Obudził mnie powtarzający się
miarowo odgłos uderzenia. Starałam się go zignorować, ale zamiast tego mój mózg
zaczął skupiać się tylko na tym dźwięku. BUM,BUM…. TAP. BUM, BUM… TAP. BUM,BUM…
TAP. Zaczęłam odczuwać wibracje powstające od każdego uderzenia. To teraz
wystarczy, że pozwolę temu dźwiękowi odpłynąć… a razem z nim ja zapadnę w sen.
Z każdą minutą czułam jak moja podświadomość unosi się coraz wyżej i wyżej,
pozwalając mi zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Aż nagle… uderzenia
zmieniły się z miarowych w bardzo szybkie, wręcz pulsujące i jak fala od
wrzuconego doń kamienia, zaczęły gasnąć. Westchnęłam cicho zrezygnowana i już
na dobre wybudzona z tak przeze mnie upragnionego snu.
- Ojeeej… czyżbym Cię obudził? –
usłyszałam głośny barytonowy głos, którego ton raczej nie sugerował, żeby jego
występek był popełniony przypadkowo. Otworzyłam najpierw jedno oko i
spojrzawszy na basiora otworzyłam powoli drugie. Prawie od razu kątem oka
zauważyłam jaskrawo zieloną piłkę, która najwyraźniej była powodem mojego
przebudzenia. Chociaż, przecież sama się nie mogła poruszać. No, no jeszcze
chwila i ten młotek zasłuży sobie na miano mojego nowego wroga. Sen to
świętość, której NIKT, absolutnie NIKT nie powinien mi odbierać.
- Czego tu chcesz? – powiedziałam
od niechcenia i od razu poczułam, że coś jest bardzo mocno nie tak jak powinno.
– Czy ja… dlaczego mój głos? – nie dokończyłam, bo zamiast tego zaczęłam się
rozglądać po miejscu, w którym się znalazłam. Najwidoczniej nie była to moja
jaskinia, i mimo tego, że prawie każda wyglądała tak samo, to w tej
zdecydowanie można było zauważyć dość spore różnice. W niektórych miejscach ze
ścian i podłogi wychodziły łańcuchy zakończone kajdanami. Wstałam gwałtownie
nie do końca kumając co się dzieje i od razu zdałam sobie sprawę, że ja sama
jestem przykuta do podłogi właśnie takimi kajdanami.
- Co. Tu. Się. Wyrabia. –
powiedziałam powoli warząc każde słowo i próbując usłyszeć w nim chociaż cień
własnego głosu, co pomogłoby mi uwierzyć, że to co słyszę to tylko chrypa
pozostała po wczorajszej upojnej nocy.
- Oooo, to może lepiej ty mi
powiedz? Co robiłeś na terenie Watahy Srebrnego Chabra, a co ważniejsze co
robiłeś w jaskini posła Agresta? – odpowiedział basior, podchodząc do mnie
bliżej. Co to wszystko niby ma oznaczać. Spojrzałam na niego spode łba.
- Że co? – postanowiłam ignorować
dziwny głos, który wydobywał się z mojego pyska. – Ja do Agresta nic nie mam!
BA! Nawet bardzo go polubiłam, chociaż poznaliśmy się tylko przelotem. A na
terenie Watahy jestem od dobrych kilku dni i większość o tym bardzo dobrze
wiedziała! Wypuśćcie mnie! – załkałam, próbując udawać biedną waderę, która nie
miała pojęcia co się dzieje. Chociaż, czekajcie… Przecież ja nie mam pojęcie co
się dzieje!
- HAHAHAHAHA – zaśmiał się głośno
basior – chyba mocno ci Agrest wklepał skoro wygadujesz takie głupoty. I
jeszcze mówisz jak laska!? Co ty myślisz, że jestem idiotą?
- No chyba jeszcze większym niż
mi się zdawało… - wymsknęło mi się cicho, ale niestety nie dość cicho. Basior
przybliżył się złowrogo i zawarczał cicho. Podniósł na mnie ciężką i umięśnioną
łapę i…
- Zostaw go! Wystarczająco jest
poturbowany, a musi mieć siłę by gadać. – przerwał mu znajomy już mi głos.
Ciemnoszary wilk pojawił się nagle, ale nie wyglądał na zbytnio zadowolonego.
- Agreeest! Jak się cieszę, że
cię widzę! Proszę powiedz mu, że to jakieś nieporozumienie i trzeba mnie
wypuścić! – uśmiechnęłam się szeroko i wtedy poczułam, że mam coś na pysku.
Podniosłam łapę by wybadać owe coś, jednocześnie robiąc zeza próbując to coś
zobaczyć. Łańcuchy zakołysały się złowrogo, ale na szczęście ich długość
pozwoliła mi na tak swobodny ruch. Czarne łapy…. Czarno białe łapy. Nie
pamiętam, żebym wczoraj w przypływie pijackiej radochy zachciała przefarbować
moje lisie futro. Coś tu było mocno nie tak, a żeby dowiedzieć się co, musiałam
przestać gadać i słuchać.
- Mówiłem ci już, że mogę cię
zamknąć nawet jak kichniesz nie tak jak trzeba! W Twoim interesie jest, żebym
zechciał Cię wypuścić, więc lepiej mnie słuchaj i odpowiadaj jak trzeba, bo
mogę zmienić zdanie o Twoim ewentualnym poturbowaniu… - nie zabrzmiało to
zachęcająco, dlatego postanowiłam spełnić życzenie basiora. Usiadłam grzecznie
i spuściłam lekko głowę próbując dokładnie przyjrzeć się swoim łapom.
- Mój brat Szkło zada ci kilka
pytań, co pozwoli nam określić Twoje zamiary. – powiedział Agrest i moim oczom
ukazał się Siwoszary basior o podobnej budowie ciała co jego brat. No
podobieństwo, mimo że niewielkie, można było dostrzec. Szkło usiadł naprzeciwko
mnie, jednak w bezpiecznej odległości i spojrzał na mnie nieprzeniknionym
wzrokiem profesjonalisty. Podejrzewałam, że nie byłam jego pierwszą „ofiarą”.
Mogłam tylko mieć nadzieje, że będę potrafiła odpowiedzieć na jego pytania.
- Jak cię zwą? – zaczął
najgorszym pytaniem jakie mogłam sobie wyobrazić. Nie byłam pewna czy powinnam
im mówić kim jestem i że jakimś cudem znalazłam się nie w swoim ciele. Może
lepiej byłoby przemilczeć pytania, chociaż kto wie jak to się dla mnie, czy tego
basiora raczej, skończy. Po chwili namysłu postanowiłam na razie siedzieć
cicho, jak zacznie robić się gorąco to wszystko im powiem… A nuż, widelec mi
uwierzą.
- No dobrze, to może jak się
znalazłeś na naszych terenach? – spytał ponownie, jednak byłam nieugięta i
nadal milczałam. Z resztą co miałam powiedzieć? Pilnujący mnie wcześniej basior
wyszeptał coś do Agresta, który pokiwał głową zgadzając się z nim. Basior
uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem. Ojojoj. Jego
intencje, aż „biły” od niego, zupełnie jakby jego uczucia wylewały się z niego
przez sierść. Szkło nadal na mnie patrzył, jednak u niego nie byłam w stanie
określić jego intencji. Widziałam, że już chciał zadać kolejne pytanie, ale mu
przerwano:
- Agrest! Co tu się wyprawia? –
do jaskini z gracją wbiegła Konwalia. No jaaasne, teraz jeszcze tylko brakowało
tu kłótni kochanków. Długo tu nie jestem, ale tyle ile się już zdążyłam
nasłuchać o tej dwójce w najlepszej powieści romantycznej bym nie wyczytała.
Westchnęłam cicho i zaczęłam myśleć jak mogłabym się wyrwać z tych kajdan. Może
jakbym im zaczęła odpowiadać, oczywiście zmyślone rzeczy, to by mnie wypuścili?
Z tego co zdążyłam zauważyć nikt tu za bardzo nie znał tego basiora, co
istotnie mi sprzyjało w zaistniałej sytuacji. Zaczęłam się jeszcze raz
rozglądać po jaskini, starając się znaleźć coś co pomoże mi się z niej
wydostać. Kajdany które okalały każdą z
moich kończyn, nie posiadały żadnego zamka, czy mechanizmu otwarcia. No
świetnie, to ciekawe jak zamierzają mnie z nich uwolnić. W głowie już widziałam
czarne scenariusze, w których inni siłą rozwalają metal znajdujący się na mich
łapach, albo co gorsza… pozbywają się moich łap. Właśnie miałam zamiar pogrążyć
się w cichej rozpaczy, gdy kajdany rozwarły swoje szczęki i upadły z głuchym
trzaskiem na podłogę. Spojrzałam na resztę zgromadzonych z nieukrytym
zdziwieniem. Czarny, pilnujący mnie wcześniej basior warknął niezadowolony.
Mogłam się tylko domyślać, że to on steruje łańcuchami. Reszta najwyraźniej dyskutowała
na temat mojej niedalekiej przyszłości, gdy ja rozmyślałam nad swoją niedolą. Biorąc
pod uwagę to co się teraz działo, chyba Konwalia wygrała walkę o moje życie.
- Chodź Atsume, pokaże ci tereny
watahy dopóki jeszcze nie jest za ciemno. – powiedziała do mnie ponaglając mnie
ruchem głowy. Atsume? To ten wilk, z którym ostatnio Konwalia się prowadzała?
To już rozumiem zachowanie Agresta… Spojrzałam wychodząc z jaskini po
niemrawych pyskach innych wilków i nie znalazłam w nich cienia miłego
usposobienia, ale za to dużo podejrzliwości.
- Konwalia? – zaczęłam niepewnie
gdy już byłyśmy w bezpiecznej odległości od jaskini. – Wiesz, jest taka sprawa…
- Nie będziesz chciał już zostać
z nami, tak? Trochę cię rozumiem, ale to co się wydarzyło to tylko jedno
wielkie nieporozumienie. Zaufaj mi, że po jakimś czasie wszystko się uspokoi i
nikt nie będzie cię o nic podejrzewał. – przerwała mi, przez co zaczęłam się
zastanawiać czy na pewno dobrze będzie jej wszystko teraz powiedzieć. Kto wie
czy kiedykolwiek wrócę do swojego ciała? A co jeśli zamknął mnie gdzieś na
stałe bo wezmą mnie za jakąś wariatkę. Bądź wariata.
- Nie, nie o to chodzi. Wiesz, bo
tak naprawdę to ja nie jestem Atsume. – A co mi tam, raz wilkowi śmierć. Lepiej
będzie siedzieć w zamknięciu niż udawać przez resztę życia jakiegoś
znienawidzonego przez wszystkich (no prawie wszystkich) basiora.
- Czekaj co? – wadera stanęła i
spojrzała na mnie podejrzliwie.
- To nie tak, że cię okłamałam
czy coś, nie nie! Daj mi wytłumaczyć, proszę. – szybko wypaliłam zestresowana.
Bądź co bądź Konwalia była moją jedyną nadzieją.
- Okłamałam? W co ty pogrywasz? –
zmarszczyła brwi jeszcze bardziej i widać było złość na jej pysku. Rozejrzałam
się szybko, sprawdzając czy przypadkiem nikt nas nie podsłuchuje. W pobliżu przechadzały
się inne wilki, jednak każdy z nich wydawał się zajęty swoimi sprawami.
- Nie wiem, czy o mnie słyszałaś,
ale jestem Kara. Jestem tu od niedawna i nie zdążyłam jeszcze wszystkich
poznać. – powiedziałam, żeby jak najszybciej się wytłumaczyć i starałam się nie
patrzeć na reakcje wadery. – Obudziłam się dzisiaj w tym ciele. Nie mam pojęcia
jak do tego doszło, ani jak mogę to odwrócić, dlatego potrzebuje kogoś kto zna
tą watahę dłużej niż ja sama. – to byłoby tyle jeśli chodzi o szybkie
wyjaśnienie.
- Okeey… jeśli to jakiś głupi
żart, to nie jest śmieszny. – jej konsternacja się powiększała i wyczuwałam, że
mi nie wierzy.
- To nie żart! Pomyśl.
Najwyraźniej jesteś jedynym wilkiem, który lubi Atsume. Po co miałby cię
okłamywać? Nie mówiąc już o tym, że ja znam go tylko z opowiadań innych i
raczej on sam nic o mnie nie słyszał. – wadera zamyśliła się na chwile. – A teraz
chodźmy w jakieś bardziej ustronne miejsce, bo wole uniknąć ciekawskich
spojrzeń. – poprosiłam uśmiechając się delikatnie. Wadera westchnęła cicho i
pokiwała delikatnie głową, na znak zgody.
- No dobra, powiedzmy że ci
wierze. – powiedziała w końcu. – jak niby miałabym ci pomóc? Wydaje mi się, że
żaden ze znanych mi wilków nie ma mocy, która pozwalałaby na coś takiego. –
Wadera opuściła gardę i zaczęła iść dalej w stronę lasu. Ruszyłam za nią i
starałam się, po raz kolejny dzisiaj, znaleźć rozwiązanie tego absurdalnego
problemu.
- Opowiedz mi może wszystko co
wiesz o Atsume. – zaproponowałam.
- Dużo nie wiem, raczej nic o
sobie nie opowiadał. To chyba ta czaszka sprawiła, że wydawał się taki…
interesujący – wadera uśmiechnęła się zalotnie i zaczęła przyglądać dokładniej
czaszce na mojej głowie. W końcu przystanęłyśmy na skraju lasu a Konwalia
przybliżyła się do mnie. – a może to o nią chodzi. Nie widziałam, żeby rozstał
się z nią chociaż na chwile. Nawet śpiąc nadal miał ją na sobie. – powiedziała
podnosząc łapę, żeby dotknąć dziwnej ozdoby.
- No jest dość idiotyczna jak na
moje… - nie udało mi się dokończyć, ponieważ w tym momencie wadera dotknęła
czaszki. Moja podświadomość jakby wyleciała z ciała i przez łapę Konwalii
wleciała wprost do jej głowy. Ciało Atsume padło niczym martwe, a ja byłam
teraz Konwalią. Moje myśli rozpoczęły zabójczy bieg, próbując złożyć to
wszystko w całość. Czy to tak się odbyło? Atsume zamienił się ze mną ciałami!?
Ale dlaczego nic z tego nie pamiętam i dlaczego teraz jego ciało leżało
bezwładne? Czy nie powinna tam teraz być Konwalia? Rozejrzałam się nie do końca
wiedząc co powinnam zrobić. Jeśli ktoś nas zobaczy raczej trudno będzie
wytłumaczyć co tu się stało. Nie mówiąc już o tym, że byłam teraz rozpoznawaną
przez wszystkich Konwalią. W przypływie chwili i chyba strachu, dotknęłam
ponownie czaszki spoczywającej na pysku leżącego przede mną basiora. Ku mojej
uciesze sytuacja powtórzyła się i mój umysł znalazł się na powrót w ciele Atsume.
Konwalia wyglądała na mocno zszokowaną i przestraszoną. Usiadła jakby opadły z
niej wszystkie siły, a ja podniosłam swoje ciało i byłam przygotowana by w
razie czego szybko ją złapać.
- Wszystko w porządku, Konwalio? –
zapytałam z zaciekawieniem. Gdzie ona się właściwie znalazła, skoro nie była w
Atsume?
- Chyyba ttak – odpowiedziała
niemrawo. Dałam jej kilka minut na złapanie tchu, po czym wypytałam co się z
nią stało. Opowiedziała mi wszystko, jakby sama nie do końca wierzyła w to co
się wydarzyło. Najwyraźniej, jej umysł znalazł się w czaszce, która jest jakimś
typem przewodnika mocy Atsume. Co jeszcze dziwniejsze, jej umysł nie był tam
sam. Atsume utknął tam, ale nie jest w stanie stwierdzić jak to się stało. Jedyne
co pamiętał to rudą waderę uciekającą z jaskini w której zatrzymał go Agrest. W
jakiś sposób ich podświadomości były w stanie się porozumieć i basior przekazał
Konwalii, żebyśmy jak najszybciej znalazły moje ciało. Odpoczęłyśmy chwile po
nadzwyczajnych przeżyciach i ruszyłyśmy w drogę.
- Zaraz się ściemni, jeśli jakaś
część mnie jeszcze została w moim ciele to wiem gdzie możemy mnie znaleźć. –
powiedziałam i zaśmiałam się z brzmienia tego zdania. Nie wiem, czy
kiedykolwiek powiedziałam coś bardziej absurdalnego, Konwalia parsknęła razem
ze mną. Większość drogi spędziłyśmy na przyjemnej rozmowie o naszej
przeszłości, no i ma się rozumieć, o zaistniałej sytuacji. Doszłyśmy do
wniosku, że jak na razie jedyną opcją odwrócenia tego wszystkiego, było
zmuszenie mnie (tej w moim ciele) do dotknięcia czaszki. Nie potrafię
kontrolować mocy Atsume, więc raczej nie byłyśmy na tą chwile wymyślić nic
innego. Nie wiadomo też jak długo możemy być w takiej konfiguracji, dopóki
stanie się ona nieodwracalna. No cóż… wolałabym na powrót być rudą waderą. Po
jakimś czasie doszłyśmy do skraju plaży. Na horyzoncie widać już było zachodzące
słońce, które za parę chwil zniknie w otchłani morskich fal. Stanęłyśmy przy
głazie, który stał pomiędzy plażą i porośniętą trawą glebą. To właśnie tutaj
spędzałam każdy wieczór, a później przechodziłam do jaskini, która znajdowała
się kilka kroków dalej. Od dziecka zasypiałam do odgłosów fal rozbijających się
o brzeg. Teraz nie potrafiłam zasnąć inaczej.
- Co tu robicie? – usłyszałyśmy za
sobą po jakimś czasie. Odwróciłyśmy się w tym samym momencie. Na szczęście moje
codzienne rytuały nie zmieniły się pomimo tego całego zwichrowania umysłowego.
- Czeeeść. – powiedziałam nie do
końca wiedząc co teraz.
- O… Atsume, tak? – spojrzała na
mnie z zaciekawieniem, po czym przeniosła szybko wzrok na stojącą obok mnie
waderę – A ty jesteś Konwalia?
- Tak to my – powiedziała wadera
i odchrząknęła ponaglając mnie.
- Jak się wydostałeś z jaskini?
Wczoraj wieczorem jeszcze miałeś kajdany na łapach i nie wyglądało jakby prędko
mieli cię wypuścić. – zamyśliła się przez kilka sekund. – Aaaaa. Pewnie Konwalia
cię uwolniła, tak?! Jesteście w sobie zakochani? A co z Agrestem? Pewnie jest
wściekły, co? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, to musi być strasznie… –
słowotok się nasilał, a ja nie za bardzo wiedziałam co mam teraz zrobić.
Wyglądało to tak, jakbym się rozdwoiła. W miarę normalna część mnie przeniosła
się w Atsume, a ta gadająca i towarzyska (aż za bardzo) została w moim ciele.
Spojrzałam na Konwalie próbując powstrzymać śmiech. Maaatko, dobrze że na co
dzień taka nie byłam! Chyba miałabym trudności z wytrzymaniem z samą sobą.
- Przerwę ci na chwilkę okey? –
powiedziałam w końcu. – Słuchaj mam do ciebie prośbę. Mogłabyś mi pomóc zdjąć
tą czaszkę? Od rana próbujemy się jej pozbyć, ale nie dajemy rady. – spojrzałam
na siebie. Wadera zamyśliła się na chwile, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- OKEY! – wykrzyknęła aż nazbyt
pozytywnie i podeszła do mnie. No nie myślałam, że to będzie aż tak łatwe,
spodziewałam się jakiejś dyskusji czy czegokolwiek. – No, uważaj bo może
zaboleć. – zaśmiała się i położyła obie przednie łapy na czaszce...
Ocknęłam się po zachodzie słońca.
Teraz plaże i morze oświetlał księżyc w pełni. Wstałam powoli i rozejrzałam się
oceniając sytuację. Nigdzie nie widziałam nikogo innego. Potrzebowałam kilku
sekund bo sobie wszystko przypomnieć. Spojrzałam szybko w dół i zobaczyłam rudobrązowe
łapy. Od razu zaczęłam radośnie krzyczeć i dziękować Stwórcy za rozwiązanie
problemu.
- Kara! – usłyszałam za sobą. Atsume
i Konwalia stali niedaleko plaży. Podbiegłam do niech cała w skowronkach i z
wielkim uśmiechem na pysku.
- Udało się! – krzyknęłam gdy
byłam już blisko nich. Atsume wyglądał na wykończonego i niezbyt śmiałego do
rozmowy. Zaproponowałam, żeby zostali na noc tutaj i odpoczęli na plaży. Położyliśmy
się przy moim ulubionym głazie. Rozmawiałam z Konwalią jakbyśmy znały się od
lat, po jakimś czasie dołączył się też Atsume. Niezbyt chętnie, ale wytłumaczył
nam działanie swoich mocy. Nadal jednak nie był w stanie wytłumaczyć nam co się
właściwie stało. Zwykle żadne zwierzę nie pamiętało zamiany ciał, on jednak
wiedział, że był zamknięty w czaszce. Udało mu się też w jakiś sposób wpłynąć na
umysł Konwalii, żeby zapamiętała naszą zamianę.
- Wiecie co, właściwie to teraz
coś pamiętam. – zaczęłam odpowiadając na wcześniejszy monolog Atsume - Usłyszałam
plotki, że kogoś przetrzymują i byłam strasznie ciekawa o co chodzi. Wieczorem
przyszłam do jaskini, w której cię przetrzymywali, ale niestety później pamiętam
już tylko moment w którym się przebudziłam w Twoim ciele. – Atsume zmrużył lekko
oczy.
- W sumie nie jestem pewien jak
moja moc działa gdy śpię. Jeśli dotknęłaś mojej czaszki, a mój umysł nie był na
to przygotowany, mogło nastąpić swego rodzaju spięcie. – wytłumaczył basior.
Później przestaliśmy już roztrząsać to co się dzisiaj stało. Zasnęliśmy przy
dźwiękach morza i świetle księżyca. Zasypiając złapałam jeszcze szybko myśl, że
chyba właśnie zdobyłam przyjaciół na całe życie.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz