W głosie istoty słychać było rozbawienie połączone z zadowoleniem, jakby widok zmarłych budził w niej najprzyjemniejsze wspomnienia.
— To ciała tych, którzy zrobili sobie wrogów w tych, w których nie powinni — wyjaśniła, sunąc przed nimi, żeby wskazać drogę. — Na waszym miejscu nie wdychałabym oparów. Mogą być trujące.
Konwalia i Szkło spojrzeli po sobie. Żartowała, czy naprawdę tak jest?
Przeszli jeszcze chwilę, aż Konwalia pokręciła łbem.
— Co tu w ogóle robimy? — zapytała w końcu, zirytowana. Nie pisała się na spacery po cmentarzysku.
Postać odwróciła głowę i przez moment w dymie można było zobaczyć jej ludzką twarz.
— Złodziej tu był — oznajmiła. — Musicie przejrzeć to miejsce.
Skręcili w lewo, wchodząc jednocześnie do pomieszczenia.
Było ogromne. Wysokością sięgało trzydziestu metrom, a posadzka stworzona była z wypolerowanych kawałków kamienia, pokrytych grubą warstwą szarego pyłu.
Nie było żadnych pochodni ani lamp, bo źródłami światła były wgłębienia w ścianach, w których szalały płomienie. Dzięki temu w sali panował okropny gorąc, a wszystko rozświetlone były ciepłym, pomarańczowym światłem.
— Tu co jakiś czas pali się zwłoki — wyjaśniła istota. — Kiedy na dole brakuje już miejsca.
Jej głos odbił się echem od ścian.
Konwalia spojrzała na podłogę i podniosła nogę z obrzydzeniem. Czy to możliwe, że właśnie stali na spalonych zwłokach jakichś nieszczęśników? Przełknęła nerwowo ślinę.
Wilki wzięły się więc za poszukiwania. Zajęło to długo, przez ogromną powierzchnię i przez temperaturę, która wyciskała z nich niewyobrażalne ilości potu i ale w końcu Szkło zawołał z drugiego końca sali, że coś znalazł. Konwalia podeszła do niego.
Basior trzymał w łapie drobny przedmiot, zrobiony w całości z rzeźbionego w fale złota.
— Broszka — zauważyła ze zdumieniem. Znała ten przedmiot, niektóre wadery nosiły go jako modny dodatek. — Jest piękna. Nikt nie zostawiłby ją tutaj umyślnie.
— Może należała do jakiegoś trupa i upadła przed wepchnięciem go do ognia? — zastanowił się na głos Szkło. — Jak dawno ostatnim razem palono zwłoki?
— Może z dwieście lat temu — rzuciła demonica znudzonym tonem.
— W takim razie niemożliwe — podsumowała Konwalia. — Broszka zniszczyłaby się do tego momentu. Albo pokryła się pyłem. Jest tutaj od niedawna...
— Złodziej musiał zostawić ją specjalnie — domyślił się Szkło. — Weźmy ją, powinna się przydać.
Konwalia wsadziła ją więc do kieszeni swojej torby.
Co teraz? Oboje spojrzeli na demonicę.
— Możemy ruszać dalej — zarządziła.
< Szkło? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz