Wiedziałam tylko, że biegnę. Przemykałam między drzewami z
tą myślą i niejasnym wspomnieniem krwi między moimi kłami.
Las skończył się niespodziewanie. Spomiędzy pary młodych
jodeł wypadłam na polanę, z trudem utrzymując równowagę przy nagłym
zatrzymaniu. Dysząc ciężko, rozejrzałam się po płaskim krajobrazie, mrużąc oczy
od blasku słońca, które nagle wyłoniło się spod szmaragdowej zasłony.
Musiałam trafić na jakiegoś rodzaju pola uprawne; czarna
ziemia ubarwiona była nielicznymi, równo wysadzonymi roślinami, których świeże,
zielone pędy pnęły się nieśmiało w stronę nieba. Westchnęłam, trochę
zawiedziona takim obrotem spraw. Mając w pamięci świeże obrazy awantury we
wiosce, przeczucie mówiło mi, że i tutaj nie było do końca bezpiecznie.
Nie myliłam się. Dlaczego nie mogę się częściej mylić?
Ujrzałam go w ostatnim momencie. Czarna sylwetka przed murem
słonecznego blasku. Huk wystrzału ze strzelby poniósł się po polanie jeszcze
zanim w pełni opadłam na ziemię w desperackiej próbie uniku. Szczęśliwie
niedokończony manewr także okazał się minimalnie skuteczny, dzięki czemu pocisk
przeleciał tuż nad moją głową.
Nie miałam czasu się bać. Ledwo zdając sobie sprawę z
drżenia własnych łap, podniosłam się z czarnej ziemi, by pomknąć slalomem w
stronę lasu. Napastnik zdążył wystrzelić dwa razy, nim zniknęłam mu z oczu w
gęstwinie drzew i krzewów. Wpadłszy prosto na jakąś choinkę, poczułam paskudny
ból w sercu i oszałamiający strach. Nie mając siły do dalszego biegu, powlokłam
się przed siebie przyspieszonym krokiem, co jakiś czas przewracając się,
zahaczywszy łapą o korzeń czy krzak. Na szczęście nie słyszałam za sobą
odgłosów pościgu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz