czwartek, 2 kwietnia 2020

Od Talazy – 5 trening szybkości i zwinności

Przygotowana do walki na tyle, na ile to było możliwe i świadoma, że było już za późno, żeby się wycofać, zaszczekałam, by zwrócić na siebie uwagę trzech mężczyzn. Jeszcze zanim wszyscy zdążyli się odwrócić, rzuciłam się do ucieczki, machając im spomiędzy drzew trójbarwnym ogonem. Mknąc ile sił w łapach, odwróciłam się za siebie, by ujrzeć, że wszyscy zdecydowali się podjąć pościg. Trzymając się tak blisko ziemi, jak tylko mogłam, skręcałam co jakiś czas gwałtownie w jedną lub drugą stronę, by zminimalizować ryzyko trafienia przez ewentualny pocisk.
Po długim biegu przez wszystkie możliwe ścieżki, skróty i zarośla, udało mi się rozdzielić trójkę towarzyszy. Wtedy zawróciłam, by skoczyć wprost na tego, który był najbliżej. Nauczona zagrożeń, które płynęły ze strony dwunogich, zaatakowałam z boku, tak by wgryźć się zębami w lufę strzelby przeciwnika.
Rozpoczęła się szarpanina. Mężczyzna miał do obrony drugą rękę, ja zaś z kłami zaciśniętymi na metalu pozostawałam bezbronna, szczęśliwie siła szczęki pozwoliła mi szybko wyrwać narzędzie z żelaznego uścisku dłoni. Kiedy odrzuciłam je na bok, wiedziałam, że trzeba było szybko dokończyć dzieła.
Wgryzłam się w szyję. Chrzęst łamanej kości, cichy, przeraźliwy jęk, zapach i smak krwi, wszystko zmieszało się ze sobą, odbierając mi na chwilę jasność umysłu.
Wkrótce jednak było już po wszystkim. Gdy padł martwy, momentalnie straciłam zainteresowanie, podnosząc uszy w poszukiwaniu kolejnej ofiary. W lesie było jeszcze dwóch ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz