sobota, 21 września 2019

Od Notte CD Rutena ,,Nocny włóczęga" + ,,Więzy" Cz. 3

Zamachnęłam się i rzuciłam szarym otoczakiem w wodę. Kamień odbił się raz od jej powierzchni, po czym poszedł na dno pod kątem ostrym, ze względu na działanie dość szybkiego w tym miejscu nurtu. Od czego powinnam zacząć? Położyłam się na brzuchu, odpoczywając w promieniach jesiennego słońca na brzegu rzeki po codziennym treningu. Moja sierść w niektórych miejscach jeszcze schła. Jeszcze raz przywołałam obraz swojego odbicia w wodzie. Grube, ciemne ogniwa oraz mniejsze, jaśniejsze, aczkolwiek w większości rozerwane.
Może jestem...ograniczona od małego. Rysy, rdza, liczne pęknięcia - to się układa w logiczną całość. W takim razie, czemu łańcuchy się od siebie różnią? W dodatku teoretycznie młodsze są pod warstwą starszych. To nie ma sensu. Właściwie, wszystko nie ma sensu. Nie mogę całkowicie wykluczać żadnej z opcji.
Numer dwa. Zostały założone w różnych okresach czasu. Od momentu, kiedy wkroczyłam w dorosłość, nie mogło się nic takiego wydarzyć, chyba że cierpię na porządną amnezję. Zatem, co przedtem; wataha, wędrówka, WSC, ciemność. WSC. To tu sprawy zaczęły się komplikować, i tu należy wpierw szukać. 
Postanowiłam sprawdzić drugą teorię natychmiast. Praktycznie całą odległość do bazy pokonałam drogą powietrzną. Wylądowałam niedaleko centrum. Przed południem większość wilków rozchodziła się na okoliczne tereny, więc prawie nikt nie kręcił się w pobliżu. Przeszłam kawałek mocno wydeptaną ścieżką i stanęłam przed jaskinią śledczych. Wejścia pilnowała błękitno-biała, skrzydlata wadera. Podeszłam do niej raźnym krokiem, dodając tym samym pewności swojemu wizerunkowi.
— Witaj, Yuki. - rzekłam. Obym dobrze zapamiętała to imię.
— Witaj...wybacz, jeżeli coś przekręcę - Notte?
— Nie, dobrze pamiętasz. - pokiwałam głową z uśmiechem.
— Potrzebujesz czegoś?
— Przejrzeć parę dokumentów, mała sprawa nieznosząca zwłoki. - mruknęłam z nutą lekceważenia, typową dla papierkowej roboty.
— Mamy tam niezły rozgardiasz, zaraz przyniosę...powiedz tylko, jakie. - odparła przyjaźnie wadera, odwracając się już do środka.
— Spokojnie, poradzę sobie, potrzebuję zresztą dokładnie się wczytać. Lepiej, żebyś została na warcie. Ktoś jeszcze mógłby przyjść. - wciąż nie wyglądała na przekonaną. - Jestem szpiegiem, to moja praca. - wilczyca parsknęła cicho, po czym gestem zaprosiła mnie do środka.
Może faktycznie wchodzenie tu samej to nie był najlepszy pomysł. Przekopanie się przez te papiery zajmie mi wieki. Wzięłam głęboki wdech. Okey. Zaczęłam przeglądać przypadkowe stosy dokumentów, często przemieszane ze sobą. Prawa, obowiązki, mapa terenów i jajka (?), incydenty...tak, śledztwa, chyba z moich szczenięcych czasów. Zaczęłam szybko przerzucać akta, które fruwały po pomieszczeniu we wszystkie strony jak ptaki stłoczone w jednej klatce. Rzuciło mi się w oczy imię Megami. Wadera, niebiesko-purpurowa sierść, około sześć lat. "Przyczyna śmierci: Prawdopodobnie zamordowana".
Więcej poszlak w tym samym miejscu nie znalazłam, mimo że czas akcji przesunął się do przodu o co najmniej rok. Po kilku kolejnych próbach trafiłam na coś w rodzaju kart tożsamości członków. Gdzieś pośrodku znalazłam należącą do matki, o następującej treści:

"Imię: Saintpalis.
Płeć: Wadera.
Wiek: 5 lat.
Stanowisko: Pomocnik.
Wygląd: Skrzydełka na kłębie, brązowa sierść z żółtymi znaczeniami, ciemne oczy.
Rodzina: Córka Notte. [*]
Żywa
Martwa 
Żyje
[*]
Samobójstwo
K...
Żywa
Odeszła
Jeszcze żyje
Status: Zamordowana podczas napadu."

Uśmiechnęłam się lekko, odkładając dokument. Czas płynął. Porzuciłam to zajęcie i zabrałam się za kolejny stos dotyczący przebiegu różnych spraw. Napaść obcej watahy, około cztery lata temu. Liczba ofiar: 3. Ale choćbym nie wiem jak dokładnie przeglądała wszystkie papiery, nigdzie nie było ani słowa o tamtej nocy, śmierci wilków i obrażeniach, jej krwawym żniwie.
— I jak? Masz już wszystko? - wzdrygnęłam się aż na dźwięk tych słów, pogrążona w papierkowym chaosie.
— Ach, tak. - odwróciłam się z uśmiechem, kładąc łapę na porzuconej z boku karcie matki. - Muszę to skonsultować z Zawilcem.
— Powodzenia. Proszę, ja to poukładam. - mruknęła wadera, wyciągając dokument spod mojej kończyny.
Trochę szkoda, chociaż w sumie nie zawierał żadnych istotnych wskazówek. Wszystko co znalazłam było jedynie dowodem na to, że próbowano zatuszować zajście. Faktycznie jednak tak, jak obiecywałam, wybrałam się do jaskini Alfy. Szczęśliwym trafem biały wilk siedział właśnie grocie pod ścianą, układając coś w zamyśleniu. Jedno z jego "króliczych" uszu drgnęło i odwrócił głowę w moją stronę.
— Ach, witaj Notte. Co cię sprowadza? - rzekł zwykłym, przyjaznym tonem, przepełnionym obojętnością. W tym czasie zdążył wstać i otrzepać się z ziemi.
— Ciekawi mnie, co działo się po tamtej nocy. Uznałam, że ty jako Alfa możesz wiedzieć coś na ten temat. - postanowiłam przejść od razu do sedna. Basiorowi mina trochę zrzedła.
— Cóż...medycy mieli pełne łapy roboty. Ostatecznie udało się opanować sytuację. - mruknął lekceważąco.
— Opanować, to znaczy? - przechyliłam głowę, bacznie się mu przyglądając.
— Tak jak powiedziałem. Rany się zabliźniły, wataha wróciła do normalnego funkcjonowania, ty dorosłaś, życie toczy się dalej.
— A jednak nie wszystkie rany się zabliźniają. - wtrąciłam, stawiając krok do przodu.
— Wiem o tym. - westchnął cicho. - To musi być dla ciebie trudne...
— Co zrobiliście? - zadałam pytanie, nie zwracając uwagi na wcześniejsze wypowiedzi. Na moment zamilkł.
— Uratowaliśmy cię z małą pomocą, choć nie było łatwo. Cóż więcej mogliśmy zrobić? - wilk przeniósł wzrok na wystający korzeń.
— Co zrobiliście? Co ma znaczyć ta pomoc? "Jeszcze żyje"?
— O co ci chodzi?...Nie ja uzupełniam dokumentację. - intuicja podpowiadała mi, że to jeszcze nie koniec, a Zawilec nie jest taki spokojny, na jakiego wygląda. A może to tylko zamawiane złudzenie?
— Zapytam po raz trzeci i ostatni, co zrobiliście kto, jak, gdzie? - zachowałam spokojny ton głosu.
— Czego ty ode mnie chcesz? Mało ci? Masz chyba lepsze rzeczy do roboty, niż rozgrzebywanie przeszłości. - u mnie również nerwy wzięły w tym momencie górę. Skoczyłam na basiora i przycisnęłam do ściany jaskini. Wyglądał na zaskoczonego tym ruchem.
— A zatem, zacznijmy od początku. - wysyczałam niemalże przez zęby. - Co to była za pomoc? - wilk milczał dłuższą chwilę.
— Przyjaciel Mundusa. Znał się trochę na lecznictwie i magii, wyciągnął cię ze stanu krytycznego. Później nasi medycy przejęli kontrolę nad sytuacją. Leżałaś nieprzytomna przez cztery dni. - Zawilec postawił na swoim i uwolnił się spod mojego nacisku.
— Czego użył, jakichś zaklęć?
— Nie wiem, nie znam się na tym. A teraz chcę pobyć sam, w spokoju. - warknął, odsłaniając kły. Prędko ulotniłam się z pomieszczenia. Wraz z rozwianiem części wątpliwości pojawiło się w mojej głowie dwa razy tyle pytań i tajemnic do odkrycia. To chyba nie wróży nic dobrego.
~Przechodzimy do momentu szarpaniny z torbą w roli głównej~
Siedzieliśmy teraz naprzeciwko siebie, mierząc się spojrzeniami. Na moment spuściłam wzrok, by przyjrzeć się torbie. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, niemalże niewidocznie na widok rozprucia powstałego podczas szarpaniny.
— Przepraszam, chciałam mocniej. - wypowiedź ta nie zawierała ani grama czegokolwiek, co miałoby przypominać przeprosiny, bardziej syk węża. Wtedy na scenie pojawił się nowy aktor.
— Co się tu dzieje...? - pytanie szarego wilka odbiło się po lesie głośnym echem.
<Ruten? Nie miałam weny i tysiąc różnych wersji w głowie, skończyło się na powrocie do torby. Zrób coś ;_; XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz