Gdy Agrest zniknął gdzieś ja byłem zmuszony siedzieć w towarzystwie innych. Konwalia ciągle się uśmiechała, co szczerze mnie dziwiło. Brakowało żurawia i białego basiora. Siedziałem przez chwilę, ale w końcu uznałem że pora już iść.
- Gdzie idziesz? - spytała mała, a ja spojrzałem na nią. Westchnąłem i wymusiłem lekki uśmiech.
- Chyba już na mnie pora. - odparłem, mała trochę posmutniała. Westchnąłem i pogłaskałem ją po głowie, co okazało się dziwnie miłe.
- Zobaczymy się niedługo z pewnością. - powiedziałem. Mała przytaknęła. Wyszedłem z jaskini i ruszyłem. Zauważyłem Agresta podszedłem do niego. Przed nim stał biały basior.
- Em? Ja bardzo przepraszam, ale kolegę muszę na moment porwać.- oznajmiłem i odszedłem z Agrestem kawałek dalej, a biały przyglądał się nam.
- Widzę, że nasza znajomość wskoczyła na wyższy level.- zaśmiał się. Zauważyłem, że był jednak trochę poddenerwowany.
- Tak, tak. Niepochlebiaj sobie. - odparłem, a on znów się zaśmiał.
- Jesteś naprawdę ciekawą osobą Leonardo.
- Wiem przecież, ale teraz nie o to chodzi. Ja się już chyba będę zbierał, ale jutro wrócę.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Szczerze? Czuję się tu trochę nieswojo. - przyznałem.
- Rozumiem cię, ale naprawdę chcesz zostawić Konwalię samą?
- Proszę cię nie mów tak, bo jeszcze mi serce zacznie pękać. - odparłem.
- Ta mała szlachcianka naprawdę jest wyjątkowa.
- Szczerze? Coś tam w niej wyjątkowego jest, ale jeśli jej to powiesz to cię łapami uduszę.
- Rozumiem. Leonardo boi się, że zostanie odkryty jego czuły punktcik?
- Interpretuj to sobie jak chcesz. - odparłem zimno.
<Konwalio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz