poniedziałek, 30 marca 2020

Od Kary – 7 trening siły i szybkości

Gdy przybliżyłam się do skał, skrzeki nasiliły się. Teraz słyszałam, że nie było to na pewno jedno szczenię. Rozejrzałam się w poszukiwaniu rodzica, jednak wydawało się, iż jestem tu sama. Spojrzałam w górę z zastanowieniem. Przecież nie mogłam ich tak tam zostawić… Uważnie patrząc na pod łapy zaczęłam się powoli wspinać po skałkach. Półka, na której utknęły małe, nie było bardzo wysoko, jednak droga do niej była bardzo niebezpieczna. Moje zmęczone łapy nie ułatwiały sprawy, ale nie miałam za bardzo wyjścia. Postawiłam kolejny niepewny krok i… wszystko runęło w dół. Moje ciało obijało się o skały, aż z hukiem upadło u podnóża góry. Warknęłam cicho z niezadowolenia. Skrzeki ustąpiły, prawdopodobnie z zaciekawienia. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że z półki wyglądają na mnie cztery małe słodkie pyszczki. Czy to Sobole Tajgowe? Nigdy żadnego nie widziałam, ale słyszałam, że są bardzo rzadko spotykane. Cóż za niewątpliwa przyjemność mnie spotkała! Teraz gdy zobaczyłam te małe mordki, wiedziałam, że muszę próbować dalej. Drugie podejście poszło mi o wiele lepiej, znałam już połowę trasy i wiedziałam, na które miejsca powinnam uważać. Prawie bez problemów dotarłam do małych przestraszonych żyjątek.
- Cześć robaczki! Pomóc wam może? – zapytałam trzymając się wszystkimi łapami za skały. No nie miałam innego wyjścia jak wziąć je w pysku. – nie bójcie się, nie zrobię wam krzywdy. – powiedziałam uspokajająco, gdy brałam dwie włochate kulki pomiędzy zęby. Spojrzałam delikatnie na drogę powrotną. Jeden fałszywy krok i z naszej trójki zostaną tylko poharatane ciała. Westchnęłam przez nos i zaczęłam schodzić w dół. Na szczęście obyło się bez niespodzianek i sprawdzone punkty oparcia łap, nie zawiodły mnie. Położyłam małe sobole na ziemi.
- Poczekajcie tu, nie oddalajcie się dopóki nie wrócę z waszym rodzeństwem. – szczeniaki odpowiedziały mi kiwając niemrawo główkami. Widać było, że nadal są w szoku. Tym razem kolejna wspinaczka poszła mi już o wiele sprawniej. Droga do półki już była mi znana, a sobole mniej przestraszone, po tym jak zobaczyły, że ich bracia czekają na nich na dole cali i zdrowi. Gdy odstawiłam drugą parę żyjątek, opadłam delikatnie na trawę. Zaczęło się robić ciemno, a ja nie miałam siły teraz szukać matki szukającej młodych. Zamknęłam na chwilę oczy, modląc się by sobole same odnalazły matkę. Po kilku minutach jednak poczułam jak pod moją łapę wsuwa się coś małego i puszystego. Spojrzałam na małego szczeniaka i uśmiechnęłam się delikatnie. W ślad za bratem poszła reszta młodych i wkrótce cała nasza piątka zasnęła przytulona i wyczerpana przygodami dzisiejszego dnia.

Gratulacje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz