Konwalia swoim zwyczajem siedziała na drzewie. Powolnymi ruchami łap i szczęk wiła wianek z paru kolorowych kwiatów, z czego jeden z nich pachniał tak słodko, że aż odurzająco.
Kątem oka, w dole, zauważyła znajomą sylwetkę. Uśmiechnęła się do siebie.
— Znowu się spotykamy, Szkło — rzuciła, kończąc ostatnie sploty.
— Konwalia? — zapytał basior, rozglądając się dookoła. Wadera zachichotała.
— A któżby inny? — zapytała wesoło i założyła sobie wianek na głowie. — Lepiej się odsuń, bo cię przygniotę!
— Co? — mruknął zdezorientowany, zerkając w górę. Kiedy zauważył wilczycę na górze, wzruszył ramionami i zrobił dwa kroki w tył.
Konwalia z gracją zeskoczyła z drzewa, lądując na lekko ugiętych nogach. Wyprostowała się i otrzepała.
— I jak wyglądam? — zapytała, obracając głowę w lewo i w prawo, żeby Szkło mógł zobaczyć jej wianek z obu stron.
— Ładnie — wydusił z siebie, a ona posłała mu swój najsłodszy uśmiech.
Chwilę tak stali w ciszy, aż Konwalia ruszyła, po drodze muskając Szkło swoim ogonem. Po paru metrach zatrzymała się i obróciła się przez ramię.
— Idziesz? — rzuciła, z powrotem ruszając do przodu. Szkło dołączył do niej.
— Więc... Co cię tu przywiało, hm? — zapytała, zerkając na niego kątem oka.
— W zasadzie to... Nic konkretnego — odparł, unikając jej wzroku. Konwalia zachichotała uroczo.
Przeszli tak chwilę w ciszy, aż w końcu trafili pod wodospad.
Róże rosnące dookoła nie były tak spektakularne jak wcześniej. Jesień zrobiła swoje.
Wadera musnęła trawę łapą i podeszła do tafli wody. Położyła się wygodnie i obserwowała, jak woda, poruszona jej pazurami, rozchodzi się dookoła falami.
— Zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest, kiedy się tonie? — rzuciła cichym, jakby nieobecnym głosem.
< Szkło? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz