Z trudem przełknąłem ślinę. Owa dziwna samica, towarzyszka naszej podróży, bez słowa rozpłynęła się w kawałek ciemnoszarej mgły i popłynęła pierwsza. Powoli przeniosłem wzrok na Konwalię.
- Szkło? Wszystko w porządku? - usłyszałem. Spojrzałem na nią jeszcze raz, teraz już bez blokującego myśli zadumania, a ona mówiła dalej - wyglądasz, jakbym była duchem - uśmiechnęła się ciepło.
Też chciałem spróbować, tak bardzo chciałem po prostu spojrzeć na nią tak samo, jak wcześniej. Ale nawet pysk odmawiał mi posłuszeństwa. Ledwie zdołałem unieść kąciki warg z drżeniem, którego, na całe szczęście, pewnie nie mogła zobaczyć. W końcu jedynie skinąłem głową, delikatnie dając do zrozumienia, by poszła pierwsza.
Przekraczając pełen białego światła portal, lekko schyliłem głowę i mimowolnie zamknąłem oczy, aby nie oślepnąć.
Nagle szum drzew ucichł, nie czułem już wiatru na policzkach. Jeszcze zanim odetchnąłem głębiej i uniosłem powieki, poczułem, jak Konwalia obejmuje moje przedramię.
Drgnąłem. Wokół nas zrobiło się ciemno, a gdzieś z dołu buchnęło gorące powietrze. Ziemia naokoło była teraz krwisto-czerwona i poprzecinana szerokimi wyłomami i szczelinami. W górze widać było tylko wysokie sklepienia mrocznych korytarzy.
Wciąż byliśmy wilkami.
- Co to jest? - zapytała szeptem wilczyca. Nie odpowiedziałem, tylko nieco mocniej przygarnąłem ją do siebie.
- Chodźcie - rzuciła oschle na powrót odziana w czerwień istota i nie czekając na nas, ruszyła wąską ścieżką pomiędzy rozpadlinami.
- Dlaczego to pierwsze miejsce, w którym się znaleźliśmy? - odezwałem się w końcu - czy możliwe jest w ogóle, by to, czego szukamy, znajdowało się akurat w tej pustce?
- A dlaczego nie to właśnie miejsce? - odpowiedziała, nie odwracając się - chcesz zobaczyć coś jeszcze? - zaśmiała się przenikliwie.
Jakiś kolorowy skrawek na naszej drodze przykuł mój wzrok. Podążyłem za nim odruchowo i... omal nie odskoczyłem. Podejrzany obiekt wystawał z jednej ze szczelin sterczących kamiennymi zębami ponad powierzchnię naszej ścieżki. Ubranie.
- Przejdź tutaj, proszę - nieco zbyt gwałtownie przesunąłem Konwalię na swoją prawą stronę, jednocześnie odgradzając ją od truchła. Przechodząc obok znaleziska, ostatni raz rzuciłem okiem na kawałek zmiażdżonej ludzkiej ręki w różowym sweterku.
- Co, dlaczego? - zaniepokojony głos wadery dotarł do mnie jakby z oddali.
- Nic... nic - mruknąłem, przymrużając oczy z pewnym stopniem odrazy.
Idąc tak, stopniowo zacząłem zdawać sobie sprawę, że oprócz ciepłego powietrza z dołu dochodził specyficzny zapach. Lekko pochyliwszy głowę spojrzałem w dół i zamarłem. Kilkanaście metrów pod nami, piętrzyły się sterty bezkształtnych ciał w początkowej fazie rozkładu. W pierwszym odruchu chciałem zapytać, co to wszystko znaczy i gdzie właściwie trafiliśmy... ale jakoś nie mogłem wykrztusić ani słowa.
< Konwalio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz