Na zewnątrz uderzyły mnie zapomniane już prawie bodźce. Uniosłem pysk, chcąc spojrzeć na błękitno-białe niebo, lecz tylko wystawiłem go na falę zimnego wiatru. Był jak tchnienie życia, którego bieg w tamtej jaskini zatrzymał się na chwilę.
Nie wiedziałem, czy powinienem cieszyć się z tego, jak zakończyła się cała historia. Ani jak trwała. Zewsząd dobiegały mnie stada myśli, o których starałem się zapomnieć. Z jednej strony czułem się jak nowo narodzony, z drugiej, wraz z postawieniem pierwszych kroków w cieniu drzew, coś chyłkiem wdarło się w pamięć i zaczęło ciążyć mi na sercu. Mimo wszystko po prostu poszedłem dalej.
W domu przywitał mnie chłód. Z ulgą podszedłem do swojego dołka w miękkim piachu, z każdym krokiem odzyskując wspomnienia, czują znajomy zapach własnych drzew i słodkawą woń rosnących obok trzech brzóz. Po wszystkich dniach spędzonych wśród znajomych bardziej lub mniej, w dodatku w parszywych okolicznościach, chwila odpoczynku na swoim miejscu była nieoceniona.
Przez chwilę patrzył na wnętrze jaskini, z całej siły starając się zignorować spojrzenie siedzącej nieco z boku wilczycy. W końcu przełamując wewnętrzną trudność i ujmując trzymaną wcześniej w dziobie stokrotkę w szpony zwrócił się do niej niepewnie.
- Zastałem może Etain?
- Nie ma jej - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
- Całe szczęście - odetchnął szybko - a Szkło?
- Nie - mruknęła stanowczo.
- Achhh tak.
- Wyzdrowiał i został zwolniony ze szpitala - wyjaśniła, podnosząc się na cztery nogi i słabo odwracając do wnętrza groty. Nagle jeszcze raz skierowała wzrok w stronę lasu i zapytała - jest ktoś nowy?
- Sahel, Wataha Wielkich Nadziei.
- Tylko?
W milczeniu pokiwał głową.
Otworzyłem oczy dobrych kilka godzin później. Jeśli wcześniej twierdziłem, że opuszczając jaskinię szpitalną czułem się jak noworodek, byłem w wielkim błędzie. Gdy obudziłem się na swoim kawałku ziemi było o niebo lepiej. Odeszły wszystkie złe lub nie do końca dobre myśli, pozostawiając w mojej świadomości tylko czystą pustkę.
Pierwszym, naprawdę pierwszym, o czym pomyślałem, była jaskinia szpitalna, a raczej to wszystko, co w niej pozostało.
Nawet nie bardzo wiem, kiedy. Po prostu coś kazało mi wrócić tam, być może, żeby odwiedzić chorego Agresta. A być może chodziło mi nawet bardziej o Talazę i zaspokojenie pragnienia, które zamknąłem w pudełku pod nazwą poczucia obowiązku, a było chyba... być może czymś zgoła innym.
Kiedy znów zapadła cisza, spojrzał w dół, pod nogi, dostrzegając na ścieżce ślady dużych, wilczych łap prowadzących w stronę lasu.
Położył kwiatek na ziemi.
- Może coś komuś przekazać? - Talaza uśmiechnęła się z przekąsem, na tyle, na ile pozwoliło jej zmęczenie.
- Nie, raczej nie - jeszcze przez chwilę z zastanowieniem przyglądał się roślince - może sama się zorientuje. Gdybyś zupełnie przypadkiem rozmawiała z Agrestem, powiedz proszę, że przyjaciele na niego czekają.
- O jak miło - wypowiadając te słowa wadera zakaszlała i jakby pchnięta ręką osłabienia oparła się o pochyłą ścianę. Szary ptak opuścił głowę, przez moment grzebiąc pazurami w ziemi.
- Na ciebie ktoś czeka, Talazo? - zapytał nagle.
- Słucham?
- Poza nami, oczywiście - chrząknął, a jego oczy przybrały wyraz, który mógłby zostać poczytany za uśmiech.
Krok za krokiem, wolno szedłem przed siebie, rozkoszując się każdym dźwiękiem i każdym zapachem, jaki pobudzał zmysły w ciepłym, wiosennym lesie. Na chwilę przymknąłem oczy, wyczuwając łapami każdą gałązkę na ziemi. Byłem wolny.
Gdy tylko spojrzałem na las, a moje oczy na nowo zaczęły przyzwyczajać się do światła, dostrzegłem swojego przyjaciela idącego we przeciwnym kierunku.
- Nie chwaliłeś się wczoraj, że wychodzisz - zagadnął, zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek na powitanie.
- Zupełnie o tym zapomniałem. Byłeś u medyka?
- Powiedzmy.
- Właśnie tam idę, odwiedzić Agresta.
- Powiedzmy - powtórzył ciszej - spłynęło to po tobie jak po kaczorku, Szkło. Nie wszyscy mają tyle szczęścia.
- Czekaj, czy ktoś tam...
- Nie żyje? Nie, jeszcze nie. Zresztą jeśli już przechorowałeś, to przez najbliższe tygodnie możesz sam spokojnie ich odwiedzać. Wirus ginie po kilku godzinach od opuszczenia organizmu, więc jeśli będziesz uważać, może niczego nie rozwleczesz.
< Talazo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz