Samotność - cóż po ludziach, czym śpiewak
dla ludzi? Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha, Obejmie okiem
wszystkie promienie jej ducha? Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi: Język
kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; Myśl z duszy leci bystro, nim się w
słowach złamie, A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą, Jak ziemia nad
połkniętą, niewidzialną rzeką. Z drżenia
ziemi czyż ludzie głąb nurtów dociek, Gdzie pędzi, czy się domyślą?
- Uczucie krąży w duszy, rozpala się,
żarzy, Jak krew po swych głębokich, niewidomych cieśniach; Ile krwi tylko
ludzie widzą w mojej twarzy, Tyle tylko z mych uczuć dostrzegą w mych
pieśniach,
Pieśni ma, tyś jest gwiazdą za granicą
świata! I wzrok ziemski, do ciebie wysłany za gońca, Choć szklanne weźmie
skrzydła, ciebie nie dolata, Tylko o twoję mleczną drogę się uderzy; Domyśla się, że to słońca, Lecz ich nie
zliczy, nie zmierzy. Wam, pieśni, ludzkie oczy, uszy niepotrzebne;
-Płyńcie w duszy mej wnętrznościach,
Świećcie na jej wysokościach, Jak strumienie podziemne, jak gwiazdy nadniebne. Ty
Boże, ty naturo! Dajcie posłuchanie. - Godna to was muzyka i godne śpiewanie.
-Ja mistrz! Ja mistrz wyciągam dłonie! Wyciągam
aż w niebiosa i kładę me dłonie Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki
kręgach. To nagłym, to wolnym ruchem, Kręcę gwiazdy moim duchem. Milijon tonów
płynie; w tonów milijonie Każdy ton ja dobyłem, wiem o każdym tonie; Zgadzam
je, dzielę i łączę, I w tęcze, i w akordy, i we strofy plączę, Rozlewam je we
dźwiękach i w błyskawic wstęgach. Odjąłem ręce, wzniosłem nad świata krawędzie,
I kręgi harmoniki wstrzymały się w pędzie.
Sam śpiewam, słyszę me śpiewy - Długie,
przeciągłe jak wichru powiewy, Przewiewają ludzkiego rodu całe tonie, Jęczą
żalem, ryczą burzą, I wieki im głucho wtórzą; A każdy dźwięk ten razem gra i
płonie, Mam go w uchu, mam go w oku, Jak wiatr, gdy fale kołysze, Po świstach
lot jego słyszę, Widzę go w szacie obłoku.
Boga, natury godne takie pienie! Pieśń to
wielka, pieśń-tworzenie. Taka pieśń jest siła, dzielność, Taka pieśń jest
nieśmiertelność! Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę, Cóż Ty większego
mogłeś zrobić - Boże? Patrz, jak te myśli dobywam sam z siebie, Wcielam w
słowa, one lecą, Rozsypują się po niebie, Toczą się, grają i świecą; Już
dalekie, czuję jeszcze, Ich wdziękami się lubuję, Ich okrągłość dłonią
czuję, Ich ruch myślą odgaduję:
Kocham was, me dzieci wieszcze! Myśli
moje! Gwiazdy moje! Czucia moje! Wichry moje!
W pośrodku was jak ojciec wśród rodziny stoję, Wy wszystkie moje!
Depcę was, wszyscy poeci, Wszyscy mędrce i
proroki, Których wielbił świat szeroki. Gdyby chodzili dotąd śród swych
dusznych dzieci, Gdyby wszystkie pochwały i wszystkie oklaski Słyszeli, czuli i za słuszne znali, I wszystkie
sławy każdodziennej blaski Promieniami na wieńcach swoich zapalali, Z całą pochwał
muzyką i wieńców ozdobą, Zebraną z wieków tyla i z pokoleń tyla, Nie czuliby własnego
szczęścia, własnej mocy, Jak ja dziś czuję w tej samotnej nocy: Kiedy sam
śpiewam w sobie, Śpiewam samemu sobie.
Tak! - czuły jestem, silny jestem i
rozumny. - Nigdym nie czuł, jak w tej chwili - Dziś mój zenit, moc moja dzisiaj
się przesili, Dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny; Dziś jest chwila
przeznaczona, Dziś najsilniej wytęzę duszy mej ramiona - To jest chwila
Samsona, Kiedy więzień i ślepy dumał u kolumny. Zrzucę ciało i tylko jak duch
wezmę pióra -
Potrzeba mi lotu, Wylecę z planet i gwiazd
kołowrotu, Tam dojdę, gdzie graniczą Stwórca i natura.
I mam je, mam je, mam - tych skrzydeł dwoje;
Wystarczą:- od zachodu na wschód je rozszerzę, Lewym o przeszłość, prawym o
przyszłość uderzę. I dojdę po promieniach uczucia - do Ciebie! I zajrzę w
uczucia Twoje, O Ty! O którym mówią, że czujesz na niebie. Jam tu, jam przybył,
widzisz, jaka ma potęga, Aż tu moje skrzydło sięga. Lecz jestem człowiek, i
tam, na ziemi me ciało; Kochałem tam, w ojczyźnie, serce me zostało, - Ale ta
miłość moja na świecie, Ta miłość nie na jednym spoczęła człowieku Jak owad na
róży kwiecie: Nie najednej rodzinie, nie na jednym wieku. Ja kocham cały naród!
- objąłem w ramiona Wszystkie przeszłe i przyszłe jego pokolenia, Przycisnąłem
tu do łona, Jak przyjaciel, kochanek, małżonek, jak ojciec: Chcę go dźwignąć,
uszczęśliwić, Chcę nim cały świat zadziwić,
Nie mam sposobu i tu przyszedłem go
dociec.
Przyszedłem zbrojny całą myśli władzą, Tej
myśli, co niebiosom Twe gromy wydarła, Śledziła chód Twych planet, głąb morza
rozwarła - Mam więcej, tę Moc, której ludzie nie nadadzą, Mam to uczucie, co
się samo w sobie chowa Jak wulkan, tylko dymi niekiedy przez słowa. I Mocy tej
nie wziąłem z drzewa edeńskiego, Z owocu wiadomości złego i dobrego; Nie z
ksiąg ani z opowiadań, Ani z rozwiązania zadań, Ani z czarodziejskich badań.
Jam się twórcą urodził: Stamtąd przyszły siły moje, Skąd do Ciebie przyszły
Twoje, Boś i Ty po nie nie chodził:
Masz, nie boisz się stracić; i ja się nie
boję. Czyś Ty mi dał, czy wziąłem, skąd i Ty masz – oko Bystre, potężne: w chwilach mej siły – wysoko Kiedy
na chmur spójrzę szlaki I wędrowne słyszę ptaki, Żeglujące na ledwie
dostrzeżonym skrzydle; Zechcę i wnet je okiem zatrzymam jak w sidle - Stado
pieśń żałośną dzwoni, Lecz póki ich nie puszczę, Twój wiatr ich niezgoni. Kiedy
spójrzę w kometę z całą mocą duszy, Dopóki na nią patrzę, z miejsca się nie
ruszy.
Tylko ludzie skazitelni, Marni, ale
nieśmiertelni, Nie służą mi, nie znają - nie znają nas obu, Mnie i Ciebie.
Ja na nich szukam sposobu Tu, w niebie. Tę
władzę, którą mam nad przyrodzeniem, Chcę wywrzeć na ludzkie dusze, Jak ptaki i
jak gwiazdy rządzę mym skinieniem, Tak bliźnich rozrządzać muszę. Nie bronią -
broń broń odbije, Nie pieśniami - długo rosną, Nie nauką - prędko gnije, Nie
cudami - to zbyt głośno.
Chcę czuciem rządzić, które jest we mnie; Rządzić
jak Ty wszystkimi zawsze i tajemnie: Co ja zechcę, niech wnet zgadną,
Spełnią,tym się uszczęśliwią, A jeżeli się sprzeciwią, Niechaj cierpią i
przepadną.
Niech ludzie będą dla mnie jak myśli i
słowa, Z których, gdy zechcę, pieśni wiąże się budowa; - Mówią, że Ty tak
władasz!
Wiesz, żem myśli nie popsuł, mowy nie
umorzył; Jeśli mnie nad duszami równą władzę nadasz, Ja bym mój naród jak pieśń
żywą stworzył, I większe niżli Ty zrobiłbym dziwo, Zanuciłbym pieśń szczęśliwą!
Daj mi rząd dusz! - Tak gardzę tą martwą
budową, Którą gmin światem zowie i przywykł ją chwalić, Żem nie próbował dotąd,
czyli moje słowo Nie mogłoby jej wnet
zwalić. Lecz czuję w sobie, że gdybym mą wolę Ścisnął, natężył i razem
wyświecił, Może bym sto gwiazd zgasił, a drugie sto wzniecił - Bo jestem nieśmiertelny!
I w stworzenia kole Są inni nieśmiertelni; - wyższych nie spotkałem. - Najwyższy
na niebiosach! - Ciebie tu szukałem, Ja najwyższy z czujących na ziemnym
padole. Nie spotkałem Cię dotąd - żeś Ty jest, zgaduję; Niech Cię spotkam i
niechaj Twą wyższość uczuję -
Ja chcę władzy, daj mi ją, lub wskaż do
niej drogę!
O prorokach, dusz władcach, że byli,
słyszałem, I wierzę; lecz co oni mogli, to ja mogę, Ja chcę mieć władzę, jaką
Ty posiadasz, Ja chcę duszami władać, jak Ty nimi władasz.
(Długie milczenie)
Milczysz, milczysz! Wiem teraz, jam Cię
teraz zbadał, Zrozumiałem, coś Ty jest i jakeś Ty władał. - Kłamca, kto Ciebie
nazywał miłością, Ty jesteś tylko mądrością. Ludzie myślą, nie sercem, Twych
dróg się dowiedzą; Myślą, nie sercem, składy broni Twej wyśledzą - Ten tylko,
kto się wrył w księgi, W metal, w liczbę, w trupie ciało, Temu się tylko udało Przywłaszczyć
część Twej potęgi. Znajdzie truciznę, proch, parę, Znajdzie blaski, dymy, huki,
Znajdzie prawność, i złą wiarę Na mędrki i na nieuki.
Myślom oddałeś świata użycie, Serca zostawiasz
na wiecznej pokucie, Dałeś mnie najkrótsze życie I najmocniejsze uczucie. -
(Milczenie)
Czym jest me czucie? Ach, iskrą tylko!
Czym jest me życie? Ach, jedną chwilką!
Lecz te, co jutro rykną, czym są dzisiaj
gromy? Iskrą tylko.
Czym jest wieków ciąg cały, mnie z dziejów
wiadomy? Jedną chwilką.
Z czego wychodzi cały człowiek, mały
światek? Z iskry tylko.
Czym jest śmierć, co rozprószy myśli mych
dostatek? Jedną chwilką.
Czym był On, póki światy trzymał w swoim
łonie? Iskrą tylko.
Czym będzie wieczność świata, gdy On go
pochłonie? Jedną chwilką.
Wsiąść muszę Co za szał!
Na duszę Brońmy go, brońmy,
Jak na koń, Skrzydłami osłońmy
Goń! Goń Skroń
W cwał, w cwał
Chwila i iskra, gdy się przedłuża, rozpala
- Stwarza i zwala. Śmiało, śmiało! Tę chwilę rozdłużmy, rozdalmy, Śmiało,
śmiało! Tę iskrę rozniećmy, rozpalmy - Teraz - dobrze - tak. Jeszcze raz Ciebie
wyzywam, Jeszcze po przyjacielsku duszę Ci odkrywam.
Milczysz, - wszakżeś z Szatanem walczył
osobiście? Wyzywam Cię uroczyście. Nie gardź mną, ja nie jeden, choć sam tu
wzniesiony. Jestem na ziemi sercem z wielkim ludem zbratan, Mam ja za sobą
wojska, i mocy, i trony; Jeśli ja będę bluźnierca, Ja wydam Tobie krwawszą
bitwę niźli Szatan: On walczył na rozumy, ja wyzwę na serca. Jam cierpiał,
kochał, w mękach i miłości wzrosłem; Kiedyś mnie wydarł osobiste szczęście, Na
własnej piersi ja skrwawiłem pięście, Przeciw Niebu ich nie wzniosłem.
Rumaka Gwiazdo
spadająca!
Przedzierzgnę w ptaka. Jaki szał
Orlimi pióry W
otchłań cię strąca
Do góry!
W lot!
Teraz duszą jam w moję ojczyznę wcielony?
Ciałem połknąłem jej duszę, Ja i ojczyzna to jedno. Nazywam się Milijon - bo za
milijony Kocham i cierpię katusze. Patrzę na ojczyznę biedną, Jak syn na ojca
wplecionego w koło; Czuję całego cierpienia narodu, Jak matka czuje w łonie bole
swego płodu. Cierpię, szaleję - a Ty mądrze i wesoło Zawsze rządzisz, Zawsze
sądzisz, I mówią, że Ty nie błądzisz!
Słuchaj, jeśli to prawda, com z wiarą
synowską Słyszał, na ten świat przychodząc, Że Ty kochasz; - jeżeliś Ty kochał
świat rodząc, Jeśli ku zrodzonemu masz miłość ojcowską; - Jeżeli serce czułe
było w liczbie źwierząt, Któreś Ty w arce zamknął i wyrwał z powodzi; Jeśli to
serce nie jest potwór, co się rodzi Przypadkiem, ale nigdy lat swych nie
dochodzi; Jeśli pod rządem Twoim czułość nie jest bezrząd, Jeśli w milijon
ludzi krzyczących "ratunku!" Nie patrzysz jak w zawiłe zrównanie
rachunku; - Jeśli miłość jest na co w świecie Twym potrzebną I nie jest tylko
Twoją omyłką liczebną...
Orła w hydrę! Z jasnego słońca
Oczy mu wydrę. Kometo błędu!
Do szturmu daléj! Gdzie koniec
twego pędu?
Dymi! Pali! Bez końca, bez końca!
Ryk, grzmot!
Milczysz! - Jam Ci do głębi serce me
otworzył Zaklinam, daj mi władzę - jedna część jej licha, Część tego, co na
ziemi osiągnęła pycha, Z tą jedną cząstką ileż ja bym szczęścia stworzył!
Milczysz! - nie dasz dla serca, dajże dla
rozumu. - Widzisz, żem pierwszy z ludzi i z aniołów tłumu, Że Cię znam lepiej
niźli Twoje archanioły, Wart, żebyś ze mną władzą dzielił się na poły - Jeślim
nie zgadł, odpowiedz - milczysz! Ja nie kłamię.
Milczysz i ufasz, że masz silne ramię - Wiedz,
że uczucie spali, czego myśl nie złamie - Widzisz to moje ognisko: - uczucie, Zbieram
je, ściskam, by mocniej pałało, Wbijam w żelazne woli mej okucie, Jak nabój w
burzące działo.
Ognia! Pal! Litość! Żal!
Odezwij się, - bo strzelę przeciw Twej
naturze; Jeśli jej w gruzy nie zburzę, To wstrząsnę całym państw Twoich
obszarem; Bo wystrzelę głos w całe obręby stworzenia: Ten głos, który z pokoleń
pójdzie w pokolenia: Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz