Ledwie zawołałem, gwiazda jaskini medycznej szybko pojawiła się na widnokręgu, przywołana moim, może zbyt nagłym, zaniepokojeniem o stan Talazy. Już nie dlatego, że była moją zatrzymaną i musiałem w końcu doprowadzić ją do aresztu (choć innych powodów wolałem unikać jak ognia). Warto było umieć oddzielić jakiekolwiek prywatne stosunki od powinności zawodowej, to jednak nigdy nie szło mi wybitnie dobrze jak na stróża prawa. Wtapiałem się w swoją funkcję całym sercem, już dawno zmieszawszy jej szarość ze swoją.
W tamtej chwili jednak pomyślałem jeszcze o czymś innym. Jeśli ona przybyła do nas raptem kilka dni wcześniej i, nie sposób zaprzeczyć, w specyficznych okolicznościach, jak duża była szansa, że cokolwiek łączyło ją z nowymi zarażonymi? Nie obserwowałem jej zbyt niedyskretnie, ale tamtą dwójkę musiałem mieć na oku. tyle obcych wilków pojawiających się na naszych ziemiach niemal jednocześnie, zachowujących się w dziwny sposób i podejrzanych o przywleczenie do nas choroby. A teraz, w jaskini medycznej, zaczynają rozmawiać ze sobą, jakby się znały?
W mojej głowie zaczęła pojawiać się podejrzliwość. Być może zupełnie bezpodstawna, ale jaki byłby mój pożytek dla naszej ziemi, gdybym przestał być podejrzliwy i w końcu zlekceważył choć jeden jedyny uzasadniony powód do podejrzeń?
- Co tu się dzieje? - zapytała Etain nieco szorstko, właśnie oderwana od swojej pracy.
- Ten wilk zakłóca spokój pacjentki. Chyba zaczął używać tu jakichś mocy.
- To nie miejsce i czas na takie rzeczy, chorzy powinni odpoczywać - medyk przeniosła wzrok na basiora.
- Nic się nie dzieje - odrzekła nagle Talaza - Magnus złagodził mój ból.
- W jaki sposób?
- To moja moc - odpowiedział wilk, zdaje mi się, niechętnie. Przez chwilę zastanawiałem się, czy odpuścić, wreszcie zrezygnowałem z dalszych dociekań. Medyk porozmawiała jeszcze chwilę z Talazą i Magnusem, a ja przeszedłem przez jaskinię, by sprawdzić, jak ma się Agrest.
Odkąd mój stan zaczął się poprawiać, zyskałem sporo mobilności i niemal z godziny na godzinę czułem, jak wracają mi siły. W końcu zacząłem trochę się nudzić, jak puste naczynie wypełniając się na nowo życiową energią.
Z szarym wilkiem było stanowczo gorzej. Jego stan przypominał co prawda mnie podczas pierwszych dni choroby, ale miałem wrażenie, że przechodzi je gorzej. Przysypiał praktycznie przez cały czas, także teraz, gdy podszedłem, nawet nie podniósł głowy. Zaczynałem martwić się o niego coraz bardziej.
Następnego dnia dotarły do nas wieści o nowych zarażonych, były to to niejakie Sikorka i Noria Wari'yel, które zasiliły szeregi towarzystwa z jaskini szpitalnej oraz jeden wilk z WWN, którego imienia nie zapamiętałem. Z ulgą natomiast można było przyjąć wiadomość o braku zgonów tego dnia.
Po południu siedziałem w pobliżu wyjścia i wpatrywałem się różowiejące niebo. Z jednej strony wszystko układało się nieźle, medyk nadal nie zachorowała i w pełni sił mogła opiekować się zarażonymi, stan Talazy nie zmieniał się chyba specjalnie, co prawda nie poprawiał, ale i nie pogarszał. Pomimo, iż niepokoiła mnie choroba Agresta, wolałem wierzyć, że to przez początkową fazę boleźni.
Wyglądało na to, że ja sam zdrowiałem. Chociaż przez cały dzień, a potem i noc, oczekiwałem nawrotu choroby, nic takiego nie nastąpiło.
- Wygląda na to, że skończyło się u ciebie ma pierwszym etapie choroby - powiedziała Etain oglądając moje rany - potrzymam cię tu do jutra, potem się pożegnamy.
- Tak szybko? Nie trzeba poczekać, aż wszystkie te pęknięcia się podgoją?
- Ha, wiem że przyjemnie siedzi się w naszym towarzystwie, ale w tym przypadku byłoby to chyba bezcelowe. Czasem choroba kończy się po pierwszym etapie, nic, tylko się cieszyć.
Nie odpowiedziałem. Jakoś dziwnie się z tym czułem.
< Talazo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz