— Taak... — odparła po chwili ciszy Iryd. Wiatr niósł w jej stronę echo głosu Azy, głosu, który tak bardzo sobie ukochała.
Wadera bowiem potrzebowała atencjii. W jej starej watasze pełniła rolę szamanki, może nawet pustelniczki. Owszem, tamte wilki chodziły do niej po radę, ale w rozmowach z nią okazywały głównie współczucie dla jej ślepoty i niemałą ignorancję, bo chociaż wadera była inteligentna i mądra, to traktowana była bardziej jako watahowa maskotka i ktoś, kto po prostu jest tak jak drzewo czy skała, niż jako prawdziwego wilka.
Azair za to był pierwszym basiorem od dłuższego czasu, który nie traktował jej jak trawę. Owszem, był w stosunku do niej oschły i nieprzyjemny, ale Iryd wierzyła, że basior będzie w stanie żywić do niej uczucie. Może nie od razu, wiadomo, ale z czasem na pewno go w sobie rozkocha. To tylko kwestia paru miesięcy.
Azair przyglądał się chwilę hasającej w trawie Konwalii. Zanim odpowiedział, nabrał trochę powietrza w płuca.
— Najlepiej pozbyć się Yen jak najszybciej — oznajmił. — Chciałbym, żeby o niej zapomniała. Im mniej ją pokocha, tym lepszym obiektem będzie w przyszłości.
Ruten nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się lekko, jakby kpiąco, z tym charakterystycznym dla siebie błyskiem w oku. Błyskiem, który zdobył serce Azy.
Dni mijały, a Konwalia spożywała więcej mięsa i jagód niż mleka matki.
Ruten z Azairem uznali, że najlepiej będzie pozbyć się Yen w jak najbliższym czasie. Mundus za to przysłuchiwał się ich rozmowom z cienia, a jego serce łamało się coraz bardziej. Polubił małą Konwalię, a jego przyjaciele chcieli pozbawić ją jednej z najważniejszych osób w jej życiu. To będzie dla niej cios. Jednocześnie ptak nie był w stanie inaczej odwieść ich od tego pomysłu, niż syczeć do nich ostrzeżenia i rzucać im zmartwione spojrzenia.
Któregoś dnia Azair przywołał do siebie Iryd, a ta radośnie podreptała w jego stronę.
— Tak? — zapytała z nadzieją. Może to dzisiaj, może to dzisiaj! Może to dzisiaj wyzna jej uczucia!
Ale myśli Azaira były dalekie od "wyznawania uczuć".
— Weź Konwalię na spacer — rzucił po prostu. — I niech jej nawet włos z głowy nie spadnie.
Tak więc mała Konwalia oddaliła się z Iryd. Mundus po chwili ruszył za nimi - nie chciał mieć nawet najmniejszego udziału w całej sytuacji.
Azair podszedł do śpiącej Yen, podczas gdy Ruten przygotowywał sprzęt.
Biały wilk mało delikatnie szturchnął waderę w bok.
— Co? — Yen zamrugała parę razy i ziewnęła głęboko. — Gdzie Konwalijka?
— Szkoda, że nie zdążyłaś się z nią pożegnać — powiedział cicho, bez żadnych emocji.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz