Wolno stąpaliśmy po pylistym podłożu.
Nie wiedziałem już, dokąd idziemy, ani jak zamierzamy szukać dalej. Jeden z kluczy otwierających drzwi do różnych wymiarów został skradziony, choć w gruncie rzeczy nie znaliśmy dobrze ani osoby, która była jego tak zwanym posiadaczem, ani złodzieja a jego odnalezienie powierzono nam tylko dlatego, że wyglądaliśmy na wystarczająco bezmyślnych, by nie zdradzić nikomu tajemnic obcych światów, których byliśmy teraz gośćmi?
A gdyby tak okazać się nie aż tak bezmyślnym? Gdyby w jakiś sposób okazać się zupełnie nieprzydatnym tamtemu demonowi i jego córce? Czy czekałaby nas wtedy śmierć, czy też puściłby nas wolno i pozwolił po prostu wrócić do domu, jakbyśmy nigdy nie mieli z jego sprawą nic wspólnego?
Nie, nie mogłem narażać zdrowia i życia Konwalii w tak niepewnej sytuacji. Konwalii, ani nawet swojego, mając w głowie, że szukanie jego klucza po innych wymiarach mimo wszystko było opcją zdecydowanie lepszą, niż śmierć.
- To już? - zapytałem, gdy wyszliśmy na otwartą przestrzeń, a naszych pysków dotknął powiew zimnego, górskiego powietrza. Obejrzałem się za siebie. Spomiędzy skał wydobywały się jeszcze nikłe opary, słabnący zapach siarki i spalonego mięsa. Zdawało się, jakbyśmy w kilka sekund z samego wnętrza ziemi wyszli na górski szczyt.
- To miejsce nie było duże - rzuciła, odwrócona do nas tyłem. Jej słowa mieszały się z szumem wiatru. Odruchowo potrząsnąłem uszami.
- Zatem gdzie przejście? Jak przedostaniemy się dalej? - zapytała Konwalia - czy już jesteśmy w innym miejscu?
- Od tego dzieli nas jeszcze kilka kroków - dziewczyna podeszła do krawędzi leżącej nad stromą, skalną ścianą i spojrzała w dół - tylko odepchnijcie się mocno, żeby nie poobijać się o kamienie. Na dole czeka kolejny przystanek.
- Co proszę? - skrzywiłem się, lekkim ruchem przybliżając Konwalię do siebie.
- Oto następne przejście - zakończyła, przygotowując się do następnego ruchu. Bez następnych ostrzeżeń skoczyła w dół.
Popatrzyliśmy po sobie, ignorując dreszcze przebiegające po grzbietach.
- Teraz my? Zapytała spokojnym głosem wilczyca.
- Chcesz...?
- Czy mamy jakieś inne wyjście? Działamy chyba razem z nią, prawda? Nie możemy tam wrócić. Nie mamy pewności, że poprzednie przejście jeszcze będzie aktywne, zresztą nie mamy klucza.
- Dziwne, że w tej sytuacji nawet skok w przepaść nie wydaje się ostatnim, co w życiu zrobimy. Poczekaj. Pójdę pierwszy.
- Tylko powiedz mi później, czy się udało - zażartowała - chodź. Zrobimy to razem.
Ledwie kilka sekund później oboje przekroczyliśmy granicę ziemi i nieba, zamiast wzbijając się w górę, spadając jednak w dół.
< Konwalio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz