- Cześć robaczki! Pomóc wam może?
– zapytałam trzymając się wszystkimi łapami za skały. No nie miałam innego
wyjścia jak wziąć je w pysku. – nie bójcie się, nie zrobię wam krzywdy. –
powiedziałam uspokajająco, gdy brałam dwie włochate kulki pomiędzy zęby.
Spojrzałam delikatnie na drogę powrotną. Jeden fałszywy krok i z naszej trójki
zostaną tylko poharatane ciała. Westchnęłam przez nos i zaczęłam schodzić w
dół. Na szczęście obyło się bez niespodzianek i sprawdzone punkty oparcia łap,
nie zawiodły mnie. Położyłam małe sobole na ziemi.
- Poczekajcie tu, nie oddalajcie
się dopóki nie wrócę z waszym rodzeństwem. – szczeniaki odpowiedziały mi
kiwając niemrawo główkami. Widać było, że nadal są w szoku. Tym razem kolejna
wspinaczka poszła mi już o wiele sprawniej. Droga do półki już była mi znana, a
sobole mniej przestraszone, po tym jak zobaczyły, że ich bracia czekają na nich
na dole cali i zdrowi. Gdy odstawiłam drugą parę żyjątek, opadłam delikatnie na
trawę. Zaczęło się robić ciemno, a ja nie miałam siły teraz szukać matki
szukającej młodych. Zamknęłam na chwilę oczy, modląc się by sobole same
odnalazły matkę. Po kilku minutach jednak poczułam jak pod moją łapę wsuwa się
coś małego i puszystego. Spojrzałam na małego szczeniaka i uśmiechnęłam się delikatnie.
W ślad za bratem poszła reszta młodych i wkrótce cała nasza piątka zasnęła
przytulona i wyczerpana przygodami dzisiejszego dnia.
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz