Złączyłam łapy na brzuchu, coś mi jednak w tym ułożeniu nie
pasowało, dlatego szybko podniosłam się na równe łapy. Otrzepałam futro z liści
i trawy, drżąc nieznacznie od porannego chłodu.
- Jestem Etain.
- Ceres.
Odpowiedź basiora była krótka, zupełnie jak lista emocji,
które przeszły przez jego pysk od początku naszej rozmowy. Kamienna twarz tylko
pogłębiało dziwne, niezaprzeczalnie ponure wrażenie, jakie budziła aparycja
wilka. Basior miał rogi, czarno-białe futro oraz dwa ogony, po jednym w każdej
z tych kontrastowych barw. Nie dało się też bynajmniej pominąć jego czerwonych
oczu. Przez moment dłuższy niż chciałabym przyznać, doświadczenie medyczne
wywierało na mnie przymus zapytania, czy nie potrzebuje w tej sprawie pomocy, a
kiedy udało mi przed tym powstrzymać, zastanawiałam się już tylko, czy na pewno
nie ucierpiała na tym jego wizja. Gdzieś z tyłu głowy, pod wpływem przebłysku
bladego wspomnienia, pytałam siebie, czy nie spotkałam już kiedyś wilka o tej
cesze wyglądu, ale przecież przez jaskinię medyka przesuwały się dziesiątki
twarzy. Nawet gdybym chciała, nie mogłabym być sama. Nie żeby to się
kiedykolwiek zdarzyło.
Tak czy inaczej Ceres miał w sobie coś z demona, coś
niecodziennego, co zainspirowało moje kolejne pytanie, zadane w, jak mi się zdawało,
ostatniej chwili przed nastaniem niezręcznej ciszy.
- Tutejszy?
- Tak, proszę Pani.
- Etain – uśmiechnęłam się krzywo.
- Etain – powtórzył beznamiętnie.
Wiatr zagrał na liściach ze dwa takty cichej melodii, podczas gdy fioletowe oczy wpatrywały się w czerwone. Poranek był na tyle piękny, że nawet
z kolejnym pytaniem nie chciało mi się już spieszyć.
< Ceres? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz