Pod niebem z szafiru, z radością,
która zdawała się rozjaśniać ciemność dookoła, śmiechem dobywającym się ze
ściśniętych chłodnym powietrzem płuc.
Pływałam przez całą noc. Od
zmierzchu do wczesnych godzin poranka, stopniowo, krok po kroku, przypominałam
sobie wszystko, co lata wędrówek i ucieczek wyrwały z mojego serca. Wypływałam
na coraz większą odległość, sekunda po sekundzie poprawiałam czas, jaki mogłam
spędzić pod powierzchnią granatowej wody, na nowo ucząc się orientować w
świecie spowitym mrokiem. Końcowym testem było polowanie – z mieszanką strachu
i ekscytacji wypatrywałam w odmętach szumiącej wody niewielkich, szybkich jak
błysk rybek, by jednym, celnym kłapnięciem pyska pozbawić je życia.
Morze było kapryśnie i
niebezpieczne, dlatego przywitałam je z szacunkiem, z odpowiednią ostrożnością
starając się na nowo wkupić w jego łaski, wszystko, czego próbowałam, okazało
się jednak zadziwiająco łatwe. Kiedyś już tu byłam. Wróciłam do domu.
Z jakiegoś jednak powodu pierwsze
promienie wschodzącego nad falami słońca nakazały mi wrócić do innego miejsca.
Przez zamglony świat chłodnego poranka udałam się do niewielkiej, słonecznej
jaskini położonej w przyjemnej części młodego lasu. Rzuciłam się na twardą
posadzkę, gdzie niemal od razu zasnęłam.
Nie obudziły mnie kroki przed moją
jaskinią ani silny zapach, który szybko wypełnił kamienne ściany, nie
zarejestrowałam nawet, kiedy nieoczekiwany gość pojawił się w środku i stanął
tuż przy moim boku. Dopiero silne szarpnięcie łapy zmusiło mnie do odwrócenia
się i spojrzenia na intruza, bardziej jednak ze złością o nagłą pobudkę, niż
strachem i zaskoczeniem.
Kiedy mój zaspany mózg w końcu
połączył blade plamy w wyraźny kontur sylwetki, niemal jęknęłam z
niedowierzania. Odwróciłam się na drugi bok, warcząc pod nosem:
- Czego chcesz? Ktoś zaczął rodzić
czy jak?
- Bardzo zabawne – odpowiedziała
Etain – Wstawaj, jest sprawa.
- Co znowu? – burknęłam bardziej
do podłoża, niż do wadery – Znowu potrzebujesz mojej pomocy?
Stanowisko położnej wyraźnie
różniło się od profesji głównego medyka, ciężko to jednak było wytłumaczyć
brązowej wilczycy, która od początku naszej znajomości miała tendencję do
wykorzystywania mnie w roli asystentki. Mówiła, że to po to, bym nie wyszła z wprawy,
kiedy brakowało w stadzie wader przy nadziei, ale zapewne i tak chodziło jej
tylko o ułatwienie sobie roboty.
Etain trzepnęła mnie lekko łapą,
co wymalowało na mojej twarzy jeszcze większe niedowierzanie. Wstrzymując na
chwilę oddech, złapałam się za bok. Rzuciłam waderze wściekłe spojrzenie, mając
problem ze znalezieniem właściwego słowa.
- Zamknij się w końcu i posłuchaj.
Słyszałam, że masz niedługo urodziny.
- A co?
- To, że gdybyś była na tyle
uprzejma, by spytać o datę mojego przyjścia na świat, wiedziałabyś, że rocznica
tego wydarzenia była całkiem niedawno.
- Wszystkiego najlepszego? –
uniosłam brew.
- Na to jeszcze przyjdzie czas. By
pokazać, jak wielkie serce mam dla nowych, zdecydowałam się połączyć nasze
imprezy – wadera uśmiechnęła się ironicznie – By było ci jeszcze łatwiej
wykorzystać tę okazję, by lepiej się zaaklimatyzować, do naszej dwójki dołączy
jeszcze jedna wadera, Laponia. Znacie się? - nie dając mi czasu na udzielenie
odpowiedzi, zadała kolejne pytanie – Co o tym sądzisz?
- No… ja…
- Słuchaj, impreza odbędzie się
tak czy tak, nie myśl, że przegapię własne urodziny. Pytanie tylko, czy
weźmiesz w niej udział, czy spędzisz wieczór w tej – rozejrzała się po jaskini
z dziwnym wyrazem twarzy – norze.
Przetarłam łapą oczy, nie do końca
radząc sobie z takim natłokiem informacji po nieprzespanej nocy.
- No… może być fajnie – kiedy ja
podniosłam się na równe łapy, wadera usiadła.
- Świetnie. Bierzmy się więc za
przygotowania.
- Wybrałaś już miejsce? – kiedy
otworzyłam usta, zdawało mi się, że znowu słyszę szum morza.
- Od takich spraw jest Polana
Życia – uśmiech wadery ponownie wydał mi się trochę ironiczny, ale może to było
tylko wrażenie powodowane przez jej wąskie oczy – Chociaż myślałam też o
Różanym Wodospadzie.
Kiwnęłam głową, nie wyrażając
opinii na temat żadnego z tych miejsc. Nie przyznałam się też, że nigdy nie
odwiedziłam jeszcze drugiego z nich.
- Czym powinnam się zająć? –
spytałam beznamiętnie, na co wadera zareagowała uśmiechem.
- Cóż, jeśli chodzi o zaproszenie
gości, to chyba lepiej będzie, jeśli ja się tym zajmę. Ty za to, no nie wiem,
może wdrap się na drzewo i udawaj dyskotekową kulę?
- Daj spokój – przewróciłam
oczami.
Tuż po moim przybyciu, gdy tylko
pierwszy raz wyraziłam głośno myśl o wybraniu stanowiska położnej, Etain dała
mi do zrozumienia, że to ona jest tu szefem i że zależy jej, żeby przed
dopuszczeniem mnie do pacjentek choć trochę przetestować moje umiejętności i
kompetencje. ''Choć trochę'' szybko zmieniło się w masę testów i ćwiczeń,
godzin przepełnionych stresem i kłótniami. Jedna z takich sesji na tyle
wytrąciła mnie z równowagi, że moja moc wyszła trochę spod kontroli i ni z
tego, ni z owego moja biała sierść rozbłysła jasnym światłem, na chwilę
przemieniając mnie w małe słońce. Wtedy nie było jej tak wesoło, jak teraz…
Wadera zaśmiała się jeszcze, może
próbując dać mi do zrozumienia, że to tylko głupi żart, po czym rzuciła:
- Alkohol i przekąski. Potem
możesz pójść popytać Laponię.
- Alkohol? – powtórzyłam – Kto tu
niby pędzi alkohol?
Ale wadera znikała już w wyjściu,
zostawiając mnie bez odpowiedzi. Westchnęłam nieznacznie, nerwowo przygryzając
wargę. Postanowiłam póki co skupić się na łatwiejszej części zadania. Zdawało
mi się, że gdzieś w okolicy mieszka jakaś łowczyni, dokładniej chyba
sprinterka. Może nie będzie miała problemu z upolowaniem dla mnie jelonka albo dwóch.
< Tiska? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz