Przez chwilę chyba chciałem coś powiedzieć. Nie znając jednak dokładnej przyczyny tej potrzeby, jak i nie potrafiąc przewidzieć jej konsekwencji, lekko otworzyłem tylko pysk, by po chwili zdać sobie sprawę ze zwyczajnej żałosności tego odruchu i nerwowo kłapnąć zębami, przełykając ślinę.
Było mi dziwnie ciężko. To bez sensu, mógłbym pomyśleć kiedykolwiek indziej. Bez sensu jest zagłębianie się w cudze emocje. W niektórych przypadkach to prawie jak kradzież. Bez sensu jest również udawanie, że usłyszana chwilę wcześniej historia dotarła do głębi duszy, choć w rzeczywistości dotarła co najwyżej do jej progu, zmęczona i zniechęcona zatrzymała się na nim. Ale, choć samemu było mi w to nie najłatwiej uwierzyć, tak nie stało się tym razem.
Nigdy nie byłem dobrym psychologiem, nie zastanawiałem się nad wilczymi uczuciamj i nie roztrząsałem ich powodów, skupiając się bardziej na tym aspekcie komunikacji, który byłby związany z działaniem ciągiem przyczynowo-skutkowym. Wolałem działać, czy to przez wielkie pragnienie czynienia dobra, czy też przez naturalne ograniczenie, jedno z tych, które towarzyszą wszystkim bez wyjątku, a które mnie akurat przyprawiało o dreszcze, gdy tylko wychodziłem z roli wilka czynu.
A dziś coś bez wątpienia mocniejszego, niż zazwyczaj, przedarło się przez fazę wstępną przetwarzania treści słów, potem rozbiło drzwi zastamowienia, aż w końcu stanęło u bram głębokiej refleksji. Duch opowiedział mi o sobie.
Co świadomie dosłyszałem, a co zrozumiałem, to pozostawało nieokreślone. Ale wiedziałem, że jego słowa gdzieś bokiem przemkną do tego miejsca, w którym nie wykorzeni ich z pamięci jeszcze wiele lat.
W końcu popatrzyliśmy sobie w oczy. Przez chwilę czułem, jak oplątuje nas coś na kształt nici, ciągnąc do siebie, a może w dwie, przeciwne strony, ostrym bokiem wbijając w skórę pod sierścią i rozciągając między jednym a drugim wilkiem takie napięcie, które każda litościwa dusza chciałaby natychmiast przerwać.
Czym było imię, które wypowiedział chwilę wcześniej? Nie znałem go. A jednak coś kazało mi powtórzyć je w głowie jeszcze kilka razy, jakbym zaraz miał przypomnieć sobie inną historię, jakbyśmy nie ograniczali się do jednej ziemi, która łaskawie znosiła ucisk naszych stóp. Jakby to imię gdzieś już istniało na świecie, a wraz z nim, skierowane na fragment, na kilka charakterystycznych liter oczy.
< Duchu? Czy też Solasie Liiveikinie... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz