Konwalia nawet nie dosłyszała, co krzyknął Szkło, ale gdy tylko zobaczyła, co robi, natychmiast dołączyła się do szalonej ucieczki.
Wyjście zobaczyła dopiero wtedy, kiedy wdrapywali się na grzbiet Sfinksa. Potwór ryczał, czując jak ich pazury rozrywają mu skórę, chociaż pewnie nie był to ból większy niż ugryzienie pszczoły, gdyż był ogromny i masywny.
Szkło jako pierwszy wyskoczył na zewnątrz, po czym pomógł Konwalii wdrapać się za nim, sekundę przed tym, jak Sfinks kłapnął szczęką i byłby odgryzł jej nogę.
Odprowadził ich wściekły ryk potwora.
Wadera wylądowała ciężko na trawie z nieprzyjemnym plaskiem. Próbowała złapać oddech, tak samo jak Szkło.
W końcu udało im się uspokoić. Szkło jako pierwszy zachichotał, a Konwalia dołączyła, aż oboje zanieśli się głośnym śmiechem.
Śmiech jednak przerodził się w okropny, pełen przerażenia wrzask, gdy Konwalia odkryła, że nie leży na mokrej od wody ziemi, a szkarłatnej od krwi trawie. Wrzasnęła ponownie, gdy podskoczyła na równe nogi, żeby zobaczyć, że za nią leży jeszcze całkiem świeży, nie do końca obgryziony z mięsa szkielet. Podskoczyła szybko do Szkło.
— Co to jest? — zapiszczała, ale odchrząknęła po chwili, łapiąc oddech.
— Nie mam pojęcia.
Szkło rozejrzał się.
Nieskończona przestrzeń równiny wypełniona była świeżymi trupami. Niektóre były najwidoczniej żywe, bo jeśli się wsłuchać, można było usłyszeć szepty czy nawoływania o litość. W powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi.
Konwalia powstrzymała wymioty. Obrzydlistwo...
— Co tu się stało... — wymruczała cicho.
— Wojna, ot co.
Obok nich pojawiła się demonica. Pochyliła się nad wilkami i uśmiechnęła lekko.
— A patrzycie właśnie na przegranych — dodała, prostując się.
< Szkło? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz