Wpatrywałam się z niedowierzaniem w sikorkę wielkości mojej źrenicy. Nigdy w życiu nie widziałam tak małego ptaka. Coś musiało być nie tak. Próbowałam to rozgryźć, a skrzydlatka podskakiwała na liściu, zapewne szukając czegoś do jedzenia. Wszystko co jedzą jej normalnych rozmiarów rówieśniczki jest dla niej za duże. Musi być głodna, a ja nie miałam żadnego pomysłu jak jej pomóc. Ogarnęło mnie współczucie do tej małej istotki. Sikorka znów zaczęła latać, a machając skrzydłami lśniła blaskiem, który po chwili objął ją całą, zasłaniając ciało. Widziałam tylko światełko zmierzające w stronę lasu. Byłam ciekawa, gdzie poleci, więc ruszyłam za nią. Oczarowana tym osobliwym stworzeniem, szłam nie zważając za bardzo na otoczenie. Minęłam zapewne duże drzewa, kilka razy potknęłam się o ich korzenie, całą moją uwagę pochłonął ptaszek, który nie latał tak szybko jak owady, więc nie musiałam się wysilać, żeby za nim nadążyć. Zastanawiałam się, skąd pochodzi to migotanie i dlaczego jest taki mały. Wątpię, by się taki urodził. Intuicja mi podpowiadała, że coś z nim się musiało stać. Tylko co? Szliśmy, a ja rejestrowałam tylko, że jest coraz ciemniej i coraz wyraźniej widzę mojego przewodnika.
Dotarliśmy do bardzo gęstej części lasu. Słońce z trudem przebijało się przez korony drzew. Pewnie dlatego tak szybko to dostrzegłam. Wśród majestatycznych buków lśnił mały staw. Naprawdę lśnił. Niezwykłe światło wydobywało się z głębi tafli rozpromieniając potężne pnie drzew, rosnących tuż nad wodą. W jednej chwili zapomniałam o sikorce, bo moją uwagę przykuły trzy drapieżne orły siedzące na gałęziach wokół stawu. Wszystkie naraz wlepiały we mnie ślepia, gdy podeszłam nad świecącą taflę. Poczułam nieprzyjemny dreszcz na karku. W przeszłości zdarzyło się, że bez problemu zabiłam orła, dzięki pomocy Przyjaciół, pamiętam jak smakował mi ten drapieżnik. Mimo to poczułam się nieswojo, gdy ptaki patrzyły na mnie jak na mięso. Nigdy wcześniej nie widziałam też więcej niż jednego naraz. Są samotnikami polującymi na małe ssaki lub ptaki. Opanuj się, powiedziałam sobie, gdy poczułam ucisk w żołądku. Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić i przyjrzałam się wodzie.
Nie widziałam swojego odbicia. Ciężko było ocenić jej głębokość. Chciałam ustalić gęstość lub kolor, więc pochyliłam łeb, ale w jednej chwili przestało się to dla mnie liczyć. Blask nie raził mnie w oczy, a raczej hipnotyzował. Ciężko było odwrócić wzrok. Staw był piękny, woda cicho szumiała spadając z małego wodospadu. Wpatrywałam się w spokojną toń, moje mięśnie się odprężały, umysł oczyszczał z niepokoju. Dlaczego się bałam? Z czarnej dziury, jaką był mój mózg, powoli wyodrębniła się jedna, jedyna myśl. Wypij wodę. Poczułam suchość w pysku, poczułam pragnienie. Nie myślałam o niczym innym, więc bez obaw, z chęcią, spokojnie przysunęłam się bliżej i wzięłam łyk. Woda leniwie spłynęła mi do gardła. Gdy przełknęłam, ruch mięśni pobudził mnie na tyle, że wyrwałam się z otępienia. Rozejrzałam się wokół, zapominając o chwilowym odrętwieniu, uśmiechnęłam się, widząc, jak piękne miejsce odkryłam. Chciałam wrócić już na zapuszczoną polanę, ale nagle wszystko zaczęło się ruszać. Drzewa zaczęły rosnąć do ogromnych rozmiarów, woda przez chwilę była jasna jak słońce. Staw w jednej chwili stał się dużym jeziorem. Miałam wrażenie, że wszystko drży, jakby miało zamiar odlecieć. Przerażona poczułam jak trawa spod moich łap nagle dosięga futra i rośnie dalej. Czekaj, nieprawda, to nie rośliny urosły. To ja stałam się pięć razy mniejsza. Popatrzyłam na siebie. Byłam wielkości kota i to całkiem drobnego. Zapanowała cisza i w tej ciszy usłyszałam ruch silnych skrzydeł orła, polującego na małe ssaki...
Ciąg Dalszy Nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz