niedziela, 22 marca 2020

Od Kary - Opowiadanie konkursowe


Obudził mnie powtarzający się miarowo odgłos uderzenia. Starałam się go zignorować, ale zamiast tego mój mózg zaczął skupiać się tylko na tym dźwięku. BUM,BUM…. TAP. BUM, BUM… TAP. BUM,BUM… TAP. Zaczęłam odczuwać wibracje powstające od każdego uderzenia. To teraz wystarczy, że pozwolę temu dźwiękowi odpłynąć… a razem z nim ja zapadnę w sen. Z każdą minutą czułam jak moja podświadomość unosi się coraz wyżej i wyżej, pozwalając mi zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Aż nagle… uderzenia zmieniły się z miarowych w bardzo szybkie, wręcz pulsujące i jak fala od wrzuconego doń kamienia, zaczęły gasnąć. Westchnęłam cicho zrezygnowana i już na dobre wybudzona z tak przeze mnie upragnionego snu.
- Ojeeej… czyżbym Cię obudził? – usłyszałam głośny barytonowy głos, którego ton raczej nie sugerował, żeby jego występek był popełniony przypadkowo. Otworzyłam najpierw jedno oko i spojrzawszy na basiora otworzyłam powoli drugie. Prawie od razu kątem oka zauważyłam jaskrawo zieloną piłkę, która najwyraźniej była powodem mojego przebudzenia. Chociaż, przecież sama się nie mogła poruszać. No, no jeszcze chwila i ten młotek zasłuży sobie na miano mojego nowego wroga. Sen to świętość, której NIKT, absolutnie NIKT nie powinien mi odbierać.
- Czego tu chcesz? – powiedziałam od niechcenia i od razu poczułam, że coś jest bardzo mocno nie tak jak powinno. – Czy ja… dlaczego mój głos? – nie dokończyłam, bo zamiast tego zaczęłam się rozglądać po miejscu, w którym się znalazłam. Najwidoczniej nie była to moja jaskinia, i mimo tego, że prawie każda wyglądała tak samo, to w tej zdecydowanie można było zauważyć dość spore różnice. W niektórych miejscach ze ścian i podłogi wychodziły łańcuchy zakończone kajdanami. Wstałam gwałtownie nie do końca kumając co się dzieje i od razu zdałam sobie sprawę, że ja sama jestem przykuta do podłogi właśnie takimi kajdanami.
- Co. Tu. Się. Wyrabia. – powiedziałam powoli warząc każde słowo i próbując usłyszeć w nim chociaż cień własnego głosu, co pomogłoby mi uwierzyć, że to co słyszę to tylko chrypa pozostała po wczorajszej upojnej nocy.
- Oooo, to może lepiej ty mi powiedz? Co robiłeś na terenie Watahy Srebrnego Chabra, a co ważniejsze co robiłeś w jaskini posła Agresta? – odpowiedział basior, podchodząc do mnie bliżej. Co to wszystko niby ma oznaczać. Spojrzałam na niego spode łba.
- Że co? – postanowiłam ignorować dziwny głos, który wydobywał się z mojego pyska. – Ja do Agresta nic nie mam! BA! Nawet bardzo go polubiłam, chociaż poznaliśmy się tylko przelotem. A na terenie Watahy jestem od dobrych kilku dni i większość o tym bardzo dobrze wiedziała! Wypuśćcie mnie! – załkałam, próbując udawać biedną waderę, która nie miała pojęcia co się dzieje. Chociaż, czekajcie… Przecież ja nie mam pojęcie co się dzieje!
- HAHAHAHAHA – zaśmiał się głośno basior – chyba mocno ci Agrest wklepał skoro wygadujesz takie głupoty. I jeszcze mówisz jak laska!? Co ty myślisz, że jestem idiotą?
- No chyba jeszcze większym niż mi się zdawało… - wymsknęło mi się cicho, ale niestety nie dość cicho. Basior przybliżył się złowrogo i zawarczał cicho. Podniósł na mnie ciężką i umięśnioną łapę i…
- Zostaw go! Wystarczająco jest poturbowany, a musi mieć siłę by gadać. – przerwał mu znajomy już mi głos. Ciemnoszary wilk pojawił się nagle, ale nie wyglądał na zbytnio zadowolonego.
- Agreeest! Jak się cieszę, że cię widzę! Proszę powiedz mu, że to jakieś nieporozumienie i trzeba mnie wypuścić! – uśmiechnęłam się szeroko i wtedy poczułam, że mam coś na pysku. Podniosłam łapę by wybadać owe coś, jednocześnie robiąc zeza próbując to coś zobaczyć. Łańcuchy zakołysały się złowrogo, ale na szczęście ich długość pozwoliła mi na tak swobodny ruch. Czarne łapy…. Czarno białe łapy. Nie pamiętam, żebym wczoraj w przypływie pijackiej radochy zachciała przefarbować moje lisie futro. Coś tu było mocno nie tak, a żeby dowiedzieć się co, musiałam przestać gadać i słuchać.
- Mówiłem ci już, że mogę cię zamknąć nawet jak kichniesz nie tak jak trzeba! W Twoim interesie jest, żebym zechciał Cię wypuścić, więc lepiej mnie słuchaj i odpowiadaj jak trzeba, bo mogę zmienić zdanie o Twoim ewentualnym poturbowaniu… - nie zabrzmiało to zachęcająco, dlatego postanowiłam spełnić życzenie basiora. Usiadłam grzecznie i spuściłam lekko głowę próbując dokładnie przyjrzeć się swoim łapom.
- Mój brat Szkło zada ci kilka pytań, co pozwoli nam określić Twoje zamiary. – powiedział Agrest i moim oczom ukazał się Siwoszary basior o podobnej budowie ciała co jego brat. No podobieństwo, mimo że niewielkie, można było dostrzec. Szkło usiadł naprzeciwko mnie, jednak w bezpiecznej odległości i spojrzał na mnie nieprzeniknionym wzrokiem profesjonalisty. Podejrzewałam, że nie byłam jego pierwszą „ofiarą”. Mogłam tylko mieć nadzieje, że będę potrafiła odpowiedzieć na jego pytania.
- Jak cię zwą? – zaczął najgorszym pytaniem jakie mogłam sobie wyobrazić. Nie byłam pewna czy powinnam im mówić kim jestem i że jakimś cudem znalazłam się nie w swoim ciele. Może lepiej byłoby przemilczeć pytania, chociaż kto wie jak to się dla mnie, czy tego basiora raczej, skończy. Po chwili namysłu postanowiłam na razie siedzieć cicho, jak zacznie robić się gorąco to wszystko im powiem… A nuż, widelec mi uwierzą.
- No dobrze, to może jak się znalazłeś na naszych terenach? – spytał ponownie, jednak byłam nieugięta i nadal milczałam. Z resztą co miałam powiedzieć? Pilnujący mnie wcześniej basior wyszeptał coś do Agresta, który pokiwał głową zgadzając się z nim. Basior uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem. Ojojoj. Jego intencje, aż „biły” od niego, zupełnie jakby jego uczucia wylewały się z niego przez sierść. Szkło nadal na mnie patrzył, jednak u niego nie byłam w stanie określić jego intencji. Widziałam, że już chciał zadać kolejne pytanie, ale mu przerwano:
- Agrest! Co tu się wyprawia? – do jaskini z gracją wbiegła Konwalia. No jaaasne, teraz jeszcze tylko brakowało tu kłótni kochanków. Długo tu nie jestem, ale tyle ile się już zdążyłam nasłuchać o tej dwójce w najlepszej powieści romantycznej bym nie wyczytała. Westchnęłam cicho i zaczęłam myśleć jak mogłabym się wyrwać z tych kajdan. Może jakbym im zaczęła odpowiadać, oczywiście zmyślone rzeczy, to by mnie wypuścili? Z tego co zdążyłam zauważyć nikt tu za bardzo nie znał tego basiora, co istotnie mi sprzyjało w zaistniałej sytuacji. Zaczęłam się jeszcze raz rozglądać po jaskini, starając się znaleźć coś co pomoże mi się z niej wydostać.  Kajdany które okalały każdą z moich kończyn, nie posiadały żadnego zamka, czy mechanizmu otwarcia. No świetnie, to ciekawe jak zamierzają mnie z nich uwolnić. W głowie już widziałam czarne scenariusze, w których inni siłą rozwalają metal znajdujący się na mich łapach, albo co gorsza… pozbywają się moich łap. Właśnie miałam zamiar pogrążyć się w cichej rozpaczy, gdy kajdany rozwarły swoje szczęki i upadły z głuchym trzaskiem na podłogę. Spojrzałam na resztę zgromadzonych z nieukrytym zdziwieniem. Czarny, pilnujący mnie wcześniej basior warknął niezadowolony. Mogłam się tylko domyślać, że to on steruje łańcuchami. Reszta najwyraźniej dyskutowała na temat mojej niedalekiej przyszłości, gdy ja rozmyślałam nad swoją niedolą. Biorąc pod uwagę to co się teraz działo, chyba Konwalia wygrała walkę o moje życie.
- Chodź Atsume, pokaże ci tereny watahy dopóki jeszcze nie jest za ciemno. – powiedziała do mnie ponaglając mnie ruchem głowy. Atsume? To ten wilk, z którym ostatnio Konwalia się prowadzała? To już rozumiem zachowanie Agresta… Spojrzałam wychodząc z jaskini po niemrawych pyskach innych wilków i nie znalazłam w nich cienia miłego usposobienia, ale za to dużo podejrzliwości.
- Konwalia? – zaczęłam niepewnie gdy już byłyśmy w bezpiecznej odległości od jaskini. – Wiesz, jest taka sprawa…
- Nie będziesz chciał już zostać z nami, tak? Trochę cię rozumiem, ale to co się wydarzyło to tylko jedno wielkie nieporozumienie. Zaufaj mi, że po jakimś czasie wszystko się uspokoi i nikt nie będzie cię o nic podejrzewał. – przerwała mi, przez co zaczęłam się zastanawiać czy na pewno dobrze będzie jej wszystko teraz powiedzieć. Kto wie czy kiedykolwiek wrócę do swojego ciała? A co jeśli zamknął mnie gdzieś na stałe bo wezmą mnie za jakąś wariatkę. Bądź wariata.
- Nie, nie o to chodzi. Wiesz, bo tak naprawdę to ja nie jestem Atsume. – A co mi tam, raz wilkowi śmierć. Lepiej będzie siedzieć w zamknięciu niż udawać przez resztę życia jakiegoś znienawidzonego przez wszystkich (no prawie wszystkich) basiora.
- Czekaj co? – wadera stanęła i spojrzała na mnie podejrzliwie.
- To nie tak, że cię okłamałam czy coś, nie nie! Daj mi wytłumaczyć, proszę. – szybko wypaliłam zestresowana. Bądź co bądź Konwalia była moją jedyną nadzieją.
- Okłamałam? W co ty pogrywasz? – zmarszczyła brwi jeszcze bardziej i widać było złość na jej pysku. Rozejrzałam się szybko, sprawdzając czy przypadkiem nikt nas nie podsłuchuje. W pobliżu przechadzały się inne wilki, jednak każdy z nich wydawał się zajęty swoimi sprawami.
- Nie wiem, czy o mnie słyszałaś, ale jestem Kara. Jestem tu od niedawna i nie zdążyłam jeszcze wszystkich poznać. – powiedziałam, żeby jak najszybciej się wytłumaczyć i starałam się nie patrzeć na reakcje wadery. – Obudziłam się dzisiaj w tym ciele. Nie mam pojęcia jak do tego doszło, ani jak mogę to odwrócić, dlatego potrzebuje kogoś kto zna tą watahę dłużej niż ja sama. – to byłoby tyle jeśli chodzi o szybkie wyjaśnienie.
- Okeey… jeśli to jakiś głupi żart, to nie jest śmieszny. – jej konsternacja się powiększała i wyczuwałam, że mi nie wierzy.
- To nie żart! Pomyśl. Najwyraźniej jesteś jedynym wilkiem, który lubi Atsume. Po co miałby cię okłamywać? Nie mówiąc już o tym, że ja znam go tylko z opowiadań innych i raczej on sam nic o mnie nie słyszał. – wadera zamyśliła się na chwile. – A teraz chodźmy w jakieś bardziej ustronne miejsce, bo wole uniknąć ciekawskich spojrzeń. – poprosiłam uśmiechając się delikatnie. Wadera westchnęła cicho i pokiwała delikatnie głową, na znak zgody.
- No dobra, powiedzmy że ci wierze. – powiedziała w końcu. – jak niby miałabym ci pomóc? Wydaje mi się, że żaden ze znanych mi wilków nie ma mocy, która pozwalałaby na coś takiego. – Wadera opuściła gardę i zaczęła iść dalej w stronę lasu. Ruszyłam za nią i starałam się, po raz kolejny dzisiaj, znaleźć rozwiązanie tego absurdalnego problemu.
- Opowiedz mi może wszystko co wiesz o Atsume. – zaproponowałam.
- Dużo nie wiem, raczej nic o sobie nie opowiadał. To chyba ta czaszka sprawiła, że wydawał się taki… interesujący – wadera uśmiechnęła się zalotnie i zaczęła przyglądać dokładniej czaszce na mojej głowie. W końcu przystanęłyśmy na skraju lasu a Konwalia przybliżyła się do mnie. – a może to o nią chodzi. Nie widziałam, żeby rozstał się z nią chociaż na chwile. Nawet śpiąc nadal miał ją na sobie. – powiedziała podnosząc łapę, żeby dotknąć dziwnej ozdoby.
- No jest dość idiotyczna jak na moje… - nie udało mi się dokończyć, ponieważ w tym momencie wadera dotknęła czaszki. Moja podświadomość jakby wyleciała z ciała i przez łapę Konwalii wleciała wprost do jej głowy. Ciało Atsume padło niczym martwe, a ja byłam teraz Konwalią. Moje myśli rozpoczęły zabójczy bieg, próbując złożyć to wszystko w całość. Czy to tak się odbyło? Atsume zamienił się ze mną ciałami!? Ale dlaczego nic z tego nie pamiętam i dlaczego teraz jego ciało leżało bezwładne? Czy nie powinna tam teraz być Konwalia? Rozejrzałam się nie do końca wiedząc co powinnam zrobić. Jeśli ktoś nas zobaczy raczej trudno będzie wytłumaczyć co tu się stało. Nie mówiąc już o tym, że byłam teraz rozpoznawaną przez wszystkich Konwalią. W przypływie chwili i chyba strachu, dotknęłam ponownie czaszki spoczywającej na pysku leżącego przede mną basiora. Ku mojej uciesze sytuacja powtórzyła się i mój umysł znalazł się na powrót w ciele Atsume. Konwalia wyglądała na mocno zszokowaną i przestraszoną. Usiadła jakby opadły z niej wszystkie siły, a ja podniosłam swoje ciało i byłam przygotowana by w razie czego szybko ją złapać.
- Wszystko w porządku, Konwalio? – zapytałam z zaciekawieniem. Gdzie ona się właściwie znalazła, skoro nie była w Atsume?
- Chyyba ttak – odpowiedziała niemrawo. Dałam jej kilka minut na złapanie tchu, po czym wypytałam co się z nią stało. Opowiedziała mi wszystko, jakby sama nie do końca wierzyła w to co się wydarzyło. Najwyraźniej, jej umysł znalazł się w czaszce, która jest jakimś typem przewodnika mocy Atsume. Co jeszcze dziwniejsze, jej umysł nie był tam sam. Atsume utknął tam, ale nie jest w stanie stwierdzić jak to się stało. Jedyne co pamiętał to rudą waderę uciekającą z jaskini w której zatrzymał go Agrest. W jakiś sposób ich podświadomości były w stanie się porozumieć i basior przekazał Konwalii, żebyśmy jak najszybciej znalazły moje ciało. Odpoczęłyśmy chwile po nadzwyczajnych przeżyciach i ruszyłyśmy w drogę.
- Zaraz się ściemni, jeśli jakaś część mnie jeszcze została w moim ciele to wiem gdzie możemy mnie znaleźć. – powiedziałam i zaśmiałam się z brzmienia tego zdania. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiedziałam coś bardziej absurdalnego, Konwalia parsknęła razem ze mną. Większość drogi spędziłyśmy na przyjemnej rozmowie o naszej przeszłości, no i ma się rozumieć, o zaistniałej sytuacji. Doszłyśmy do wniosku, że jak na razie jedyną opcją odwrócenia tego wszystkiego, było zmuszenie mnie (tej w moim ciele) do dotknięcia czaszki. Nie potrafię kontrolować mocy Atsume, więc raczej nie byłyśmy na tą chwile wymyślić nic innego. Nie wiadomo też jak długo możemy być w takiej konfiguracji, dopóki stanie się ona nieodwracalna. No cóż… wolałabym na powrót być rudą waderą. Po jakimś czasie doszłyśmy do skraju plaży. Na horyzoncie widać już było zachodzące słońce, które za parę chwil zniknie w otchłani morskich fal. Stanęłyśmy przy głazie, który stał pomiędzy plażą i porośniętą trawą glebą. To właśnie tutaj spędzałam każdy wieczór, a później przechodziłam do jaskini, która znajdowała się kilka kroków dalej. Od dziecka zasypiałam do odgłosów fal rozbijających się o brzeg. Teraz nie potrafiłam zasnąć inaczej.
- Co tu robicie? – usłyszałyśmy za sobą po jakimś czasie. Odwróciłyśmy się w tym samym momencie. Na szczęście moje codzienne rytuały nie zmieniły się pomimo tego całego zwichrowania umysłowego.
- Czeeeść. – powiedziałam nie do końca wiedząc co teraz.
- O… Atsume, tak? – spojrzała na mnie z zaciekawieniem, po czym przeniosła szybko wzrok na stojącą obok mnie waderę – A ty jesteś Konwalia?
- Tak to my – powiedziała wadera i odchrząknęła ponaglając mnie.
- Jak się wydostałeś z jaskini? Wczoraj wieczorem jeszcze miałeś kajdany na łapach i nie wyglądało jakby prędko mieli cię wypuścić. – zamyśliła się przez kilka sekund. – Aaaaa. Pewnie Konwalia cię uwolniła, tak?! Jesteście w sobie zakochani? A co z Agrestem? Pewnie jest wściekły, co? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, to musi być strasznie… – słowotok się nasilał, a ja nie za bardzo wiedziałam co mam teraz zrobić. Wyglądało to tak, jakbym się rozdwoiła. W miarę normalna część mnie przeniosła się w Atsume, a ta gadająca i towarzyska (aż za bardzo) została w moim ciele. Spojrzałam na Konwalie próbując powstrzymać śmiech. Maaatko, dobrze że na co dzień taka nie byłam! Chyba miałabym trudności z wytrzymaniem z samą sobą.
- Przerwę ci na chwilkę okey? – powiedziałam w końcu. – Słuchaj mam do ciebie prośbę. Mogłabyś mi pomóc zdjąć tą czaszkę? Od rana próbujemy się jej pozbyć, ale nie dajemy rady. – spojrzałam na siebie. Wadera zamyśliła się na chwile, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- OKEY! – wykrzyknęła aż nazbyt pozytywnie i podeszła do mnie. No nie myślałam, że to będzie aż tak łatwe, spodziewałam się jakiejś dyskusji czy czegokolwiek. – No, uważaj bo może zaboleć. – zaśmiała się i położyła obie przednie łapy na czaszce...

Ocknęłam się po zachodzie słońca. Teraz plaże i morze oświetlał księżyc w pełni. Wstałam powoli i rozejrzałam się oceniając sytuację. Nigdzie nie widziałam nikogo innego. Potrzebowałam kilku sekund bo sobie wszystko przypomnieć. Spojrzałam szybko w dół i zobaczyłam rudobrązowe łapy. Od razu zaczęłam radośnie krzyczeć i dziękować Stwórcy za rozwiązanie problemu.
- Kara! – usłyszałam za sobą. Atsume i Konwalia stali niedaleko plaży. Podbiegłam do niech cała w skowronkach i z wielkim uśmiechem na pysku.
- Udało się! – krzyknęłam gdy byłam już blisko nich. Atsume wyglądał na wykończonego i niezbyt śmiałego do rozmowy. Zaproponowałam, żeby zostali na noc tutaj i odpoczęli na plaży. Położyliśmy się przy moim ulubionym głazie. Rozmawiałam z Konwalią jakbyśmy znały się od lat, po jakimś czasie dołączył się też Atsume. Niezbyt chętnie, ale wytłumaczył nam działanie swoich mocy. Nadal jednak nie był w stanie wytłumaczyć nam co się właściwie stało. Zwykle żadne zwierzę nie pamiętało zamiany ciał, on jednak wiedział, że był zamknięty w czaszce. Udało mu się też w jakiś sposób wpłynąć na umysł Konwalii, żeby zapamiętała naszą zamianę.
- Wiecie co, właściwie to teraz coś pamiętam. – zaczęłam odpowiadając na wcześniejszy monolog Atsume - Usłyszałam plotki, że kogoś przetrzymują i byłam strasznie ciekawa o co chodzi. Wieczorem przyszłam do jaskini, w której cię przetrzymywali, ale niestety później pamiętam już tylko moment w którym się przebudziłam w Twoim ciele. – Atsume zmrużył lekko oczy.
- W sumie nie jestem pewien jak moja moc działa gdy śpię. Jeśli dotknęłaś mojej czaszki, a mój umysł nie był na to przygotowany, mogło nastąpić swego rodzaju spięcie. – wytłumaczył basior. Później przestaliśmy już roztrząsać to co się dzisiaj stało. Zasnęliśmy przy dźwiękach morza i świetle księżyca. Zasypiając złapałam jeszcze szybko myśl, że chyba właśnie zdobyłam przyjaciół na całe życie.


KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz