niedziela, 15 marca 2020

Od Kary

Poczułam słony posmak w pysku. Przełknęłam ślinę starając się go pozbyć, jednak suchość w pysku sprawiła, że zamiast tego zaniosłam się kaszlem. Gdy moje wyjątkowo wymęczone ciało przestało wierzgać od niekontrolowanego wybuchu flegmy, a raczej jej braku, otworzyłam delikatnie oczy. I po chwili od razu je zamknęłam. Mam kaca czy co? Razi, piecze i jeszcze czuje ziarna piasku przesuwające się po powiekach. Co to za koszmar? Przecież nie było żadnej imprezy. Urodziny już miałam, a… I wtedy mnie oświeciło. Chaotyczne przebłyski wspomnień przeleciały mi przed oczami i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie jestem już w domu. Powoli wracając myślami do rzeczywistości, poczułam ciężkość mojego mokrego futra, usłyszałam szum morza i zaczęłam rejestrować dziwne nowe zapachy. Otworzyłam znowu oczy pozwalając sobie na pojedynczą łzę i po raz pierwszy w życiu ukryłam głęboko złe emocje. Uciekłam z tamtego miejsca, żeby rozpocząć wszystko na nowo. Nie mogę pozwolić na to by przeszłość zniszczyła moją przyszłość.
Otrzepałam się delikatnie z piachu i słonej wody od razu wpadając w chwiejny „pijany” chód. No dobra, jestem odwodniona, głodna, przemarznięta i brudna. Czas znaleźć cokolwiek co pomoże mi doprowadzić się do ładu. Rozejrzałam się po okolicy, żeby jakkolwiek zlokalizować swoje miejsce w tym świecie. Po mojej prawej, oprócz plaży, zobaczyłam rozpościerający się daleko las, który nie zachęcał swoimi wysokimi i lekko obumarłymi drzewami. Kto wie kto lub co się tam kryje… Na wprost mnie widać było niezbyt wysokie góry, które mimo wszystko, na mój obecny stan, były zdecydowanie zbyt wysokie. Przeprawa przez nie zdecydowanie nie była żadną opcją. Po lewo zaś, nie było nic oprócz kilku krzaczków rosnących na suchej jak wiór ziemi. Co to za miejsce do cholery?! Zrezygnowana skierowałam się na prawo do jedynego miejsca, które mogło zaspokoić chociaż jedną z moich potrzeb. Poruszałam się powoli i ospale, w momencie gdy doszłam do granicy lasu, zdążyłam się już porządnie zmęczyć. Już miałam usiąść pod drzewem, żeby chwile odpocząć, gdy coś usłyszałam. Nastroszyłam uszy i pomimo zmęczenia przygotowałam ciało na atak, a raczej obronę przed atakiem. Rozglądałam się powoli, chcąc znaleźć źródło dźwięku.
- Hej, ty! – krzyknęłam starając się nie pokazywać wycieczenia w głosie – Pokaż się! Nie mam czasu na gierki! – Obejrzałam się za siebie i zastygłam w bezruchu na kilka sekund. Zaskoczenie musiało aż świecić z mojej twarzy, ale szybko się otrząsnęłam i skocznie stanęłam twarzą w twarz z innym wilkiem. Patrzyłam na piękny odcień rudej sierści ze starannie skrywanym zaciekawieniem (przynajmniej tak mi się wydawało). Wadera patrzyła na mnie niewzruszenie, dumnie stojąc w pełnym słońcu. Jej sierść falowała na wietrze i wydawała się aż płonąć od opadających na nią promieni… Czekajcie. Czy to nie jest prawdziwy ogień? Niemożliwe. Czy moje futro też tak wygląda w słońcu? Spuściłam pysk, żeby spojrzeć na swoją sierść i od razu tego pożałowałam. Wyglądam jak siedem nieszczęść… Nową rudą pięknością to chyba nie zostanę. Wilczyca nadal patrzyła na mnie nie spuszczając wzroku ani na chwile.
- Powiesz coś? Czy będziemy się tak na siebie patrzeć pół dnia? – zapytałam przekornie nie do końca wiedząc czego się spodziewać.
< Laponia? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz