wtorek, 31 marca 2020

Od Kary CD Tiski - "Biała Noc"

Obudził mnie cichy skrzek, przypominając trochę warczenie. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam przed sobą dużą wersję śpiących w moich ramionach soboli. Matka najwyraźniej wreszcie odnalazła swoje młode i nie wyglądała na zadowoloną z mojej obecności. Zbliżyłam powoli nos do młodych z zamiarem wybudzenia ich, matka warknęła złowrogo na mój gest, jednak postanowiłam go zignorować. Pacnęłam każde młode z osobna nosem. Szczeniaki zaczęły otwierać zaspane oczy i ruszać delikatnie noskami wyczuwając zapewne znajomy zapach. Gdy rozpoznały zapach swojej rodzicielki, od razu zaczęły popiskiwać i biec w jej stronę. Matka nadal patrzyła na mnie podejrzliwie, jednak zobaczyłam też w jej oczach ulgę i nieme podziękowanie. Młode w ciągu kilku sekund zapomniały o moim istnieniu i szybko zniknęły z zasięgu mojego wzroku. Westchnęłam cicho. Nie powinnam oczekiwać wiele. Poczułam jednak zazdrość do matki soboli, jej szczeniaki kochały ją bezinteresownie. Czułam, że właśnie takiej miłości brakuje w moim życiu. Właściwie… jakiejkolwiek miłości.
Wstałam, odsuwając na bok nieprzyjemne myśli. Nadal czułam zmęczenie w nogach po zakończonym treningu i postanowiłam zrobić sobie dzień lub dwa dni przerwy, zanim rozpocznę kolejny trening. Wróciłam do swojej jaskini, ciesząc się na dźwięk morza. Ostatecznie udało mi się wczoraj zasnąć, ale umówmy się, kto by nie zasnął będąc tak wyczerpanym. Posiedziałam chwile na plaży, wsłuchując się w spokojne morze. Zachciałam spędzić w ten sposób cały dzień, jednak mój żołądek znalazł mi inne plany. Podniosłam się o trzepałam futro z piachu. Przytruchtałam do lasu, znaleźć jakieś szybkie pożywienie. Miałam na oku małego szaraczka, gdy poczułam niedaleko zapach świeżej krwi. Podniosłam pysk do góry starając się złapać zapach górnym wiatrem i zlokalizować dokładniej ranną ofiarę. Szłam powoli za wonią, ukryta w zaroślach. Gdy dotarłam do sprawcy całego zamieszania, byłam trochę zdziwiona. Dość pokaźnych rozmiarów jeleń leżał zabity w wyższych krzakach. Ślady zębów wyglądały na wilcze, to też postanowiłam ukryć się w zaroślach i poczekać, aż ewentualny drapieżnik pojawi się niedługo. Moje oczekiwanie zostało nagrodzone pojawieniem się szarawej wadery o dość pokaźnej postawie. Nic dziwnego, że całkiem sama upolowała, aż dwa jelenie. Chwile patrzyłam jak wilczyca męczy się ze swoimi zdobyczami. Postanowiłam jednak wyjść z ukrycia i zaproponować jej pomoc. Gdy podeszłam jednak bliżej jej sytuacja wydała mi się tak groteskowa, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Wadera burknęła coś na moją propozycje, więc postanowiłam się jak najszybciej uspokoić. Gdy udało mi się powstrzymać śmiech, przedstawiłam się i bez czekania na odpowiedź wzięłam jednego z jeleni na barki.
- Tiska – odpowiedziała niemrawo i podniosła swoją zdobycz. Jeleń prawie od razu zaczął się zsuwać, dlatego pyskiem delikatnie podniosłam go do góry i ułożyłam na jej grzbiecie. Tiska powiedziała, że idziemy z nimi na Polane Życia, bo szykuje się tam jakaś impreza.
- Gdzie je przygotujesz? – zapytałam z zaciekawieniem. Wadera spojrzała na mnie dziwnie i powiedziała, że przecież są już gotowe. Zbulwersowałam się trochę, czym mogłam trochę przestraszyć waderę. Gdy udało mi się uspokoić wzburzenie i przemyślałam wszystkie za i przeciw, postanowiłam, że nie ma opcji by na imprezie było nieprzygotowane mięso. Ruszyłam w stronę swojej jaskini, w której miałam wszystkie potrzebne rzeczy do zrobienia przekąsek.
- Idziesz? – zawołałam za zdziwioną waderą. Tiska otrząsnęła się i ruszyła za mną. Droga nie była długa, ale moje nogi przez ostatni trening już w połowie czuły się wyczerpane. Nie dałam jednak tego po sobie poznać.
- No dobra, poczekaj tu zaraz przyniosę wszystko co jest potrzebne. – powiedziałam zrzucając jelenia pod jaskinią i wbiegając do niej. Wygrzebałam niewielki nożyk zrobiony z naostrzonego krzesiwa i skalpel, który niedawno podkradłam z jaskini medyczki.
- Cszy to czałe mięszo na imprezę? – spytałam niewyraźnie, wychodząc z jaskini z narzędziami w pysku.
- Nie, miałam zamiar jutro przed imprezą złapać jeszcze jakieś małe zwierzaki. – powiedziała przyglądając mi się uważnie.
- To może biegnij złapać je teraz, a ja się zajmę przyprawianiem i jutro wszystko pięknie usmażymy.
- Usmażymy? – zapytała Tiska, a ja przytaknęłam tylko i zabrałam się do pracy. Wadera chwile się przyglądała, po czym pobiegła z powrotem do lasu. Ja zaczęłam zgrabnie ściągać skórę z pierwszej zwierzyny. Normalnie bym tego nie robiła, ale impreza to impreza, nie? Wszystko musi być idealnie, bez żadnych kłaków w pysku. Praca byłą żmudna i niezbyt pokrzepiająca, biorąc pod uwagę mój narastający głód. Mogłam poprosić Tiskę, żeby upolowała też coś dla mnie, bo jak tak dalej pójdzie to sama zjem tego jelenia. Jak na zawołanie wadera znalazła się na plaży z trzema dorodnymi lisami na grzbiecie. Zwisały zgrabnie w poprzek jej ciała. Uśmiechnęłam się do wadery. Właśnie skończyłam oporządzać pierwszego jelenia i kawałki obdarte od kości leżały obok mnie na kupie.
- To już wszystko? – zapytałam, a wader pokręciła głową i pobiegła znowu. Krzyknęłam za nią by przyniosła też kolację, ale nie byłam pewna czy mnie usłyszała. Powoli zaczynało się ściemniać i martwiłam się, że nie zdążymy zrobić wszystkiego do zachodu słońca.
Czas płynął, a ja mozolnie oporządzałam już pierwszego z lisów. Tiska dość długo nie wracała i zaczynałam się martwić. Gdy skończyłam całą zwierzynę, podniosłam się i zaczęłam rozglądać nie wiedząc za bardzo co robić. Postanowiłam dać jej jeszcze chwile i później pójść jej szukać. Na razie jednak zajęłam się dalszą pracą. Wzięłam dość głęboką muszlę i zaczęłam zbierać wodę morską do pokaźnego dołu w mojej jaskini, który służył mi do marynowania mięsa. Napełniłam dół do połowy wodą i wrzuciłam tam oporządzone mięsiwo i zioła, które zbieram systematycznie na polowaniach. Już miałam biec szukać zaginionej Wadery, gdy ta stanęła w wejściu jaskini zasłaniając ostatnie promienie słońca wpadające do niej.
- Wejdź, właśnie skończyłam. – powiedziałam, a wadera posłusznie weszła i położyła ostatnie zdobycze na ziemi.
- To na kolacje – powiedziała pokazując dwa mała szaraczki, które trzymała za uszy w pysku. – a to jeszcze na imprezę. Spojrzałam na dwa kolejne lisy i pobiegłam zabrać swoje przyrządy z plaży. Zabrałam od razu też skóry, które były w nienagannym stanie i mogły posłużyć za dobrej jakości posłanie. Gdy weszłam z powrotem do jaskini, Tiska z zaciekawieniem wąchała marynatę, którą przyrządziłam.
- Uwierz mi, posmakuje ci. To rodzinny przepis. – powiedziałam z dumą. Wzięłam kawałek krzesiwa i mój prowizoryczny nożyk w łapy i w urządzonym wcześniej ognisku rozpaliłam ogień.
- Jak to zrobiłaś? – spytała zdziwiona.
- Jak to? Ogień – powiedziałam jeszcze bardziej zdziwiona.
- Niee, nie o to mi chodzi. – zaśmiała się delikatnie – chodzi mi o to, że wystarczyło ci jedno potarcie krzesiwa. – powiedziała i wzięła ode mnie przyrządy, pokazując, że jej się to udało dopiero za jakimś dziesiątym razem.
- Sama nie wiem… zawsze udawało mi się za pierwszym razem. Może po prostu mam talent? – powiedziałam i zamyśliłam się trochę. Sama nie wiedziałam co miałam o tym myśleć. Wadera nie poruszała już tego tematu. Poinstruowałam ją jak upiec na ogniu króliki na kolacje, a sama zajęłam się lisami. Po skończonej robocie, w trakcie kolacji, omówiłyśmy co będziemy robić następnego dnia. Doszłyśmy do wniosku, że upieczone mięso możemy przetransportować do Polany Życia na skórach jeleni, a jako prezenty damy jubilatkom po oprawionej skórze lisa i wianku, które zrobi Tiska.
- Jak ci smakuje upieczone mięso? – spytałam z zaciekawieniem. Wadera zjadła kolacje szybciej ode mnie, co mogło sugerować, że naprawdę jej smakowało.
- To… coś nowego. – powiedziała jedynie. Czułam jednak, że zostanie stałą bywalczynią przy moim ognisku.
- W marynacie jest lepsze, jednak nie zawsze mam czas polować na zapas. – powiedziałam i dokończyłam swojego szaraczka. Resztę wieczoru opowiadałyśmy sobie trochę o naszej historii i dość szybko zniknęło między nami napięcie.
- Dobra to ja już się będę zbierać. – powiedziała nagle wadera.
- No co ty. – zatrzymałam ją gdy chciała już się podnosić. – Zostań tu, czuj się jak u siebie. – powiedziałam. – Zobacz akurat mamy dwie skóry na posłanie, a moja jaskinia zmieści nas dwie. – spojrzałam na Tiskę z zachęcającym uśmiechem i czekałam na jej decyzję.

<Tiska?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz