Po długim biegu przez wszystkie możliwe ścieżki, skróty i
zarośla, udało mi się rozdzielić trójkę towarzyszy. Wtedy zawróciłam, by
skoczyć wprost na tego, który był najbliżej. Nauczona zagrożeń, które płynęły
ze strony dwunogich, zaatakowałam z boku, tak by wgryźć się zębami w lufę
strzelby przeciwnika.
Rozpoczęła się szarpanina. Mężczyzna miał do obrony drugą
rękę, ja zaś z kłami zaciśniętymi na metalu pozostawałam bezbronna, szczęśliwie
siła szczęki pozwoliła mi szybko wyrwać narzędzie z żelaznego uścisku dłoni.
Kiedy odrzuciłam je na bok, wiedziałam, że trzeba było szybko dokończyć dzieła.
Wgryzłam się w szyję. Chrzęst łamanej kości, cichy,
przeraźliwy jęk, zapach i smak krwi, wszystko zmieszało się ze sobą, odbierając
mi na chwilę jasność umysłu.
Wkrótce jednak było już po wszystkim. Gdy padł martwy,
momentalnie straciłam zainteresowanie, podnosząc uszy w poszukiwaniu kolejnej
ofiary. W lesie było jeszcze dwóch ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz