czwartek, 2 kwietnia 2020

Od Talazy – 4 trening szybkości i zwinności

Czerwony świt idealnie współgrał z bólem i wściekłością, które dojrzewały we mnie od wczorajszego dnia, tak pechowego i obfitego w przygody. Wspominając wszystko, co się wtedy wydarzyło pomiędzy urywanymi epizodami snu w ciasnej norze, doszłam w końcu do jednego, prostego wniosku. Wiedziałam, że nie powinnam uciekać i nie powinnam się bać. Wspomnienie tego, jak rzekomy odgłos kroków wroga wytrącił mnie z równowagi na tyle, by spowodować całą tę nieprzyjemną sytuację, napawało mnie szczerym, palącym wstydem.
Gdy tylko poczułam się lepiej, ruszyłam w kierunku miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Nie, nie wioski, w której człowiek miał tak wielką przewagę, raczej na pola uprawne, otwartą przestrzeń, na której wszystko mogło się zdarzyć.
By przygotować się do możliwie zbliżającego się starcia, zdecydowałam się zregenerować przynajmniej część sił posiłkiem. W przypływie nagłej pychy rzuciłam się w pościg za szarym zającem, który wyskoczył nagle z jakichś zarośli, zwierzę jednak okazało się szybsze, zmuszając mnie wkrótce do porzucenia celu. Drugie tyle energii zużyłam uganiając się za ptakiem, wkrótce jednak moje futro przyozdobiła krew i czarne pióra kruka.
Zadowolona i jakkolwiek dumna z udanego polowania, ruszyłam truchtem przez labirynt młodych drzew.
Znalazłam ich niedaleko zagajnika. Trójka młodych mężczyzn. Uzbrojeni, w co tylko udało im się znaleźć, krążyli w ulatującej mgle poranka jak złowieszcze cienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz