Ładny dzień. Wyjątkowo ładny dzień. Pierwszy taki ładny dzień po tych wszystkich dniach ładnych trochę inaczej. Obudziłam się ze snu i od razu wiedziałam co się święci. Wiosna.
Zerwałam się natychmiast, poruszona tą myślą. Wyszłam z mojej jaskini i poczułam zapach świeżości, który przesycił wszystko dookoła mnie. Pod łapami czułam rozmarzającą glebę, na gałęziach drzew nieśmiało pojawiły się małe, zielone listki. Najważniejsza jednak była dla mnie ta woń. Czułam, że pojawiło się coś nowego, oczekiwanego przez tyle miesięcy. Zdecydowanie wiosna jest moją ulubioną porą roku.
Mój zachwyt przerwało burczenie. Mam wrażenie, że jadłam wieki temu, choć to pewnie dlatego, że spałam jak miś. Poszłam więc głębiej w las, by znaleźć coś do jedzenia. Nie było to trudne, polowanie jest moim konikiem, więc już po chwili cieszyłam się świeżym szarakiem.
Z pełnym brzuchem mogłam pójść na dłuższy spacer. Pogoda zachęciła mnie do wędrówki. Szłam i wsłuchiwałam się w delikatne śpiewy nielicznych ptaków. Z minuty na minutę robiło się coraz przyjemniej. Słońce towarzyszyło mi w wyprawie: ja szłam w gęstym lesie, a ono wędrowało po nieboskłonie. Chciałam pójść daleko, bardzo daleko, tam, gdzie jeszcze mnie nie było. Skoro wszystko dookoła mnie jest nowe, ja też muszę spróbować czegoś nowego. Trafiłam w końcu na małą, zaniedbaną polankę. Okoliczne drzewa rozsiały się po niej tak, że wszędzie wyrastały młode drzewka, kolorowe kwiaty z roku na rok były coraz bardziej zagłuszane przez większe dęby, które dzielnie pną się do nieba. Mimo to, znalazłam parę dorodnych okazów. Przycupnęłam zadowolona pod małym dębem i zaczęłam zaplatać wianek. Całkowicie pochłonięta układałam kolejne rośliny, wyciągałam to, co zaburzało kompozycję, naciągałam i wydłużałam, aż w końcu zadowolona z efektu przyczepiłam moje dzieło do skroni, tak żeby nie zsunęło się przy pierwszym poruszeniu. Wtedy zobaczyłam coś ciekawego. Tuż przede mną pojawił się błyszczący owad. Lśnił i migotał przy lataniu. Powoli ułożyłam się nisko na łapach, tak żeby go nie przestraszyć i jednocześnie, żeby się mu lepiej przyjrzeć. Małe stworzenie usiadło na liściu zaledwie kilka centymetrów od mojego nosa. Gdy przestał machać skrzydłami jego blask znacząco zanikł. Wtedy zobaczyłam, że to nie był owad tylko maleńka, wielkości muchy, sikorka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz