wtorek, 31 marca 2020

Od Tiski CD Talazy - "Biała Noc"

Biegłam za królikiem. Pogoń trwała już bardzo długo, oddychałam ciężko, moje łapy drżały ze zmęczenia. Puchaty ogon prowadził mnie po wszystkich częściach terytorium WSC. Gdy zbliżałam się na tyle, żeby dosięgnąć ofiarę łapą, ona niespodziewanie przyspieszała. Goniłam ją, ale nie mogłam zabić, sfrustrowana, nie mogłam przestać. Rozpaczliwie chciałam go złapać. Na myśl o przerwaniu polowania ogarniała mnie fala bólu, większa od tej, która towarzyszyła mi przy niewilczym wysiłku. W końcu pojawiły się mroczki przed oczami, dyszałam coraz bardziej, nie przestając przebierać nogami. Wtedy potknęłam się o korzeń i straciłam przytomność.
Obudziłam się z przyspieszonym biciem serca. Jeszcze przez chwilę uspokajałam oddech, rozglądając się z ulgą po jaskini. Na szczęście, to był tylko koszmar. Musiałam dotknąć łapą ściany, by zimna powierzchnia przekonała mnie, że mogę być spokojna. Wstałam, przeciągając łapy. Przez sen rozkopałam swoje legowisko, mech i trawa leżą porozrzucane na wszystkie strony. Wzruszyłam ramionami, nie miałam ochoty tego teraz sprzątać, wyszłam więc na zewnątrz i przysiadłam na trawie, obserwując powolny ruch słońca po niebie.
Z daleka usłyszałam kroki. Obróciłam się, żeby zobaczyć, kto idzie i zobaczyłam białą waderę, trochę niższą ode mnie, ze ślicznymi, jasnymi oczami. Nie kojarzyłam jej, musiała niedawno dołączyć. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnęłam się do niej na powitanie.
- Hej, ty jesteś Tiska?
- Tak, to ja - odpowiedziałam, zastanawiając się, co ją tu przywiało.
- O, to fantastycznie! Szukałam cię. Jest sprawa. - gdy się zbliżyła, do mojego nosa dotarła delikatna, metaliczna woń krwi. Zauważyłam, że mimo średniego wzrostu, wadera może się pochwalić arsenałem blizn, zauważalnych jedynie pod odpowiednim kątem promieni słonecznych. Bójki zawsze mnie interesowały tak, jak wszystko, co związane z życiem poza masełkiem. Nigdy nie uczestniczyłam w żadnej prawdziwej walce z innym wilkiem, nie to co...
- Jak masz na imię? - za późno zauważyłam, że już otwierała usta, by mówić dalej.
- Talaza - powiedziała w tym samym momencie, co ja "przepraszam". Obie się krótko zaśmiałyśmy. W międzyczasie złapałam jej spojrzenie. Chyba nie czuła się tak swobodnie, jak to pokazywała.
- To jaka to sprawa? - zapytałam.
- Szykuje się impreza urodzinowa. Etain, moja i Laponii. Na Polanie Życia - kiwnęłam głową. Największe wydarzenia odbywają właśnie tam. Czy Talaza przyszła mnie zaprosić? - Potrzebujemy jedzenia.
A no tak, zapomniałam, jedyna oficjalna, pracująca polująca w wataszy to ja, we własnej osobie.
- Dużo?
- Nie jestem pewna. Może z dwa jelenie? - przeliczyłam szybko w głowie. Dwoma jeleniami stada nie wyżywisz, ale razem z kilkoma lisami, burundukami albo dzikiem to może się udać. - Potrzebujemy ich na jutro. - Dodała. Jej lodowo błękitne oczy wpatrywały się we mnie, badając moje reakcje. Wydałam z siebie cichy pomruk.
- Dam radę- uśmiechnęłam się trochę nieszczerze, ale chciałam być miła.  - Chcesz pójść ze mną na polowanie? - Zaproponowałam, ale wadera natychmiast pokręciła głową. Ruszyła się niespokojnie i zaczęła kierować nieznacznie w głąb lasu.
- Wiesz, muszę się zająć przygotowaniami i w ogóle - Nie dała mi szans na żadne namowy. - Może spotkamy się na przyjęciu, co ty na to?
- Dobra. Do zobaczenia! - pożegnałam się, z nadzieją, że moje słowa się spełnią i dostanę zaproszenie na imprezę. Gdy z powietrza zniknęła metaliczna nutka, zdecydowałam się od razu ruszyć do lasu. Jeden dzień to śmiesznie mało czasu, jak na taką ucztę, ale przecież za coś mi płacą (żart, nie płacą mi).
Skierowałam się na północny wschód do znanej mi części lasu, bogatej w dziką zwierzynę. Potrzebna mi na początek jakaś duża sarnina, małe zwierzaki ostatecznie będę mogła złowić tuż przed rozpoczęciem. Szybko znalazłam dorodnego jelenia. Skubał młodą, wiosenną trawkę, rosnącą nieśmiało pod dorodnymi bukami. Zakradłam się od strony przeciwnej do kierunku wiatru, by ofiara nie wyczuła mojego zapachu. Gdy byłam już odpowiednio blisko, rzuciłam się w pogoń. Zwierzę szybko wyczuło zagrożenie i sprawnie uciekało na długich jak patyki nogach. Widziałam ten jego biały zad i w głowie pojawił mi się przebłysk dzisiejszego koszmaru. Natychmiast odrzuciłam wspomnienie i gwałtownie przyspieszyłam. Następnie moje kły już zatapiały się w jego szyi. Przewrócił się z hukiem i rozpaczliwie wierzgał nogami, żeby mnie zrzucić. Załatwiłam sprawę szybko. Schowałam go między krzewami i poszłam na poszukiwanie następnego. Drugiego jelenia znalazłam szybciej. Podejście, pogoń, skok i już po chwili leżał martwy pod moimi łapami. Chwyciłam go za kark, a z mojego gardła wydobyło się głuche stęknięcie, kiedy poczułam jego ciężar. Rzuciłam truchło na ziemię, po czym po chwili zastanowienia, wsunęłam się pod tułów, tak żeby móc go nieść na plecach. Byk był bardzo ciężki, ale w końcu udało mi się go zabrać do miejsca, gdzie zostawiłam poprzednika. Zatrzymałam się, zastanawiając się jak przetransportować oba na Polanę Życia.
- Pomóc ci? - usłyszałam głos z prawej. Odwróciłam się w jego kierunku, a jeleń na moim grzbiecie zsunął się na bark, gdzie zostawił szkarłatną plamę krwi na moim czystym futrze. Musiałam wyglądać dość groteskowo, bo ruda wadera, która pojawiła się kilka metrów dalej, nie mogła się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Zmierzyłam ją lodowatym spojrzeniem. Pewnie też jakaś nowa, pamiętałabym tę lisią urodę i nieprawdopodobnie ładny ogon. Jej oczy przypominały morze, choć teraz ledwie je widziałam, kiedy się tak szczerzyła.
- Jeszcze ci mucha wleci - burknęłam. Uspokoiła się trochę, jej uśmiech z rozbawionego przeszedł w przyjazny.
- Mam na imię Kara. Jestem tu od niedawna. Wezmę go - powiedziała i nie czekając na moją odpowiedź, zgrabnie wsunęła sobie martwe zwierzę na grzbiet.
- Tiska - odetchnęłam cicho, chowając zły humor do kieszeni. Faktycznie była mi potrzebna pomoc.
- Gdzie je ciągniemy? - była już gotowa do marszu, ja musiałam sobie jeszcze poprawić bagaż, ale nieznajoma pomogła mi w tym już bez żadnych uwag.
- Na Polanę Życia, szykuje się spora impreza - powiedziałam i skierowałam się na południe. Wadera już miała iść za mną, kiedy coś ją zatrzymało.
- Gdzie je przygotujesz? - zapytała.
- Co zrobię? - nie byłam pewna, czy usłyszałam, jelenie już były martwe. To jedyny warunek do spełnienia na ucztach - Są gotowe. Co tu jest do przygotowania?
Kara spiorunowała mnie wzrokiem, na jej pysku malowało się tak głębokie zaskoczenie, jakby co najmniej zobaczyła ducha. Zawahałam się, a ona wydała  cichy jęk.
- Surowe?! - jej głos podniósł się niemal do krzyku. Widziałam, jak przez jej głowę przebiega chmara myśli. Potem zobaczyłam w jej morskich oczach twardą stanowczość, gdy podjęła decyzję i zaczęła kierować się na wschód, w stronę morza. Stałam w miejscu, analizując, co się dzieje. Usłyszałam tylko jej wołanie - Idziesz?
Idę. Lisia wadera ucieka przecież z moim jeleniem.

< Kara? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz