Gdy tylko poczułam się lepiej, ruszyłam w kierunku miejsca,
w którym wszystko się zaczęło. Nie, nie wioski, w której człowiek miał tak
wielką przewagę, raczej na pola uprawne, otwartą przestrzeń, na której wszystko
mogło się zdarzyć.
By przygotować się do możliwie zbliżającego się starcia,
zdecydowałam się zregenerować przynajmniej część sił posiłkiem. W przypływie
nagłej pychy rzuciłam się w pościg za szarym zającem, który wyskoczył nagle z
jakichś zarośli, zwierzę jednak okazało się szybsze, zmuszając mnie wkrótce do
porzucenia celu. Drugie tyle energii zużyłam uganiając się za ptakiem, wkrótce
jednak moje futro przyozdobiła krew i czarne pióra kruka.
Zadowolona i jakkolwiek dumna z udanego polowania, ruszyłam
truchtem przez labirynt młodych drzew.
Znalazłam ich niedaleko zagajnika. Trójka młodych mężczyzn.
Uzbrojeni, w co tylko udało im się znaleźć, krążyli w ulatującej mgle poranka
jak złowieszcze cienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz