Skazana na czekanie na Agresta, zajmowała się zbieraniem roślin i dostarczaniem ich medykom, żeby zająć czymś myśli.
To nie tak, że nie lubiła tej pracy. Była przyjemna. Spacerowała po terenach, zrywała kwiaty i wsłuchiwała się w odgłosy lasu.
Najciekawsze było jednak to, co w tym lesie się znajdowało.
Oczywiście, mijała mnóstwo ptaków, robaków czy nawet jeleni i dzików, ale i takich istot, które nieczęsto pozwalają się oglądać. Na przykład na jednej z paproci zobaczyła pająka wielkości jej łapy, z odnóżami dłuższymi niż jej pysk. Oczywiście, gdy tylko ją zauważył, umknął pod kamień, ale jego rozmiar dalej niepokoił Konwalię. Co jeszcze ukrywało się między tymi drzewami?
Widziała już syreny. Widziała już wielkie pająki.
Ale nie spodziewała się, że zobaczy kiedyś młodego centaura, który utknął końską nogą pod kamieniem.
Kiedy go zobaczyła, zastygła w zdziwieniu. Czy tylko ona spotyka takie dziwadła?
— Poczekaj — oznajmiła w końcu, pomagając mu się uwolnić.
Oparła się plecami o kamień, próbując go trochę podnieść. Udało się, i centaur uwolnił zmiażdżoną nogę. Na szczęście miał jeszcze trzy w zapasie.
— W zamian ostrzegę cię — oznajmił, kiwając jej głową. — Czeka cię mnóstwo cierpienia.
I odgalopował między drzewa.
***
W watasze rozpoczęła się epidemia, Konwalia więc zanosiła do szpitala różne rośliny uśmierzające ból. Na początku nie przejmowała się tym za bardzo. Nie zbliżała się do szpitalnej jaskini. Jednak kiedy w jej wnętrzu zobaczyła znajome, szare futro, coś zakłuło ją w sercu.
Agrest.
Nie chciała go stracić. Nie chciała, żeby coś mu się stało. Panikowała.
Zamiast spać, po nocach błądziła w tę i we wtę po swojej jaskini, wspominając proroctwo centaura.
< Agrest? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz