Azair rozejrzał się.
Ściany były gładkie, bez absolutnie żadnych wskazówek, tak samo sufit. Zerknął w dół.
Przepaść była tak głęboka, że na jej dnie zaczęła tworzyć się mgła. Jak oni mają niby przejść?
— Nie wiem — mruknął, pogrążony we własnych myślach. Bo kto wie, może jednak najlepszym wyjściem byłoby wychodowanie sobie skrzydeł?
Wilk spojrzał jeszcze raz w dół. Może to właśnie skrzydła były odpowiedzią? Może zaraz z bezdennej przepaści wyleci jakieś ogromne stworzenie, które przeniesie ich na grzbiecie na drugą stronę? Całkiem możliwe, że było to zadanie na cierpliwość.
Podzielił się swoimi spostrzeżeniami z Kzeris, a ta, z braku innych perspektyw, zgodziła się z nim.
Więc czekali. Azair położył się pod ścianą, umieścił łeb na łapach i wbił wzrok gdzieś w przestrzeń. Kzeris za to zajęła się zrzucaniem drobnych kamyczków w otchłań i liczeniu, jak długo spadają. Za żadnym razem nie usłyszała odgłosu kamyczka uderzającego o podłoże.
Mijały sekundy, potem minuty, a potem chyba nawet godziny, a ich sytuacja w ogóle się nie zmieniła. Kzeris porzuciła zabawę kamykami na rzecz krótkiej drzemki, za to Azair dalej czuwał. Nie był nawet senny.
Z braku innego zajęcia wstał i podszedł bliżej przepaści. Miał irracjonalne wrażenie, że jeszcze bardziej się pogłębiła. Naprawdę nie wiedział, jak daleko sięga.
Nagle zmrużył oczy. Co to jest?
Mgła w dole zaczęła się poruszać. I to nie w taki zwykły sposób, że powoli przesuwa się w jedną stronę. Nie, formowała się w kształt, jaki przybiera woda, kiedy wrzuci się w nią ogromny kamień. "Rozpryskiwała" się na wszystkie strony, pozostawiając w środku kręgu (czyli tam, gdzie w okolicznościach z wodą zniknąłby kamień) wgłębienie.
Aza, zaciekawiony, wychylił łeb jeszcze bardziej za krawędź.
Z mgły zaczęła się wydobywać postać. Miała kształt wilka, którego ciało wiło się niczym mgliste macki.
Biały wilk zmrużył oczy nieco bardziej, pragnąc dojrzeć szczegóły.
A szczegóły prezentowały się nad wyraz przerażająco - ciałem istoty były białe jak śnieg kości, które mgła powoli przyoblekała w organy, mięśnie, tłuszcz i skórę.
Z tego, co Aza był w stanie dojrzeć, zauważył, że mgła miała mgliste (ha, ha) pojęcie o wilczej anatomii - organy wydawały się poukładane jakby nie na swoich miejscach, mięśnie rozłożone były bardzo chaotycznie, tłuszcz znajdował się głównie po lewej stronie ciała, a skóry w wielu miejscach brakowało.
Wilcza postać zaczęła powoli unosić się do góry, a z każdym pokonanym przez nią metrem powietrze coraz bardziej wypełniało się smrodem starego, rozkładającego się ciała. Azair skrzywił się i odsunął o parę kroków od przepaści, napinając mięśnie w gotowości na walkę.
Istota jednak wydawała się bezbronna. Gdy stanęła w końcu na własnych nogach, zaledwie kilka metrów od Azy, zachwiała się potężnie. Kiedy jednak złapała równowagę, powoli odwróciła pysk do wilka, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie okropne chrupnięcie.
Istota stała tyłem do Azy.
Baiły wilk otworzył szeroko oczy ze zdumienia, może nawet trochę ze strachu. Istota jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że skręciła sobie kark. Spuściła uszy po sobie, jakby ze wstydu i powoli, krok za krokiem, odwróciła ciało w ślad za łbem, w stronę Azy.
— Waszza... Pomooc... Wlassssssśnje... Nadszedłya... — wychrypiała z trudem, źle utworzonymi strunami głosowymi.
— Słucham? — zapytał automatycznie Azair.
— Pomogęm... Waam... Przejźć... — oznajmiła istota.
— Jak? — Biały wilk miał ochotę jak najszybciej się oddalić. Jak w razie walki miałby zabić to coś? Do jasnej cholery, to stworzenie skręciło sobie kark i nic sobie z tego nie robiło!
— Muszicie... SkooOoczyść... — poleciło zwierzę, wyginając krzywy pysk w coś mające być chyba uśmiechem.
— Co? — wydusił z siebie Aza.
Wtem aż zgiął się wpół.
Przed oczami pojawił mu się obraz jego samego, jak razem z Kzeris skaczą w otchłań. Nie uderzyli w podłoże, a magicznie zmaterializowali się w kolejnej jaskini.
Biały wilk poczuł spokój. Wiedział już, co musi zrobić, bo wbrew pozorom, był pewien, że to, co właśnie zobaczył, było idealnym odwzorowaniem rzeczywistości.
Istota wyszczerzyła się jeszcze szerzej.
Jej życiowym zadaniem było nagrodzić cierpliwość więźniów tego labiryntu możliwością przejścia do kolejnego zadania.
Zmiażdżyła łapą robaka, który wypełzł z dziury w jej skórze.
Czasami egzystowanie w starym, złożonym z trupów poległych w tym miejscu zwierząt był trudne, jeśli nie powiedzieć obrzydliwe, ale istota wiedziała, że jeśli spełni swoje zadanie, będzie mogła ponownie porzucić ciało i oddać się swojej ulubionej czynności, jaką jest unoszenie się w przestrzeni.
Azair obserwował, jak dziwne stworzenie cofa się i rzuca z krawędzi. Tym razem po parunastu sekundach usłyszał głuche uderzenie ciała o podłoże.
Biały wilk podszedł do Kzeris i potrząsnął nią.
— Co tu tak śmierdzi? — Wadera zmarszczyła z obrzydzeniem nos.
Aza na szybko streścił jej poprzednie wydarzenia.
— Musimy skoczyć, żeby przejść dalej — zakończył, patrząc jej w oczy. — To jedyna droga.
< Kzeris? Zaufasz Azairowi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz