niedziela, 29 marca 2020

Od Talazy - "Biała Noc"

To była noc mojego życia. Jeśli kiedyś będę musiała umrzeć, tak właśnie chciałabym spędzić swe ostatnie godziny.
Pod niebem z szafiru, z radością, która zdawała się rozjaśniać ciemność dookoła, śmiechem dobywającym się ze ściśniętych chłodnym powietrzem płuc.
Pływałam przez całą noc. Od zmierzchu do wczesnych godzin poranka, stopniowo, krok po kroku, przypominałam sobie wszystko, co lata wędrówek i ucieczek wyrwały z mojego serca. Wypływałam na coraz większą odległość, sekunda po sekundzie poprawiałam czas, jaki mogłam spędzić pod powierzchnią granatowej wody, na nowo ucząc się orientować w świecie spowitym mrokiem. Końcowym testem było polowanie – z mieszanką strachu i ekscytacji wypatrywałam w odmętach szumiącej wody niewielkich, szybkich jak błysk rybek, by jednym, celnym kłapnięciem pyska pozbawić je życia.
Morze było kapryśnie i niebezpieczne, dlatego przywitałam je z szacunkiem, z odpowiednią ostrożnością starając się na nowo wkupić w jego łaski, wszystko, czego próbowałam, okazało się jednak zadziwiająco łatwe. Kiedyś już tu byłam. Wróciłam do domu.
Z jakiegoś jednak powodu pierwsze promienie wschodzącego nad falami słońca nakazały mi wrócić do innego miejsca. Przez zamglony świat chłodnego poranka udałam się do niewielkiej, słonecznej jaskini położonej w przyjemnej części młodego lasu. Rzuciłam się na twardą posadzkę, gdzie niemal od razu zasnęłam.
Nie obudziły mnie kroki przed moją jaskinią ani silny zapach, który szybko wypełnił kamienne ściany, nie zarejestrowałam nawet, kiedy nieoczekiwany gość pojawił się w środku i stanął tuż przy moim boku. Dopiero silne szarpnięcie łapy zmusiło mnie do odwrócenia się i spojrzenia na intruza, bardziej jednak ze złością o nagłą pobudkę, niż strachem i zaskoczeniem.
Kiedy mój zaspany mózg w końcu połączył blade plamy w wyraźny kontur sylwetki, niemal jęknęłam z niedowierzania. Odwróciłam się na drugi bok, warcząc pod nosem:
- Czego chcesz? Ktoś zaczął rodzić czy jak?
- Bardzo zabawne – odpowiedziała Etain – Wstawaj, jest sprawa.
- Co znowu? – burknęłam bardziej do podłoża, niż do wadery – Znowu potrzebujesz mojej pomocy?
Stanowisko położnej wyraźnie różniło się od profesji głównego medyka, ciężko to jednak było wytłumaczyć brązowej wilczycy, która od początku naszej znajomości miała tendencję do wykorzystywania mnie w roli asystentki. Mówiła, że to po to, bym nie wyszła z wprawy, kiedy brakowało w stadzie wader przy nadziei, ale zapewne i tak chodziło jej tylko o ułatwienie sobie roboty.
Etain trzepnęła mnie lekko łapą, co wymalowało na mojej twarzy jeszcze większe niedowierzanie. Wstrzymując na chwilę oddech, złapałam się za bok. Rzuciłam waderze wściekłe spojrzenie, mając problem ze znalezieniem właściwego słowa.
- Zamknij się w końcu i posłuchaj. Słyszałam, że masz niedługo urodziny.
- A co?
- To, że gdybyś była na tyle uprzejma, by spytać o datę mojego przyjścia na świat, wiedziałabyś, że rocznica tego wydarzenia była całkiem niedawno.
- Wszystkiego najlepszego? – uniosłam brew.
- Na to jeszcze przyjdzie czas. By pokazać, jak wielkie serce mam dla nowych, zdecydowałam się połączyć nasze imprezy – wadera uśmiechnęła się ironicznie – By było ci jeszcze łatwiej wykorzystać tę okazję, by lepiej się zaaklimatyzować, do naszej dwójki dołączy jeszcze jedna wadera, Laponia. Znacie się? - nie dając mi czasu na udzielenie odpowiedzi, zadała kolejne pytanie – Co o tym sądzisz?
- No… ja…
- Słuchaj, impreza odbędzie się tak czy tak, nie myśl, że przegapię własne urodziny. Pytanie tylko, czy weźmiesz w niej udział, czy spędzisz wieczór w tej – rozejrzała się po jaskini z dziwnym wyrazem twarzy – norze.
Przetarłam łapą oczy, nie do końca radząc sobie z takim natłokiem informacji po nieprzespanej nocy.
- No… może być fajnie – kiedy ja podniosłam się na równe łapy, wadera usiadła.
- Świetnie. Bierzmy się więc za przygotowania.
- Wybrałaś już miejsce? – kiedy otworzyłam usta, zdawało mi się, że znowu słyszę szum morza.
- Od takich spraw jest Polana Życia – uśmiech wadery ponownie wydał mi się trochę ironiczny, ale może to było tylko wrażenie powodowane przez jej wąskie oczy – Chociaż myślałam też o Różanym Wodospadzie.
Kiwnęłam głową, nie wyrażając opinii na temat żadnego z tych miejsc. Nie przyznałam się też, że nigdy nie odwiedziłam jeszcze drugiego z nich.
- Czym powinnam się zająć? – spytałam beznamiętnie, na co wadera zareagowała uśmiechem.
- Cóż, jeśli chodzi o zaproszenie gości, to chyba lepiej będzie, jeśli ja się tym zajmę. Ty za to, no nie wiem, może wdrap się na drzewo i udawaj dyskotekową kulę?
- Daj spokój – przewróciłam oczami.
Tuż po moim przybyciu, gdy tylko pierwszy raz wyraziłam głośno myśl o wybraniu stanowiska położnej, Etain dała mi do zrozumienia, że to ona jest tu szefem i że zależy jej, żeby przed dopuszczeniem mnie do pacjentek choć trochę przetestować moje umiejętności i kompetencje. ''Choć trochę'' szybko zmieniło się w masę testów i ćwiczeń, godzin przepełnionych stresem i kłótniami. Jedna z takich sesji na tyle wytrąciła mnie z równowagi, że moja moc wyszła trochę spod kontroli i ni z tego, ni z owego moja biała sierść rozbłysła jasnym światłem, na chwilę przemieniając mnie w małe słońce. Wtedy nie było jej tak wesoło, jak teraz…
Wadera zaśmiała się jeszcze, może próbując dać mi do zrozumienia, że to tylko głupi żart, po czym rzuciła:
- Alkohol i przekąski. Potem możesz pójść popytać Laponię.
- Alkohol? – powtórzyłam – Kto tu niby pędzi alkohol?
Ale wadera znikała już w wyjściu, zostawiając mnie bez odpowiedzi. Westchnęłam nieznacznie, nerwowo przygryzając wargę. Postanowiłam póki co skupić się na łatwiejszej części zadania. Zdawało mi się, że gdzieś w okolicy mieszka jakaś łowczyni, dokładniej chyba sprinterka. Może nie będzie miała problemu z upolowaniem dla mnie jelonka albo dwóch.

< Tiska? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz