Po kilku próbach wiedziałam już, że wolę ćwiczyć w nocy. Szczerze, nie miałam czym zająć myśli podczas biegu. Nudziło mi się okropnie, bo choć na początku czystość umysłu była odprężająca, to z czasem tylko stawiałam krok za krokiem i nie potrafiłam wypełnić tej pustki. Nocą natomiast towarzyszą mi Mgliści Przyjaciele, nie jestem sama, choć nie muszę też nic mówić. Najczęściej pojawia się koń, bo to właśnie z tym zwierzęciem kojarzy mi się przemierzanie wielu kilometrów. Biegniemy więc razem, z każdym dniem coraz dalej. Czasem się ścigamy, ja przyspieszam, wyprzedzając kształt o kilka metrów, ten zmienia się w dzikiego kota i stara się zostawić mnie w tyle. W ten sposób codzienny wysiłek jest łatwiejszy. Pokonuję kolejne kilometry przez skutą mrozem trawę. Rośliny delikatnie szeleszczą pod moimi łapami. Często spotykam mniejsze ssaki. Wychylają się z nor, ale na mój widok przerażone znów się chowają. Jeden z nich uciekł w ostatnim momencie, by uniknąć żerującej sowy, która przeleciała nad ziemią sekundę później. Wśród ciemności widzę już moją jaskinię. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenie z Towarzyszem i po chwili biegnę najszybciej jak potrafię. Kątem oka widzę zmianę, moje mięśnie krzyczą z wysiłku. Tym razem mglista pantera była pierwsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz