- Jesteś gotowa? – spytał mój
trener jak tylko znalazłam się w zasięgu jego wzroku. Pokiwałam lekko głową,
nie będąc pewną jak to się właściwie ułoży. Początki były bardzo trudne, mój
zapał malał z każdą minutą. Nic właściwie nie udawało mi się wykrzesać. W
pewnym momencie musiałam jeszcze dodatkowo postawić ogniową tarczę, bo ptaki
widząc co się dzieje, zaczęły mnie atakować. Tarcza okalała mnie całą z każdej
strony, siedziałam w pewnego rodzaju kopule, która delikatnie iskrzyła się
chwilami. Z początku trudno mi było ją utrzymać, ale z każdą minutą było coraz
lepiej i czułam, że mniej mnie to męczy. Magnus co jakiś czas rzucał
jastrzębiom jakąś martwą zagryzkę, żeby się za szybko nie spłoszyły. Mimo, że
powinny być już najedzone, nadal latały nad nami i czekały na kolejny przysmak.
Po godzinie zmagań, nadal nie byłam w stanie nic wytworzyć. Musiałam wyglądać przekomicznie,
gdy na przemian marszczyłam czoło starając się wytworzyć coś siłą woli i
wymachiwałam łapami starając się wzbudzić wiązkę mocy do ruchu. Zmęczenie i
głód dawały mi się we znaki i czułam, że długo już tak nie pociągnę. Gdy minęła
kolejna godzina, Magnus zakończył moje nieudolne próby.
- Dobra wystarczy. Weź tego
ostatniego królika i idź zjeść do swojej jaskini. Na dzisiaj kończymy. – mówiąc
to zaczął odwracać się, żeby odejść.
- Ale… nadal mi się nie udało. –
powiedziałam, nie wiedząc, czy to żart.
- Nic nam nie da trening jak
zagłodzisz się na śmierć. Leć, spróbujemy ponownie za dwa dni. – Magnus odszedł
w stronę swojej jaskini, a ja uradowana opuściłam tarczę i chwyciłam ostatnią
zakąskę dla jastrzębi. Gdy znalazłam się w swojej jaskini, szybko obsmażyłam
szaraczka z każdej strony i zjadłam ze smakiem pierwszy posiłek tego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz