- Zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest, kiedy się tonie?
Z cichym westchnieniem ugiąłem łapy i położyłem się na ziemi, wpatrując przez dłuższą chwilę w toń przed nami, niknącą pod brzegiem, w wytartym przez fale piasku. Wolno pokręciłem głową. Najpierw w jedną, potem w drugą stronę, jakby pozwalając zahipnotyzować się białym przebłyskom na ciemnej tafli i szumowi wody.
- Nie. Ale to musi być straszne.
W tym momencie gwałtownie nabrałem powietrza w płuca, aż wilczyca popatrzyła na mnie z zaciekawieniem. Dotknąłem łapą swojego mostka. Nie potrafiłem tego zrozumieć, ale nagle naszło mnie wrażenie, że moje płuca wypełnia woda. Że nie mogę odetchnąć już ani razu i pozostaje mi jedynie pogodzić się ze śmiercią w ułamkach sekund świadomości tonącej również w odmętach paniki.
Potrząsnąłem głową, zrywając się na równe nogi i próbując odepchnąć od siebie przywidzenia. Nie, woda nie pryska spod mojej sierści, jestem suchy. Stoję na suchym brzegu. Zatem co to było? Nie wiedziałem, ale było bardziej realne, niż proste wyobrażenie i zdarzyło się pierwszy raz.
Konwalia wciąż patrzyła na mnie. Uśmiechnęła się przyjaźnie, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Sam wyraz jej oczu zdołał przywołać mnie z powrotem na ziemię. Spokojniejszy usiadłem znów i milcząc jeszcze przez chwilę, wpatrywałem się w postrzępioną ścianę wody spadającej ze skał, próbując upewnić się, że to tylko piękne zjawisko. Na tyle odległe, by nie być powodem do niepokoju. W końcu moje słowa przerwały ciszę.
- Powinienem chyba ci podziękować. Nie, nie chyba. Na pewno. Wiesz, że tamten jeden dzień zmienił całe moje życie - spojrzałem w jej oczy. Z jakiegoś powodu jednak na moim pysku obok powagi dało się dostrzec jedynie strapienie.
- Nie wracajmy już do tego - opuściła pyszczek - stare dzieje, czyż nie?
- Nie tak stare, jak mogłoby się wydawać. A ich echo słyszę do dziś.
< Konwalio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz