- Kara. Uspokój się, z takim
nastawieniem nic nie zdziałasz. Postaraj się zatrzymać ogień, a na pewno nikomu
nic się nie stanie. – powiedział Magnus jakby nic złego się nie działo.
- Laponia, proszę zatrzymaj to… -
powiedziałam błagalnie do wadery, jednak ona pokiwała przecząco głową.
- Nie potrafię. – powiedziała
tylko i uciekła w stronę stepów. No tak, tam będzie w tej chwili
najbezpieczniej. Zdenerwowana na całego, spojrzałam na brata, który wzruszył
tylko ramionami i gestem pokazał, żebym kontynuowała. Co za palant! Groził
życiem wszystkich zwierząt żyjących w tutejszych lasach, tylko żeby sprawdzić
moją moc!? A co jeśli nie byłam w stanie kontrolować każdego ognia!? Brak odpowiedzialności
Magnusa uderzył mnie jak grom z jasnego nieba. W życiu bym nie pomyślała że
mógłby zrobić coś takiego.
Ogień niebezpiecznie zbliżał się
do większych roślin. Jeśli to jeszcze chwile potrwa, to większość terenów
watahy spłonie w ciągu jednego dnia. Pobiegłam w stronę rozprzestrzeniającego
się żywiołu i stanęłam przed nim, robiąc zaporę pomiędzy nim a lasem. Postawiłam
ognistą ścianę, która nie pozwoliła rozprzestrzeniać się płomieniom dalej.
Jednak gdy postawiłam drugą, żeby uchronić las od innej strony, pierwsza zapora
opadła jak zamek z piasku. Nie miałam na tyle siły i mocy, aby utrzymać dwie ściany
obronne. Magnus przyglądał się moim poczynaniom bez cienia zmartwienia. Nie
byłam w stanie zrozumieć jego postępowania. Musiałam jednak postarać się zrobić
to co kazał, inaczej nie byłam w stanie zatrzymać tej katastrofy. Skupiłam się
na otaczającym mnie żywiole i wyciągnęłam w jego stronę swój umysł. Postarałam
się okrążyć wszystkie płomienie niewidzialną płachtą, żeby szybko zdusić je w
zarodku. Gdy płachta już wisiała nad niebezpiecznym żywiołem, opuściłam ją w
dół, szybko ograniczając dostęp powietrza. Po wszystkim otworzyłam szeroko oczy
i zobaczyłam niczym nie zmąconą zieloną wiosenną trawę.
- Co? Co się stało? – zapytałam nie
do końca dowierzając.
- Właściwie… nie tego się
spodziewałem. – powiedział Magnus podchodząc do mnie. Stał w miejscu w którym
przed chwilą szalał ogień, teraz jednak nie było po nim żadnego śladu. Zupełnie
jakby nigdy nie istniał.
- Wyglądało to tak, jakbyś cofała
czas. Jakby twoja kontrola nad ogniem nie pozwala tylko na jego zatrzymanie.
Pozwala ci na poruszanie ogniem również w przestrzeni czasowej. Może to
oznaczać, że możesz przyśpieszyć proces destrukcji, ale może też go całkowicie
zniwelować. – basior wydawał się jednocześnie podekscytowany i zakłopotany.
Patrzyłam jak odchodził bez słowa, zagubiony w swoich myślach. Westchnęłam
cicho i opadłam na świeżą trawę. Zmęczenie dopadło mnie nagle, zaraz po tam jak
cała adrenalina opuściła moje ciało.
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz