Czasem przekonujemy się, że nawet uczucia nie są wieczne
Mundus przywarł do skalnej ściany, co pewien czas rzucając tylko krótkie spojrzenia obydwóm wilkom. Nie do końca rozumiał sens bezruchu, który zapadł tak nagle. Odkąd znaleźli się w tamtej jaskini, nie zamienili ze sobą nawet słowa.
Azair patrzył gdzieś w przestrzeń. Błękitny ptak obserwując go przez chwilę czuł niewyjaśniony niepokój o towarzysza, ale nie śmiał przerywać jego myśli.
Ten drugi opuścił głowę, przymknął oczy i trwał tak już przez dłuższy czas, z lekko zmarszczonymi brwiami i wyraźnie widocznie napiętymi mięśniami łap. Mundus zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie widział łez w jego oczach. Nie dojrzał ich także w tamtej chwili, ale był pewien, że wiele nie brakowało. Ruten zadziwiająco rzadko okazywał emocje inne, niż gniew i euforia.
Potem go zabrali. Azair i Mundus zostali sami. Po tym wszystkim, co przeżyli wspólnie, ich milczenie w sytuacji, w której się znaleźli mogło wydawać się dziwnym. Ale gdyby zastanowić się nad tym przez chwilę, można było dostrzec, że nie było w nim niczego niezwykłego. Czy jednak tylko dlatego, że znali się na tyle długo, by umieć odczytać każde swoje spojrzenie bez zbędnych słów?
Kamera stop, Ruten
A więc mają go przed sobą. Czyżby to ten wykolejeniec, którego szukali od długich miesięcy?
Basior zajął miejsce pod ścianą przed trzema śledczymi, siedzącymi naprzeciwko niego nad szerokim, płaskim kamieniem wyszlifowanym słabo od góry, przypominającym ławę. Nie zamierzał z nimi rozmawiać. Po co? Te zwierzęta nadałyby się tylko do jego kolekcji szkieletów, w żadnym wypadku jednak nie do jakiejkolwiek konwersacji. Nie istniała nawet mała szansa, by cokolwiek zrozumiały, o docenieniu całej jego pracy nie wspominając.
- Jesteś oskarżony o serię morderstw oraz znęcanie się nad swoimi ofiarami - powiedział wprost jeden z agentów - ...motylku - uśmiechnął się, przyglądając się uważnie temu, kto wymykał się im tak sprytnie przez długi czas, że zaczęli mieć wątpliwości, czy kiedyś zobaczą go w pokoju przesłuchań. Ruten wzruszył ramionami.
- Ja? Kto wpadł na taki pomysł? Przecież to idiotyczne!
- Nie pyskuj, kreaturo, mamy na ciebie dowody! - warknął wilk.
- Proszę o wasze stanowiska, skąd mam wiedzieć, że to wy nie jesteście zwykłymi bandytami? - Ruten skrzyżował przednie łapy, opierając się o ścianę.
- Śledczy Brus - odpowiedział sucho basior - a to strażniczka Opal i śledczy Szkło. Czujesz potrzebę, żeby usłyszeć jeszcze akt oskarżenia?
- Nie, tyle wystarczy - odrzekł przesłuchiwany - darujmy go sobie, to same bzdury.
- Chyba się troszkę zapędziłeś - siedzący obok Brusa wilk rozwinął jedną z leżących przed nimi kartek - może jednak posłuchasz?
- Nie ma potrzeby, przez całe życie nie zrobiłem chyba nic, za co moglibyście mnie skazać.
- Nie byłbym taki pewny - basior, zdaje się, młodszy, odchylił się do tyłu, zaczynając przeglądać dokument trzymany w łapach - Zabójstwo wadery, Periany. Do zbrodni doszło w nocy, w domu ofiary. Po północy wróciła do jaskini wraz z basiorem, jak wynika z ustaleń, ciemnowłosym, średniego wzrostu, o jasnych, wąskich oczach - tu podniósł wzrok, skanując wilka od góry do dołu. Rutenowi zdawało się, że przez chwilę zobaczył na jego pysku porozumiewawczy uśmieszek - Została znaleziona martwa, około trzy godziny później, przez dwie swoje współlokatorki. Przyczyną śmierci było uduszenie, występowały także nacięcia i wgniecenia spowodowane prawdopodobnie przez pazury zabójcy.
- Czy ja jeden pasowałem wam do rysopisu? - powiedział z politowaniem bordowy wilk - a nie wpadliście na to, że mordercą mógł nie być żaden z członków pobliskich watah? Nie słyszeliście nigdy o przypadkach wędrowców zamieszanych w takie czyny?
- Niejednokrotnie - przytaknął ów basior, przedstawiony wcześniej imieniem Szkło - obie przesłuchane wilczyce stwierdziły też z całym przekonaniem, że nie znały sprawcy. W związku z tym mogliśmy wykluczyć większość wilków z WWN...
- Mam rozumieć, że zadeklarowały możliwość rozpoznania zabójcy, gdy już będziecie go mieli?
- Nie mamy do tego odpowiednich warunków. Przesłuchiwaliśmy je dawno temu, zaraz po zbrodni, jedynie akta nadal leżą w naszych zbiorach. Było wtedy ciemno i widziały go tylko przez moment.
- I nadal wierzycie tej relacji? - uśmiechnął się wilk - no świetnie, powiedzcie więc, jakimi jeszcze dowodami dysponujecie? Ustalimy wtedy wspólnie, dlaczego są fałszywe.
- Nie wciskaj nam tu kitów, tylko mów, o co pytamy - warknął Brus - nigdy jeszcze nie zatrzymaliśmy nikogo, tylko ze względu na to, że ma tak zakazany pysk jak ty - mruknął niechętnie - ale przejdźmy dalej. Zabójstwo basiora, Teodrina z WSJ. Połamany kręgosłup, rany na klatce piersiowej. Zdarzenie miało miejsce na południowo-wschodnich ziemiach Watahy Szarych Jabłoni. Kilka dni wcześniej, w odległości niecałego kilometra od ciała Teodrina, znaleziono dziewiętnaście innych ciał, parszywie pokaleczonych w podobny sposób. Poprzecinane mięśnie, okaleczone struny głosowe, jakby ktoś specjalnie chciał sprawić im ból. U trzech basiorów rozpoznano objawy uduszenia z nierozpoznanej przyczyny. Ale w tym przypadku udało się nam porównać tą zbrodnię do innego czynu. Cymonia oraz Ardyt, para wilków mieszkająca na Stepach...
- Nie byli parą - wtrącił Ruten przez zaciśnięte zęby, przymykając oczy.
- Doprawdy? - rzucił Brus, gwałtownie zrywając się ze swojego miejsca - a skąd szanowny pan ma takie wiadomości?!
- Cymonia była moją siostrą - bordowy wilk nieznacznie pokręcił głową.
Ruten aż zbyt wyraźnie słyszał w głowie swoje słowa, które wypowiedział do niej chwilę przed jej śmiercią. W myślach odtwarzał wszystkie szczegóły, każdej po kolei zbrodni opisywanej przez wilki, w pamięci przywoływał słowa i gesty.
- Ach tak - mruknął śledczy - panie Szkło, jak dokładnie zginęli?
Młodszy wilk, o nieco drobniejszej budowie i jaśniejszej sierści wziął z ławy inną kartkę i odpowiedział.
- Mam rozumieć, że zadeklarowały możliwość rozpoznania zabójcy, gdy już będziecie go mieli?
- Nie mamy do tego odpowiednich warunków. Przesłuchiwaliśmy je dawno temu, zaraz po zbrodni, jedynie akta nadal leżą w naszych zbiorach. Było wtedy ciemno i widziały go tylko przez moment.
- I nadal wierzycie tej relacji? - uśmiechnął się wilk - no świetnie, powiedzcie więc, jakimi jeszcze dowodami dysponujecie? Ustalimy wtedy wspólnie, dlaczego są fałszywe.
- Nie wciskaj nam tu kitów, tylko mów, o co pytamy - warknął Brus - nigdy jeszcze nie zatrzymaliśmy nikogo, tylko ze względu na to, że ma tak zakazany pysk jak ty - mruknął niechętnie - ale przejdźmy dalej. Zabójstwo basiora, Teodrina z WSJ. Połamany kręgosłup, rany na klatce piersiowej. Zdarzenie miało miejsce na południowo-wschodnich ziemiach Watahy Szarych Jabłoni. Kilka dni wcześniej, w odległości niecałego kilometra od ciała Teodrina, znaleziono dziewiętnaście innych ciał, parszywie pokaleczonych w podobny sposób. Poprzecinane mięśnie, okaleczone struny głosowe, jakby ktoś specjalnie chciał sprawić im ból. U trzech basiorów rozpoznano objawy uduszenia z nierozpoznanej przyczyny. Ale w tym przypadku udało się nam porównać tą zbrodnię do innego czynu. Cymonia oraz Ardyt, para wilków mieszkająca na Stepach...
- Nie byli parą - wtrącił Ruten przez zaciśnięte zęby, przymykając oczy.
- Doprawdy? - rzucił Brus, gwałtownie zrywając się ze swojego miejsca - a skąd szanowny pan ma takie wiadomości?!
- Cymonia była moją siostrą - bordowy wilk nieznacznie pokręcił głową.
Ruten aż zbyt wyraźnie słyszał w głowie swoje słowa, które wypowiedział do niej chwilę przed jej śmiercią. W myślach odtwarzał wszystkie szczegóły, każdej po kolei zbrodni opisywanej przez wilki, w pamięci przywoływał słowa i gesty.
- Ach tak - mruknął śledczy - panie Szkło, jak dokładnie zginęli?
Młodszy wilk, o nieco drobniejszej budowie i jaśniejszej sierści wziął z ławy inną kartkę i odpowiedział.
- Na klatce piersiowej basiora była widoczna rana cięta. Początkowo biegnąca niemal dokładnie wzdłuż mostka, potem schodząca w prawo. Bronił się - wzruszył ramionami - ale zginął prawdopodobnie przez rozcięte gardło, wokół niego było stanowczo najwięcej krwi. Wilczyca... miała w zasadzie pociętą klatkę piersiową. Cztery przednie pary żeber były uszkodzone, a serce wyciągnięte na wierzch...
- Na litość... kto robi takie rzeczy - żachnął się Brus - masz coś na swoją obronę, łajdaku?
- Przed czym muszę się bronić? Nie macie na mnie praktycznie żadnych dowodów.
- No nie, nie... nie do końca - przerwał śledczy Szkło - najpierw skończmy odczytywać zarzuty.
- Błagam, nie dzisiaj - tu znowu wtrącił drugi śledczy - nie mam już siły patrzeć na te wężowe ślepia. Dajcie tu następnego.
- Przepraszam - Ruten opuścił nieco głowę. Śledczy jeszcze raz zwrócili na niego oczy - czy właśnie oskarżyliście mnie o wszystkie morderstwa popełnione w tych trzech watahach, które miały miejsce za mojego życia? Aż tyle tego było? - gdy wypowiadał ostatnie słowa, na jego pysku pojawił się uśmiech. Drwina.
- Nie, nie o wszystkie... - odpowiedział Szkło - resztę usłyszysz jutro.
- Na litość... kto robi takie rzeczy - żachnął się Brus - masz coś na swoją obronę, łajdaku?
- Przed czym muszę się bronić? Nie macie na mnie praktycznie żadnych dowodów.
- No nie, nie... nie do końca - przerwał śledczy Szkło - najpierw skończmy odczytywać zarzuty.
- Błagam, nie dzisiaj - tu znowu wtrącił drugi śledczy - nie mam już siły patrzeć na te wężowe ślepia. Dajcie tu następnego.
- Przepraszam - Ruten opuścił nieco głowę. Śledczy jeszcze raz zwrócili na niego oczy - czy właśnie oskarżyliście mnie o wszystkie morderstwa popełnione w tych trzech watahach, które miały miejsce za mojego życia? Aż tyle tego było? - gdy wypowiadał ostatnie słowa, na jego pysku pojawił się uśmiech. Drwina.
- Nie, nie o wszystkie... - odpowiedział Szkło - resztę usłyszysz jutro.
Kamera stop, Mundus
- To co, następny - Opal i Szkło wymienili niepewne spojrzenia. Wiedzieli, że następnym będzie ktoś dobrze im znany, ktoś, kto do tej pory był jednym z filarów służb wywiadowczych obu ich watah. Bali się tego, co mogą usłyszeć.
- Co chcecie wiedzieć? - zapytał cicho, gdy wskazali mu miejsce, w którym ma usiąść. Znał je przecież dobrze, tyle że od drugiej strony - podejrzewam, że nie mogę opowiedzieć wam o niczym, co mogłoby wnieść cokolwiek do śledztwa...
- Możesz - odrzekł śledczy Brus - na początek ofiary. Ile dokładnie było jego ofiar.
Ptak smętnie wzruszył ramionami.
- Macie na myśli...?
- Nie udawaj. Ruten. Widać, że coś z nim jest nie tak.
- Są dowody, że w ogóle ma kogoś na sumieniu?
- O to już się nie martw, podejrzenie jest, to i dowody się znajdą. A ty mógłbyś nam w tym pomóc. Wiesz, że wolno nam użyć środków bezpośredniego przymusu - warknął basior - wiesz, co robi się z takimi, którzy utrudniają śledztwo.
- Jeśli uznacie wtedy wasz obowiązek za lepiej spełniony...
- Brus, daj spokój, to przecież Mundurek - mruknął Szkło, po czym zwrócił się bezpośrednio do przesłuchiwanego - druhu, zależy nam, żebyś powiedział wszystko, co wiesz. Zawsze współpracowaliśmy, dlaczego teraz ma być inaczej? Jesteś naszym wspólnikiem, przyjacielem! Co się stało, dlaczego zachowujesz się jak przestępca?
- Ja? - odpowiedział pytaniem - to, że znacie mnie pod jednym tylko imieniem, to nie znaczy, że mnie znacie. Czy zresztą nie chcieliście rozmawiać o Rutenie? Ruten to mój przyjaciel, taki sam wilk, jak wy - jego głos brzmiał trochę, jakby nie do końca zdawał sobie sprawę, z tego, co mówi. Detektywi patrzyli na niego ze zdziwieniem.
- Jest podejrzany o serię zabójstw - Szkło zmarszczył brwi ze zdziwieniem i, kto wie, być może lekkim rozczarowaniem.
- To... to mój przyjaciel - szary ptak zamykając oczy zadrżał i pokręcił głową.
- Mundurek, czy ty masz duszę? - przerwała nagle Opal. Pozostali zamilkli, choć w tym pytaniu, pomimo jego wyraźnego wydźwięku, nie dało się wyczuć ni nuty cierpkości, bardziej zwykłą ciekawość i być może niepokój - zaciekawiło mnie, to co powiedziałeś... masz osobowość? Jaka ona jest?
- Opal, psychologię zostawmy na później - mruknął starszy basior.
Ta jednak nie słuchała, na moment zmarszczyła brwi i znów odezwała się, tym razem z bardziej jeszcze wyczuwalnym niepokojem:
- Kim ty jesteś, Mundurek?
- Kim ja jestem - jego słowa były ciche i nie skierowane do nikogo, może prócz siebie samego. Nie słychać w nich było niczego, co świadczyć by mogło o czymkolwiek, co działo się w jego umyśle.
- Czy naprawdę jedynym co jest wspólne dla wszystkich osób, które znamy, które noszą twoje imię... jest to chude, marne ciało? - tym razem w jej głosie dało się słyszeć bardziej wyraźny chłód.
- Chciałbym wam pomóc - zniżył głowę, opierając jedno skrzydło o leżący przed nim głaz.
- To trudne - odrzekł Szkło, przerywając ciszę niepewnym tonem - kiedy nie wiem... czy rozmawiam z tobą, czy z tym drugim...
- Jestem tylko jeden. Ja - Mundus odpowiedział stanowczo i nadal siedząc nieruchomo, podniósł wzrok.
- Wiesz, mam co do tego wątpliwości - śledczy odsunął się o krok, nie odrywając wzroku od zastygłych w nieco mrocznym wyrazie oczu, które w tej chwili ponownie zwróciły się ku niemu - wydaje mi się, że powinniśmy skończyć na dziś. Za dużo już usłyszeliśmy - westchnął w końcu gniewnie.
Kamera stop, Azair
Śledczy wprowadzili do pomieszczenia ostatniego z przesłuchiwanych, wilka, którego w zasadzie nie mieli o co podejrzewać. Azair Ethal, przyzwoity i prawy członek Watahy Srebrnego Chabra. Ich kolega po fachu. Ten, z którym do niedawna wspólnie prowadzili śledztwo.
Także teraz mieli przed sobą obraz niegroźnego, młodego basiora, którego w jaskini Rutena spotkali najpewniej trochę przypadkiem. A może nie? Może to właśnie była jedna z jego tajemniczych misji? Już nie raz słyszeli przecież, że wilk ten przy rozwiązywaniu niektórych spraw działał sam. Może i teraz WSC wysłała go do tamtej jaskini?
- No, panie Azair Ethal - śledczy Brus z westchnieniem usiadł naprzeciwko wilka - wierzymy, że jesteś równie niewinny jak większość z nas, a więc załatwmy to szybko i bezboleśnie. Co pan wie o tej sprawie?
Przesłuchiwany basior przez chwilę milczał, uważnie mu się przyglądając. Wreszcie Brus, wcześniej najwyraźniej przygotowany na potok słów, rzucił mu ponaglające spojrzenie. Wyobrażał sobie, że zaraz usłyszy jakąś ściśle tajną wiadomość, chociaż jakieś hasło, że śledczy Azair jest już na tropie. Przez chwilę przyglądał mu się z wyczekiwaniem. Stojący nieco z tyłu Szkło milcząc, w zamyśleniu przyglądał się przesłuchiwanemu.
Także teraz mieli przed sobą obraz niegroźnego, młodego basiora, którego w jaskini Rutena spotkali najpewniej trochę przypadkiem. A może nie? Może to właśnie była jedna z jego tajemniczych misji? Już nie raz słyszeli przecież, że wilk ten przy rozwiązywaniu niektórych spraw działał sam. Może i teraz WSC wysłała go do tamtej jaskini?
- No, panie Azair Ethal - śledczy Brus z westchnieniem usiadł naprzeciwko wilka - wierzymy, że jesteś równie niewinny jak większość z nas, a więc załatwmy to szybko i bezboleśnie. Co pan wie o tej sprawie?
Przesłuchiwany basior przez chwilę milczał, uważnie mu się przyglądając. Wreszcie Brus, wcześniej najwyraźniej przygotowany na potok słów, rzucił mu ponaglające spojrzenie. Wyobrażał sobie, że zaraz usłyszy jakąś ściśle tajną wiadomość, chociaż jakieś hasło, że śledczy Azair jest już na tropie. Przez chwilę przyglądał mu się z wyczekiwaniem. Stojący nieco z tyłu Szkło milcząc, w zamyśleniu przyglądał się przesłuchiwanemu.
< Panie Azair? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz