Weszliśmy do środka. Sama myśl o przeprowadzeniu kolejnego, emocjonującego śledztwa, napełniała moje serce radością i rozemocjonowaniem. Trudno było cokolwiek na to poradzić, jak bardzo nie próbowałbym utrzymać emocji na wodzy, zawsze koniec końców musiałem pogodzić się z faktem, jak i zmusić do tego wszystkich moich znajomych, że byłem chyba jedynym wilkiem w okolicy, który cieszył się z każdego byle podbitego oka, czy krwawiącego nosa na swoich terenach. Cieszył się niezmiennie i zawsze rwał do działania.
- O nie, co to za wilki? - wymamrotał dziwny, biało-czarny osobnik, leżący na sienniku pod ścianą, na którym medyk zawsze umieszczała nowych chorych.
Nie zwracając uwagi na jego pytające spojrzenie, nawiązałem kontakt wzrokowy z Etain, która właśnie przerwała układanie leżących naprzeciw niej ziół. Rzuciła mi przelotne spojrzenie i nieznacznie skinęła głową. Weszliśmy więc do środka, by przesłuchać poszkodowanego wilka.
- Śledczy Szkło - przedstawiłem się bez słowa wstępu - a to śledczy Vinys. Otrzymaliśmy zgłoszenie o pobiciu... to wy jesteście ofiarą?
- Ja - burknął - to nie mnie powinniście przesłuchiwać, tylko tych zwyroli z WSJ.
- Dziękujemy za wskazówkę. A teraz, proszę powiedzieć nam, dokąd zmierzaliście i dlaczego wasza droga prowadziła akurat przez terytorium naszej watahy? Spokojnie, proszę się nie denerwować.
- Już mówiłem, na wschód, do rodzinnej watahy?
- Północny, czy południowy? - dopytałem chłodniej.
- Na wschód. Po prostu na wschód - wzruszył ramionami - a dla was co to za różnica?
- Jesteście pewni, że nie pomyliliście drogi?
- A co się tak pytacie?
- Szczegół - wycedziłem przez zęby, przenosząc wzrok na stojącą w kącie groty medyk - kiedy pacjent będzie mógł opuścić szpital? Jak rozległe były obrażenia?
- Utrata przytomności, kilka siniaków. Dziwna rana w przełyku, nie rozpoznaliśmy jej. Myślę, że będzie mógł wyjść jutro, po okresie obserwacji. Nic poważnego mu nie dolega - odrzekła, odchylając się nieco do tyłu i krzyżując łapy na piersi. Uśmiechnąłem się do niej lekko i kiwnąłem głową.
- Obawiam się, że konieczne będzie zatrzymanie do odwołania.
- Co?! - basior aż podskoczył na swoim miejscu - nie macie prawa! A sprawcy?
- Nimi oczywiście również się zajmiemy. Proszę opisać ich wizerunki.
- Tacy, jak wszyscy - wilk zastanowił się przez chwilę - szarzy, jeden taki barczysty, drugi chudszy, trochę brązowi, oczy normalne...
- Proszę zaczekać. Wiecie, dobry przybyszu, kim byli?
- Nie znam ich imion. Mogli być strażnikami.
- Świetnie, to już coś. A czy... zaraz, co się dzieje? - zmarszczyłem brwi widząc, że wilk zaczyna dziwnie kaszleć i nagle pochyla głowę. Dusił się.
- Przepuśćcie mnie! - Etain podbiegła do pacjenta i zaczęła tłuc go łapą po grzbiecie. Po chwili bezowocnej walki odchyliła jego głowę do tyłu i odetchnęła ze zdziwieniem.
- Co się dzieje? - powtórzyłem.
- Puchnie. Nie rozumiem - syknęła, kładąc wilka na ziemi i sięgając po nóż - trzeba rozciąć gardło... pomóżcie mi.
Wszystko trwało krótką chwilę, nie zdążyłem nawet zastanowić się nad zaistniałą sytuacją. Wilk wypuścił świszczące powietrze z dziury w gardle i rozluźnił mięśnie.
- Jest martwy - powiedziała Etain zdziwionym głosem, po czym odsunęła się od niego.
- Ach tak - machnąłem ogonem.
- Co teraz? - zapytał Vinys niepewnie.
- Proszę się odsunąć - zarządziłem bez namysłu - bierzemy go na sekcję. Pomóż mi, młodszy kolego - zakasałbym rękawy, gdybym tylko je miał.
< Vinys? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz