- Świetnie, zatem idziemy - gwałtownie wstałem, kamuflując gdzieś pomiędzy swoimi ruchami ciche westchnienie. Wadera nie usłyszała go, nie musiała.
- W WSC nie ma chyba nikogo, kogo można uznać za przywódcę, dlatego zdecydowałam, że my, jako obywatele, powinniśmy wziąć sprawy we własne łapy.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się urzekająco.
- Mieszkasz tu od niedawna?
- Tego bym nie powiedział. Można powiedzieć, że wychowałem się prawie tutaj. Ale mogę potwierdzić, pełnoprawnym obywatelem WSC jestem od niedawna. Jeżeli kogokolwiek można tak nazwać teraz, kiedy nasz system leży w gruzach.
- Ma się rozumieć - Notte przytaknęła, wydawało mi się, mimowolnie i zaproponowała szybko - jutro. Jeśli wiem już, na czym stoimy, jutro nadejdzie czas na ustalenie szczegółów. Jeśli dobrze pójdzie, spotkamy się już we trójkę.
- Bardzo ciekawa taka... społeczna inicjatywa - uśmiechnąłem się nieznacznie. Rozmowa z wilczycą była prosta, niemal zupełnie niezobowiązująca, toteż nie czułem potrzeby specjalnie długo jej podtrzymywać. Sama postać nieznajomej, pomijając niecodzienne połączenie barw oczu i wielkie skrzydła wystające z grzbietu nieco nienaturalnie, jak dodatkowa para kończyn skradziona zmarłemu bliźniakowi syjamskiemu, była dla mnie mało intrygująca. Ot, myślałem, pewnie kolejna prosta członkini wspólnoty. Taka, jakimi trzeba pokierować.
Ponieważ i ona nie prónowała ciągnąć tematu, po prostu pożegnaliśmy się milczeniem i ujrzeliśmy dopiero następnego dnia, gdy stanąłem na tym samym miejscu, wzrokiem szukając naszego trzeciego towarzysza. Pora była to najwyższa, by zacząć wykorzystywać swoje zdolności aktorskie i budować wizerunek.
< Notte? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz