wtorek, 31 marca 2020

Od Talazy – 1 trening szybkości i zwinności

Ciepły jak na tę porę roku, zaskakująco słoneczny poranek wyciągnął mnie z jaskini, prowadząc na spacer przez zielone lasy. Znaczenie szybko wyrosło poza ramkę niewielkiego słowa, bowiem po kilku godzinach ciągłego marszu można było mówić o co najmniej wędrówce, jak jednak mogłam zmagać się z pachnącym wiosną wiatrem, który popychał mnie naprzód za każdym razem, kiedy tylko przez głowę przeszła mi myśl o powrocie do spokojnego schronienia?
Tak więc stałam teraz, w złotych promieniach południowego słońca, na brzegu rzeki, za której granicą rozciągał się inny świat. Kolorowe miejsce pachnące tajemnicą, z którą jedynym łącznikiem był solidny, aczkolwiek sprawiający wrażenie starego, most. Bez żadnego słowa i żadnej myśli, tylko z cichym westchnieniem, może mającym na celu dodanie sobie odwagi, przekroczyłam go, migiem dostając się w zamęt kolorowych budynków.
Zdawało mi się, że śnię, może umarłam. Rozglądając się na wszystkie strony, stąpałam lekko i bezszelestnie po wydeptanej ziemi, jakby instynktownie obawiając się przebudzenia nieznanych strachów.
Być może za mało się starałam.
Przelatujący kamień uderzył mnie w tył głowy. Zachwiałam się, jednak kilka szybkich kroków, może bardziej przeskoków w przód, pozwoliło mi uniknąć upadku. Uszy wypełnił mi ohydny śmiech, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że jego źródłem był niewysoki człowiek. Dziecko, pomyślałam, nim następny pocisk uderzył mnie tuż pod lewym uchem, zmuszając naturalnym odruchem do zamknięcia oczu oraz odwrócenia pyska.
Drugim naturalnym odruchem była dla mnie walka. Przeciągłe warknięcie, które wydobyło się z mojego pyska zmusiło agresora do cofnięcia się w zawahaniu, dzięki czemu miałam czas, by znaleźć się przy nim za sprawą jednego szybkiego skoku. Wbiłam zęby w rękę, która trzymała kamień; mocne szarpnięcie zmusiło człowieka do rozprostowania palców, przez co pocisk upadł na ziemię z głuchym łoskotem. Śmiech zamienił się w krzyk, kiedy dziecko zaczęło uderzać mnie bezładnie w głowę drugą, wolną ręką. Chwyciło za złote włosy, z całych sił próbując odciągnąć mnie do tyłu. Rozwścieczyło mnie to jeszcze bardziej, przez co bezmyślnie zacisnęłam silniej kły na jasnym ciele. W uszach zagrzmiał mi dźwięk łamanej kości i przeciągły wrzask. Momentalnie puściłam przeciwnika, rzucając się do ucieczki przez drewniany most.
Biegnąc z powrotem do lasu, słyszałam, że w wiosce podniósł się rumor. Ludzie krzyczeli i zawodzili, trzaskali drzwiami i przewracali przedmioty, psy wyły. W moją stronę nie poleciał już jednak ani jeden pocisk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz