Być może wbrew pozorom, ale zależało mi na przetrwaniu Watahy Srebrnego Chabra. Miałam do niej jakiś mały sentyment; niekoniecznie pozytywny, przede wszystkim przywołujący cenne uczucia. Co ważniejsze, tamte historie powinny zostać między tą społecznością a moją osobą, póki śmierć nie odbierze wszystkim pamięci. Aczkolwiek, sama nie jestem do końca żywa...
Podczas licznych, aczkolwiek przeważnie krótkich wizyt na terenach WSJ poznałam kilka ciekawszych osób, ale przede wszystkim strukturę społeczną. W rzeczywistości nie było tam już jednej watahy, a przynajmniej pięć różnych. Niby wrogich sobie, jednak w praktyce ich członkowie spotykali się wieczorami, by wymienić się doświadczeniami, znaleźć bratnią duszę, czasem rozładować energię na wzajemnych przepychankach. Najbardziej uciążliwym problemem, po przestępstwach na masową skalę, było przeludnienie. Nie przepuszczą takiej okazji, a dowódcy przywykli do ostrych zagrywek. WSC pod rządami tych osobników, w dodatku zdesperowanych, czeka nieuchronny upadek. O WWN miałam znacznie mniej informacji.
Wreszcie moja ofiara podeszła wystarczająco blisko. Wystrzeliłam z zarośli w jej kierunku. Skoczyłam młodej łani na grzbiet, szarpiąc pazurami ciepłe ciało i próbując wycelować szczękami w krtań zwierzęcia. Reszta zaczęła uciekać w popłochu, ale przywódca, o dziwo, ruszył na mnie, rycząc z wściekłością. Musiałam puścić zdobycz, by uniknąć spotkania z potężnymi rogami. Byk jakby wpadł w szał. Przez moment ważyłam za i przeciw. Ruszyłam ponownie w pogoń za słaniającą się na nogach łanią, jeleń również nie zamierzał odpuszczać. Dobiłam ją szybkim ciosem kłów, po czym odwróciłam się ku agresorowi. Co on wyprawia? Rozum mu odjęło? Wpadł na mnie z rozpędu. Przejechałam pazurami po nodze przywódcy, ledwo unikając nadziania na poroże. Odbiegłam trochę dalej w krzaki, szykując się do obrony, jednak w lesie zaległa cisza. Ostrożnie zbliżyłam się do ofiary, upewniając się co do mojego bezpieczeństwa, po czym z zadowoleniem zajęłam się posiłkiem, zapominając o całej sprawie.
~Nazajutrz~
Spotkaliśmy się w tym samym miejscu, koło wodospadu. Agrest czekał już pod rosnącą na brzegu wierzbą. Pojawiłam się w towarzystwie ciemnej maści basiora z niebieskimi znaczeniami - Vinysa, z polecenia Szkła. Przystroiłam pysk w lekki uśmiech. Stanęliśmy prawie że w trójkącie.
— Proszę pozwolić, że przedstawię - śledczy Vinys, a to poseł Agrest. - wilki wymieniły pozdrowienia.
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz