Wstałam, odsuwając na bok
nieprzyjemne myśli. Nadal czułam zmęczenie w nogach po zakończonym treningu i
postanowiłam zrobić sobie dzień lub dwa dni przerwy, zanim rozpocznę kolejny
trening. Wróciłam do swojej jaskini, ciesząc się na dźwięk morza. Ostatecznie
udało mi się wczoraj zasnąć, ale umówmy się, kto by nie zasnął będąc tak
wyczerpanym. Posiedziałam chwile na plaży, wsłuchując się w spokojne morze.
Zachciałam spędzić w ten sposób cały dzień, jednak mój żołądek znalazł mi inne
plany. Podniosłam się o trzepałam futro z piachu. Przytruchtałam do lasu,
znaleźć jakieś szybkie pożywienie. Miałam na oku małego szaraczka, gdy poczułam
niedaleko zapach świeżej krwi. Podniosłam pysk do góry starając się złapać zapach
górnym wiatrem i zlokalizować dokładniej ranną ofiarę. Szłam powoli za wonią, ukryta
w zaroślach. Gdy dotarłam do sprawcy całego zamieszania, byłam trochę
zdziwiona. Dość pokaźnych rozmiarów jeleń leżał zabity w wyższych krzakach. Ślady
zębów wyglądały na wilcze, to też postanowiłam ukryć się w zaroślach i
poczekać, aż ewentualny drapieżnik pojawi się niedługo. Moje oczekiwanie
zostało nagrodzone pojawieniem się szarawej wadery o dość pokaźnej postawie.
Nic dziwnego, że całkiem sama upolowała, aż dwa jelenie. Chwile patrzyłam jak
wilczyca męczy się ze swoimi zdobyczami. Postanowiłam jednak wyjść z ukrycia i
zaproponować jej pomoc. Gdy podeszłam jednak bliżej jej sytuacja wydała mi się
tak groteskowa, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Wadera burknęła coś
na moją propozycje, więc postanowiłam się jak najszybciej uspokoić. Gdy udało
mi się powstrzymać śmiech, przedstawiłam się i bez czekania na odpowiedź wzięłam
jednego z jeleni na barki.
- Tiska – odpowiedziała niemrawo
i podniosła swoją zdobycz. Jeleń prawie od razu zaczął się zsuwać, dlatego
pyskiem delikatnie podniosłam go do góry i ułożyłam na jej grzbiecie. Tiska
powiedziała, że idziemy z nimi na Polane Życia, bo szykuje się tam jakaś
impreza.
- Gdzie je przygotujesz? –
zapytałam z zaciekawieniem. Wadera spojrzała na mnie dziwnie i powiedziała, że
przecież są już gotowe. Zbulwersowałam się trochę, czym mogłam trochę przestraszyć
waderę. Gdy udało mi się uspokoić wzburzenie i przemyślałam wszystkie za i
przeciw, postanowiłam, że nie ma opcji by na imprezie było nieprzygotowane
mięso. Ruszyłam w stronę swojej jaskini, w której miałam wszystkie potrzebne
rzeczy do zrobienia przekąsek.
- Idziesz? – zawołałam za
zdziwioną waderą. Tiska otrząsnęła się i ruszyła za mną. Droga nie była długa,
ale moje nogi przez ostatni trening już w połowie czuły się wyczerpane. Nie dałam
jednak tego po sobie poznać.
- No dobra, poczekaj tu zaraz
przyniosę wszystko co jest potrzebne. – powiedziałam zrzucając jelenia pod
jaskinią i wbiegając do niej. Wygrzebałam niewielki nożyk zrobiony z
naostrzonego krzesiwa i skalpel, który niedawno podkradłam z jaskini medyczki.
- Cszy to czałe mięszo na imprezę?
– spytałam niewyraźnie, wychodząc z jaskini z narzędziami w pysku.
- Nie, miałam zamiar jutro przed
imprezą złapać jeszcze jakieś małe zwierzaki. – powiedziała przyglądając mi się
uważnie.
- To może biegnij złapać je teraz,
a ja się zajmę przyprawianiem i jutro wszystko pięknie usmażymy.
- Usmażymy? – zapytała Tiska, a
ja przytaknęłam tylko i zabrałam się do pracy. Wadera chwile się przyglądała,
po czym pobiegła z powrotem do lasu. Ja zaczęłam zgrabnie ściągać skórę z pierwszej
zwierzyny. Normalnie bym tego nie robiła, ale impreza to impreza, nie? Wszystko
musi być idealnie, bez żadnych kłaków w pysku. Praca byłą żmudna i niezbyt
pokrzepiająca, biorąc pod uwagę mój narastający głód. Mogłam poprosić Tiskę,
żeby upolowała też coś dla mnie, bo jak tak dalej pójdzie to sama zjem tego
jelenia. Jak na zawołanie wadera znalazła się na plaży z trzema dorodnymi
lisami na grzbiecie. Zwisały zgrabnie w poprzek jej ciała. Uśmiechnęłam się do
wadery. Właśnie skończyłam oporządzać pierwszego jelenia i kawałki obdarte od
kości leżały obok mnie na kupie.
- To już wszystko? – zapytałam, a
wader pokręciła głową i pobiegła znowu. Krzyknęłam za nią by przyniosła też
kolację, ale nie byłam pewna czy mnie usłyszała. Powoli zaczynało się ściemniać
i martwiłam się, że nie zdążymy zrobić wszystkiego do zachodu słońca.
Czas płynął, a ja mozolnie
oporządzałam już pierwszego z lisów. Tiska dość długo nie wracała i zaczynałam
się martwić. Gdy skończyłam całą zwierzynę, podniosłam się i zaczęłam rozglądać
nie wiedząc za bardzo co robić. Postanowiłam dać jej jeszcze chwile i później
pójść jej szukać. Na razie jednak zajęłam się dalszą pracą. Wzięłam dość
głęboką muszlę i zaczęłam zbierać wodę morską do pokaźnego dołu w mojej
jaskini, który służył mi do marynowania mięsa. Napełniłam dół do połowy wodą i
wrzuciłam tam oporządzone mięsiwo i zioła, które zbieram systematycznie na
polowaniach. Już miałam biec szukać zaginionej Wadery, gdy ta stanęła w wejściu
jaskini zasłaniając ostatnie promienie słońca wpadające do niej.
- Wejdź, właśnie skończyłam. –
powiedziałam, a wadera posłusznie weszła i położyła ostatnie zdobycze na ziemi.
- To na kolacje – powiedziała pokazując
dwa mała szaraczki, które trzymała za uszy w pysku. – a to jeszcze na imprezę.
Spojrzałam na dwa kolejne lisy i pobiegłam zabrać swoje przyrządy z plaży.
Zabrałam od razu też skóry, które były w nienagannym stanie i mogły posłużyć za
dobrej jakości posłanie. Gdy weszłam z powrotem do jaskini, Tiska z zaciekawieniem
wąchała marynatę, którą przyrządziłam.
- Uwierz mi, posmakuje ci. To
rodzinny przepis. – powiedziałam z dumą. Wzięłam kawałek krzesiwa i mój
prowizoryczny nożyk w łapy i w urządzonym wcześniej ognisku rozpaliłam ogień.
- Jak to zrobiłaś? – spytała zdziwiona.
- Jak to? Ogień – powiedziałam
jeszcze bardziej zdziwiona.
- Niee, nie o to mi chodzi. –
zaśmiała się delikatnie – chodzi mi o to, że wystarczyło ci jedno potarcie
krzesiwa. – powiedziała i wzięła ode mnie przyrządy, pokazując, że jej się to
udało dopiero za jakimś dziesiątym razem.
- Sama nie wiem… zawsze udawało
mi się za pierwszym razem. Może po prostu mam talent? – powiedziałam i zamyśliłam
się trochę. Sama nie wiedziałam co miałam o tym myśleć. Wadera nie poruszała
już tego tematu. Poinstruowałam ją jak upiec na ogniu króliki na kolacje, a
sama zajęłam się lisami. Po skończonej robocie, w trakcie kolacji, omówiłyśmy co
będziemy robić następnego dnia. Doszłyśmy do wniosku, że upieczone mięso możemy
przetransportować do Polany Życia na skórach jeleni, a jako prezenty damy jubilatkom
po oprawionej skórze lisa i wianku, które zrobi Tiska.
- Jak ci smakuje upieczone mięso?
– spytałam z zaciekawieniem. Wadera zjadła kolacje szybciej ode mnie, co mogło
sugerować, że naprawdę jej smakowało.
- To… coś nowego. – powiedziała
jedynie. Czułam jednak, że zostanie stałą bywalczynią przy moim ognisku.
- W marynacie jest lepsze, jednak
nie zawsze mam czas polować na zapas. – powiedziałam i dokończyłam swojego
szaraczka. Resztę wieczoru opowiadałyśmy sobie trochę o naszej historii i dość
szybko zniknęło między nami napięcie.
- Dobra to ja już się będę
zbierać. – powiedziała nagle wadera.
- No co ty. – zatrzymałam ją gdy
chciała już się podnosić. – Zostań tu, czuj się jak u siebie. – powiedziałam. –
Zobacz akurat mamy dwie skóry na posłanie, a moja jaskinia zmieści nas dwie. –
spojrzałam na Tiskę z zachęcającym uśmiechem i czekałam na jej decyzję.
<Tiska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz