niedziela, 15 marca 2020

Od Talazy CD Szkła - "Pierwsza Krew"

Zgodnie z wcześniejszą umową poprowadzono mnie przez uśpione lasy do jednej z wolnych jaskiń. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, strażniczka wskazała ją gestem, który zazwyczaj oznacza zaproszenie, jednak w połączeniu z irytacją odbijającą się w jej zmęczonych oczach, można go było odczytać jedynie jako chłodny rozkaz. Coś ukłuło mnie w środku i wcale nie były to otwarte rany czy serce rozpędzone po walce. Nim zdążyłam pomyśleć, odruchowo wbiłam pazury w ziemię, przez co strażniczka zadrżała w gotowości. Teraz z całą watahą u boku miała nade mną monstrualną przewagę, pytanie nie brzmiało więc czy zwyciężę, lecz co zyskam, a co stracę po porażce. Po tym, co zdążyłam zaobserwować, stado wyglądało na cywilizowane, więc szanse, że mnie zabiją, były niewielkie. Ewentualnie zginę w walce, dokończyłam myśl po rzuceniu okiem na swoją klatkę piersiową i łapy. Z pewnością mnie uwiężą, pytanie na jak długo, fakt faktem, że raczej nie dadzą mi już przekroczyć północnej granicy. Nie było to wszak tak wielką tragedią, ale szkoda byłoby się teraz wycofać. Zbyt wiele czasu spędziłam na wędrówce.
Argumentację dla samej siebie podsumowałam tym, że wadera miała przewagę, a to wypadało w końcu uszanować, koniec końców potulnie weszłam więc do jaskini. Było zimno, niewiele cieplej niż na zewnątrz, dlatego wczołgałam się aż pod wewnętrzną ścianę, gdzie następnie zwinęłam się w kłębek. Odkaszlnęłam, kiedy oddech ugrzązł mi w płucach. Było mi duszno, a kamienny sufit sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał zawalić mi się na głowę.
- Mogę chociaż dostać coś do jedzenia? – zawołałam bardziej, by przerwać ciszę, aniżeli z faktycznego głodu.
Odpowiedziało mi milczenie. Westchnęłam cicho, wbijając wzrok we fragment nieba, jaki był widoczny przez wejście do jaskini. Zieleń pierwszych nieśmiałych godzin świtu mieszała się z granatem nocy.
Nie pamiętałam, jak minęły pozostałe godziny dzielące mnie od wschodu słońca, mogłam jednak przysiąc, że ich nie przespałam, choć szybko też zaczęłam tego żałować. Kiedy odgłosy dochodzące z zewnątrz wybudziły mnie z zamyślenia i dotarło do mnie, że nadeszła pora wymarszu, poczułam się bardziej zmęczona, niż byłam kiedykolwiek od początku przygody. Przez noc wszystkie mięśnie zdążyły mi zesztywnieć, a bez lusterka mogłam sobie tylko wyobrażać, jak bardzo podkrążone były moje oczy.
Cienie rzucane na ściany jaskini zdawały się niemo mnie ponaglać, toteż szybko przetarłam oczy, na wszelki wypadek także nos, po czym ruszyłam powoli do wyjścia jaskini. Po jego przekroczeniu ujrzałam oczywiście strażniczkę, która poniekąd radosnym krokiem oddalała się już od nieszczęsnej jaskini oraz basiora, który stał nieruchomo i patrzył na mnie bursztynowymi oczyma. Zdążyłam kiwnąć mu głową, zanim rozpoczął, zdawało mi się, świetnie wyćwiczoną formułkę, po której bezceremonialne odwrócił się i postawił pierwsze kroki w głąb zielonego lasu. Rozejrzałam się na boki, trochę zdziwiona błyskawicznością, z jaką rozwinęła się sytuacja, po czym ruszyłam, jeśli dobrze pamiętałam, za Szkłem, pociągając raz czy dwa nosem. Choć krążyło mi po to głowie od pierwszych minut drogi, w żadnym momencie nie odważyłam się zmącić dziwnej ciszy pytaniem, czy możemy zatrzymać się na chwilę, by coś upolować.
Po jakimś czasie basior poinformował mnie, że jesteśmy już niedaleko. Podniosłam odruchowo głowę, by rozejrzeć się po okolicy, lecz tak jak zazwyczaj okazało się to stratą czasu, bowiem wszystkie watahy wyglądały tak samo. Tylko szum wody mógłby jakkolwiek odmienić sytuację. Coś o jaskini wojskowej i biurokracji, co Szkło zaraz powiedział, dodatkowo odepchnęło ode mnie myśli o wolności, jakie rozbudził nagły przypływ wspomnień.
Dotrzesz nad to morze i co...?, pierwsze pytanie, jakie zadał mi szarawy wilk, sprawiło, że obrzuciłam go zdenerwowanym spojrzeniem, nim jednak zdążyłam zebrać myśli i wysunąć jakikolwiek argument, basior zdążył już zmienić temat. Wiesz, mam obowiązek zatrzymać cię dla bezpieczeństwa. To zdanie dziwnie mnie zmroziło, ponownie jednak odebrano mi możliwość swobodnej reakcji, coś bowiem niespodziewanie wyłoniło się zza drzew.
Cudem powstrzymałam się przed odruchem skoczenia na zwierzę, zamiast tego zachwiałam się na łapach, przysiadając po chwili tak energicznie, że wisiorek na mojej szyi mocno uderzył mnie w pierś. Świat zrobił się odrobinę czarniejszy przez ból, jaki poczułam nagle między oczami, co odebrało mi na moment możliwość uczestnictwa czy nawet dokładnego śledzenia rozmowy, jaką odbywali Szkło i czapla.
Po chwili, gdy wszystko trochę się uspokoiło, a świat ponownie nabrał żywych barw (z wyjątkiem ptaka, którego ciemne kolory w dalszym ciągu przywodziły na myśl postać z koszmaru), wcięłam się do rozmowy jakimś niewiele znaczącym komentarzem. Wymieniliśmy z czaplą jedno czy dwa zdania we względnie pogodnej atmosferze, szybko jednak przypomniano mi, że nie byłam tutaj dla własnej rozrywki. Pochodzenie i cel podróży? Ile jeszcze razy będą mnie dzisiaj legitymować? Nie mogłam sobie nawet przypomnieć, czym takim zawiniłam.
- Czaple nie latają tak daleko na południe – rzuciłam, przecierając oczy.
Tak brzmiała moja pierwsza odpowiedź, dziwnym trafem nie mogłam się w żaden sposób zmusić, by skomentować jakoś drugie z pytań. Coś mnie w tym ptaku irytowało i z pewnością był to ten dziwny płaszcz.


< Szkło? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz