wspomnień
Mijały miesiące. Na początku Wrotycz pytał, gdzie znikałam codziennie na kilka godzin. Nie odpowiadałam. Jakiś czas później nie było już Wrotycza, zginął w walce ze złymi wilkami, przywracając sobie pewną część utraconego podobno kiedyś honoru. Nie znałam dokładnie tej sprawy, jednak po jego odejściu nagle zaczęło mi go brakować.
Ćwiczyłam intensywnie to, co zlecił mi Achpil, mój nauczyciel. Poruszanie się przy użyciu tylko części ze zmysłów. W końcu nauczyłam się poruszać bez użycia oczu tak sprawnie, że byłam w stanie kłusem biegać się nawet po lesie, ocierając się lekko o drzewa i tylko czasem niegroźnie zahaczając o niektóre leżące na ziemi gałęzie. Tu jednak pomagał refleks i skupienie, których poprawa była kolejną zaletą tych ćwiczeń. Achpil twierdził, że z czasem nauczę się jeszcze lepiej kontrolować swoje ruchy, ale tego "ślepego szkolenia" na razie wystarczy. Zapowiedział, że teraz przejdziemy do kolejnego.

Czas mijał.
- Co będziemy dziś robić? - zapytałam, gdy spotkaliśmy się znów, on i ja, w cichym lesie pomiędzy zimnymi, twardymi pniami drzew o chropowatej korze.
- Po pierwsze tropienie - powiedział z namaszczeniem - musisz nauczyć się wyczuwać nawet najmniej wyczuwalne zapachy, by rozwijać mózg. Jesteś wilkiem, więc twój jest do tego świetnie przygotowany. W praktyce zaczęłaś te ćwiczenia już dawno, na samym początku swojego krótkiego życia, ale od dziś będziemy podchodzić do nich na poważnie - mówił, zupełnie pochłonięty swoim pomysłem - poza tym, musisz nadal ćwiczyć mięśnie.
Mijały dni. Moje chude nogi sprawiały teraz wrażenie elastyczniejszych i nabierały coraz ładniej zarysowanych mięśni. Co prawda Achpil tłumaczył to nie tylko regularnymi ćwiczeniami, ale "i dorastaniem, które odciska na moim ciele piętno, wprowadzając w najlepszy według niego okres mojego życia - dojrzałą młodość".
Nie próbowałam nawet zgłębiać tej myśli. Po prostu starałam się cieszyć z tej optymistycznej zapowiedzi, co jednak nie zawsze przychodziło mi z łatwością, ponieważ pomimo bezsprzecznie zadowalającego przekazu czułam za tymi słowami jeszcze coś, bardziej gorzkiego.
Czas mijał.
- Co dziś robimy? - pytałam innego dnia, podnosząc głos, aby basior idący kilka kroków przede mną mógł usłyszeć moje słowa.
- Skoki, równoważnię i czołganie się.
- Znowu skoki?
- Znowu. Będziesz skakać wyżej. Twoje stawy są już do tego gotowe.
Nie minęły trzy miesiące, a już byłam w stanie pokonywać przeszkody wyższe niż niektóre karłowate drzewa w naszym lesie.
Czułam się silna. A z drugiej strony, towarzyszyło mi mniej reprezentacyjne uczucie bezbronności, którego nie mogłam się pozbyć. Być może moja siła była fałszywa, dawała zagłuszać się obmierzłej tchórzliwości.

Czas mijał.
- To co dzisiaj? - mam wrażenie, że kiedyś zadałam już to pytanie. Tym razem Achpil, kreślący na piasku jakieś dziwne ślady, zwrócił się w moją stronę i z zastanowieniem patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, a ciekawość i ta podejrzana niepewność były tak silne, że nie oderwałam od niego wzroku.
- Moja pierwsza myśl jest taka, że wszystko już umiesz. Ale to zbyt płytka myśl. Dlatego dzisiaj trochę popływasz.
- W rzece? Nie zamarzła?
- Ostatnio zaczyna się ocieplać - spojrzał w niebo - jeziora są zupełnie skute lodem, ale widziałem, że rzeka głęboko pod nim wciąż płynie.

Zazwyczaj nie pozwalał mi siadać obok siebie, licząc chyba, że nie zauważę tej prawidłowości w jego zachowaniu i tłumacząc to zawsze jakoś nieśmiało i ciut żartobliwie. A jeśli już tolerował chwile mojego przebywania w swojej przestrzeni osobistej, musiał mieć naprawdę ważny powód. Nie wiedziałam, dlaczego tak się mnie bał, choć niejednokrotnie wprawiało mnie to w zły nastrój. Czułam podświadomie, że nie miał prawdziwego przyjaciela i być może przez to właśnie tak bardzo chciałam stać się dla niego przyjazną duszą. Tymczasem on okazał się być kimś innym, niż wcześniej mi się zdawało.
Skończyłam już dwa lata, od dorosłej wilczycy odróżniała mnie jedynie pewna niedojrzałość psychiczna, której naturę Achpil wytłumaczył mi jako stopień zorganizowania neuronów, które przez najbliższe lata będą nadal tworzyć nowe połączenia.
Lecz w międzyczasie stało się coś złego. Zostałam pozbawiona możliwości przedłużenia swojej linii.

*   *   *

Odnalazłem je, każde jest ze mną.
Wszystkie słowa, które utworzyły twój poemat.
Ułożyłem je tak starannie, jak układa się myśli podczas snu.
Urodziłaś się, bo na to pozwoliłem, a umrzesz, kiedy o tym postanowię.

czwartek, 18 kwietnia 2019

Od Zawilca CD Etain

Wśród krzewów za nami dało się słyszeć trzask i szuranie, charakterystyczny odgłos pocierania jednej gałęzi o drugą, z jakim skradające się zwierzę przedziera się przez las. Obejrzałem się za siebie z napięciem. Pon chwili naszym oczom ukazały się dwa wilki z WSJ. Znaliśmy je. To to same, z którymi siedzieliśmy niedawno przy ognisku.
- Coś... nie tak? - zapytałem, gdy basiory zatrzymały się widząc nas.
- Nie... znaczy, tak! - rzucił jeden z nich - tropimy. Przed momentem uciekły nam jakieś dwa pustaki ze zdobyczą!
- Ach tak, a więc to nie nas szukacie - upewniłem się, po czym odwróciłem szybko i dałem stojącej kilka kroków przede mną Etain znak do dalszej wędrówki.
- Chwileczkę! - zawołał ktoś za moimi plecami. Położyłem uszy po sobie. Skąd ja wiedziałem, że zaraz to usłyszę? - może byście nam chociaż pomogli? Wczoraj tacy byliście przyjaciele...
Ponownie odwróciłem się do wilka.
- Jak wyglądali? - zapytałem. Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- A co zginęło? - Etain z krótkim, nerwowym westchnieniem stanęła obok mnie.
- Zając! - odrzekł basior.
- Też macie o dco walczyć - mruknąłem.
- To był duży zając, rozumiesz? - żachnął się ten. Pokiwałem głową.
Zacząłem węszyć w powietrzu. Nie czułem żadnego silnego zapachu.
- Jeśli tu byli, to pewnie już dawno zwiali - oznajmiłem w końcu - tędy raczej nie dojdziecie. A my, tak się składa, musimy zmykać, bo bardzo nam się śpieszy...
- Aż tak? - zdenerwował się mój rozmówca - żadnych przyjaciół naokoło... żadnych... no dobrze, uciekajcie - warknął zawiedziony.
Szybko to uczyniliśmy. Przez chwilę naprawdę zacząłem mieć wrażenie, że sytuacja robi się niepewna.
- Gdzie teraz? - zapytała moja towarzyszka.
- Chyba musimy wracać na tereny WWN - uśmiechnąłem się - może w końcu uda nam się dorwać tego Sekretarza.
- Ech, świetnie - westchnęła. Przez chwilę szliśmy w milczeniu.
- Etain? - zapytałem nagle.
- Tak? - doszedł do mnie jej beznamiętny głos.
- Jeśli to niekoniecznie to, co chcesz robić, możemy iść gdzieś indziej, a ewentualnymi spotkaniami politycznymi zająć się później.

< Etain? >