sobota, 28 marca 2020
Od Kary – 1 trening siły i szybkości
Ziewnęłam leniwie i przeciągnęłam
się, próbując rozciągnąć zastałe od leżenia mięśnie. Odkąd tu przybyłam, kilka
dni temu, moje dni wyglądały tak samo. Wylegiwanie się na plaży z przerwami na
szybkie jedzonko, oczywiście ze zużyciem jak najmniejszej ilości energii.
Raczej nie śpieszyło mi się, żeby wniknąć w życie watahy, wiedziałam jednak, że
nie mogłam się tak ciągle tylko wylegiwać. Niedługo miałam objąć na stałe
stanowiska stróża watahy, co oznaczało, że musiałam się do tego chociaż trochę
przygotować. Tydzień leżałam, to teraz przynajmniej tydzień będę trenować!
Pełna determinacji i z uśmiechem na pysku, wybiegłam z wnętrza swojej jaskini.
Od raz omiotła mnie przyjemna bryza, wybudzając mnie jeszcze bardziej. Na
pierwszy dzień postanowiłam nie przesadzać zbytnio, żeby nie nadwyrężyć za
bardzo swoich przeleżałych mięśni. Na rozgrzewkę postanowiłam przebiec się
wzdłuż plaży. Moje łapy rytmicznie uderzały o cienką taflę fal, moje futro było
coraz bardziej mokre, ale nie przeszkadzało mi to. Gdy dobiegłam do obszaru stepów,
zawróciłam energicznie i udałam się w drogę powrotną. Moje łapy zaczynały
odczuwać zmęczenie, zwłaszcza dochodzącym ciężarem w postaci mokrego futra. Słońce
zaczęło parzyć coraz bardziej z uwagi na dochodzące południe. Przyspieszyłam
bieg, żeby zakończyć tą przebieżkę i móc zrobić przerwę na jedzenie. Gdy
zobaczyłam po lewej stronie las, wiedziałam, że już jestem blisko. Zaczęłam
dyszeć z wyczerpania, ale nie zraziło mnie to. Dobiegając do końca plaży,
skręciłam gwałtownie w prawo i pozwoliłam mojemu ciału zanurzyć się w wodzie.
Przepłynęłam kawałek od brzegu, dając sobie chwile na uspokojenie swojego
oddechu. Gdy poczułam, że napięcie po wysiłku opuszcza moje ciało, zanurkowałam
w poszukiwaniu jedzenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz