Właściwie ledwo co przysłuchiwałam się już rozmowie, z
niewidzącym spojrzeniem oczu odwróconych gdzieś na bok i burzową chmurą
przysłaniającą oblicze. Nie to, żeby aż tak mnie irytowała ta parka czy nawet
przeprowadzana właśnie procedura porządkowa, będąca z definicji jedną z rzeczy,
które mnie irytują, ale ciemność objawiająca się w moich oczach miała początek
w głowie, przez zmęczenie dostrzegałam coraz mniej rzeczy. Jedynym zjawiskiem o
odwrotnej tendencji był szorstki ból, który zdawał się nabierać wyrazistości z
każdym kwadransem.
Idźcie już nad to morze.
Zdawało się, że moje serce stanęło na sekundę, co w tym
momencie było bardzo złym objawem. Świat zawirował przed moimi oczami. Nie
trwało to długo, nim doszłam do siebie, ale przyjaciel ptaka zdążył już
wyruszyć w kolejną drogę i potrzebowałam dwóch dużych skoków, by dorównać mu
kroku.
Jedzenie? Nie?, zapytałam samą siebie, dziwnym odruchem
odwracając się w stronę szarawego ptaka, szybko jednak zapomniałam o tym
koncepcie, jako że teraz każdy krok zdawał się być krokiem w jasność. A na
końcu drogi czekało Słońce.
Nie trwało to długo, nim błękit nieba na horyzoncie złączył
się z granatem morza. Na ten widok moje serce zabiło szybciej, a grymas na
twarzy ustąpił miejsca zdziwieniu. Naprawdę chciałam tam pobiec, lecz przez
wzgląd na towarzysza skończyło się tylko na przyspieszonym kroku.
Przeszliśmy całą plażę, przystając dopiero na granicy lądu i wody. Fale uderzały o piasek tuż przed koniuszkami naszych łap. Bryza biła w twarz,
a słońce zaczynało dodawać do pejzażu nieba złote barwy zachodu. Na szemrzących
rytmicznie falach dryfowały nieruchome mewy. Kiedy jeden z ptaków rozłożył
skrzydła i z głośnym skrzekiem uniósł się do lotu, poczułam ukłucie w sercu.
Jestem w domu.
- Chciałabym… popływać. Ale proszę… zaczekaj na mnie – głos
ugrzązł mi w gardle, już szkoda było się zastanawiać, z którego z tak wielu możliwych powodów.
Zanurzyłam łapy w wodzie, lecz tyle mi nie wystarczało i
błyskawicznie, nie zważając na zimno, postąpiłam dalej. Słona woda uderzyła
nagle w jedną z ran po niedawnej walce, a mnie nie udało się powstrzymać
krzyku. Wybiło mnie to z równowagi, jakiś nagły strach kazał mi uciekać,
błyskawicznie zwróciłam pysk w stronę lądu.
Następną rzeczą, którą pamiętałam, był ryk fali, która
niedawno śpiewała i błękitna zasłona, która przysłoniła mi widok burawej sierści
basiora, tak dobrze mieszającej się z kolorem piasku. Usta wypełnił mi smak
krwi oraz niewypowiedziane przekleństwo.
< Szkło? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz