Mijały kolejne tygodnie, od kiedy Paketenshika przygarnął pod swój dach małego łajzę. Więź między nimi nabierała wyraźnych kształtów, oni sami spędzali ze sobą niemal tyle samo czasu, co niegdyś rudzielec poświęcał swojej adoptowanej córce Alkestis. Różnica polegała na tym, że Wayfarer był o wiele, WIELE trudniejszy do wychowania, co zauważył nie tylko zmęczony już nauczyciel łowiectwa, ale także wilki dookoła.
– Hej, um, Paki? – Vinys trącił śpiącego pod drzewem basiora łapą. – Wayfarer próbuje bić się z Mundurkiem. Możesz chcieć zainterweniować.
Tego typu nowiny pojawiały się właściwie codziennie, przynoszone przez różne wilki, które z dobrego serca, albo braku cierpliwości, próbowały pomóc wychowankowi lisów w opiece nad młodocianym urwisem. Tisia oczywiście też pomagała, jak mogła, ale trudno jej było pogodzić wychowywanie młodszego brata wraz z wykonywaniem obowiązków w pracy. Mimo wszystko Paketenshika był jej dozgodnie wdzięczny.
Dzisiejszy słoneczny, choć zimny już dzień należał do tych burzliwych, pełnych napięcia wywołanego niesfornym zachowaniem Wayfarera. Rudy basior zachowywał oczywiście stoicki spokój, jednak w środku czuł, że w każdej chwili może wyjść z siebie i stanąć tuż obok. Fakt, że dzisiaj nic nie upolował i był najzwyczajniej w świecie głodny wcale nie pomagał, ale z tym akurat starał się walczyć. W przeciwieństwie do emocji, jakie rozsadzały go od środka, kiedy wracał właśnie od bardzo poważnej rozmowy z dwoma członkami watahy. Szczeniak wracał z nim, nic się nie odzywając. Lepiej dla niego.
– Ze wszystkich wilków – adopcyjny ojciec niósł swojego syna w zębach, więc wygłaszanie lektury nie było prostym zadaniem – ze wszystkich wilków, na jakie mogłeś się rzucić, wybrałeś sobie akurat Ducha. Nie masz lepszych zajęć? Trenowałbyś na przyszłe stanowisko, a nie wszczynał walki.
– Nawet nie wiem, czym się chcę zajmować – przyznał zwisający w powietrzu maluch. Kapelusz trzymał w łapkach, uważając, żeby nie dotykał ziemi i się nie ubrudził. Na szczęście nie oberwał w żaden sposób, bo Duch go tylko przygniótł do ziemi własnym ciężarem. To nie znaczyło, że gniew Pakiego był jakkolwiek mniejszy.
– No to znajdź sobie jakieś hobby, które nie wymaga gryzenia innych członków watahy! Wayfarer, nie chcesz sobie narobić tu wrogów, zaufaj mi. To... to miał być twój dom.
– Wiem... – wyszeptała brązowa kulka takim delikatnym głosikiem, że rudzielcowi się go właściwie trochę żal zrobiło. Być może nie powinien być aż taki ostry dla tej sieroty, jednak czasem już nie mógł się powstrzymać. Wayfarer sam sobie grabił i powinien dobrze to wiedzieć.
Dotarli do nory, gdzie wychowanek lisów położył w końcu szczeniaka na ziemi. Maluch wlazł pod kapelusz, chcąc zabrać go do podziemi. Paketenshika zatrzymał go łapą.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał cicho, siadając koło swojego adopcyjnego syna.
Sierota uciekł wzrokiem gdzieś na bok, jakby szukając drogi ucieczki od tej konwersacji. Szybko się jednak przekonał, że takowej nie ma i jest zmuszony odpowiedzieć na to niewygodne pytanie. Schował się mimowolnie pod ukochany kapelusz.
– Wcześniej, kiedy jeszcze cię nie miałem, spotkałem inną watahę, eh. Byli dla mnie bardzo źli i to mnie nauczyło, że muszę walczyć, eh, żeby cokolwiek osiągnąć. Pomyślałem, że jak pokażę innemu basiorowi, na co mnie stać, to wataha obdarzy mnie szacunkiem, eh.
Zapadła niekomfortowa, niecierpliwa i agresywna cisza, pomiędzy ojcem a synem pojawiło się osobiste, nieznane wcześniej napięcie. Milczenie często było odpowiedzią, jednakże w tym przypadku ta odpowiedź była niejasna, mieszała się w uszach i młody Wayfarer nie miał pojęcia, czy powinien schować się całkowicie pod kapelusz, czy może spokojnie przytulić swojego adopcyjnego tatę. Oczywiście mimika twarzy rudego wilka nic nie zdradzała, nawet język ciała pozostał niezmieniony, zdecydowanie utrudniając komunikację. To były niezwykle długie sekundy, przypominające swoją nieznośnością całe godziny.
– Wayfarer... W tej watasze nie musisz mieć mięśni, żeby być szanowanym. Jest tutaj wiele wilków, które cieszą się uznaniem, a wcale nie są jakimiś macho. I na odwrót, masz członków, którzy mają sporo mięśni, a wcale nie są lubiani. Na szacunek składa się więcej niż trochę białka pod skórą.
Szczeniak spojrzał na swojego opiekunka okrągłymi, brązowymi ślepiami, w których pojawiły się niewielkie kryształki łez. Przyskoczył do łapy o wiele większego wilka, przytulając się do niej jak do pluszaka, a potem schował się między rudymi, puszystymi ogonami. Paketenshika nie reagował, wziął tylko żółty kapelusz do pyska i cierpliwie czekał, aż maluch w jego ogonach przestanie płakać. Cierpliwość to była cecha, jaką w tym stopniu okazywał tylko i wyłącznie w stosunku do szczeniąt. Spędzili tak trochę czasu, a potem Paki pierwszy raz, odkąd przygarnął młodego Wayfarera, odbył z młodym porządną, wyczerpującą rozmowę.
<Wayfarer?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz