- Dobrze, to my ruszamy. – powiedział tatko zostawiając mnie samą na polanie.
- Jak długo was nie będzie? –
spytałam z zatroskaniem. Cała czwórka, czyli mama, tatko, Magnus i Tiska
spojrzeli na mnie z uśmiechem.
- Wrócimy jak najszybciej
będziemy w stanie. – powiedziała matka i pogłaskała mnie po głowie. Z jednej
strony cieszyłam się na czas bez opiekuńczej rodzicielki u boku, ale z drugiej
czułam mały strach. Opuszczały mnie najbliżej otaczające mnie osoby i do tego
nie wiedziałam kiedy dokładnie spodziewać się ich powrotu. Nie mówiąc już o
celu ich podróży, ale najwyraźniej byłam zbyt młoda by móc się o nim
dowiedzieć.
- Admirał zaraz powinien się tu
pojawić! – krzyknął tatko opuszczając polanę.
- Nie wychodź poza polanę! –
krzyknęła matka wtórując mu.
- Dobrze, mamo… - szepnęłam pod
nosem, starając się nie pokazać podniecenia. Admirał. Nie mogłam uwierzyć, że się mną zaopiekuje… ale jednocześnie
bałam się, ze zamiast przybliżyć nas do siebie, oddalimy się jeszcze bardziej.
Przeciągnąłem się leniwie,
wstając z uklepanej trawy i właśnie wtedy zauważyłam kątem oka wchodzącego
Admirała. Ku moim zdziwieniu razem z nim przyszedł także Mundus, najbardziej
wilczy patyczak w całej watasze. Przydreptałam do nich z uśmiechem na pysku.
- To co dzisiaj robimy? –
spytałam zrównując się z nimi w połowie drogi.
- Eksperymenty… ee… Biologie… właściwie
to… - motał się Adek. Dziwne to było zjawisko, zupełnie inaczej zachowywał się
przy ptaszysku. Przekręciłam głowę patrząc na niego z zaciekawieniem.
- Lek. – doprecyzował jednym słowem
Mundus i odwrócił się bo zaprowadzić nas w bliżej nieokreślone miejsce.
---
Podchodzi do mnie. Przybliża łapę
do mojego pyska i gładzi go delikatnie. Patrzę w jego oczy i czuje się jak za
pierwszym razem gdy mnie świadomie dotknął. Jego zapach otacza mnie ze
wszystkich stron, otumaniając moje zmysły i zabierając ostatnie pokłady
zdrowego rozsądku. Znamy się od mojej maleńkości, już wtedy czułam, że to ktoś
wyjątkowy. Przeciętny dla każdego z zewnątrz, ale dla mnie jedyny i
najwspanialszy. Staram się zachowywać, by nie pokazać basiorowi, że jego dotyk
na mnie działa. Nie działa. Recytuję
kilka razy w głowie. Nie działa. Nie
działa. Nie działa. Gdy czuje na policzku delikatną mgiełkę jego oddechu,
już wiem, że nic nie mogę zrobić. Wzdycham ciężko i przerwanie nie mogąc
powstrzymać tego nieokiełznanego gestu. Chce
nim oddychać. Przełykam głośno ślinę. Chce
go dotykać.
- Znowu się ubabrałaś Ciri. –
mówi Admirał i oddala się ode mnie ponownie. Nigdy się nie uśmiecha, opiekuje
się mną tylko dlatego, że jego dziadek, a mój tatko mu kazał. Zachowuje się jak
starszy brat, którego w końcu miałam mieć. Te krótkie momenty opiekuńczości,
które wychodzą z niego pewnie nieświadomie, są jedynymi momentami, w których
mogę poczuć jego dotyk. Zostało mi jeszcze trochę czasu do dorosłości, a
Admirał dorósł nie aż tak dawno. A jednak dzieliła nas przepaść jakbym nigdy
nie była dla niego opcją. Oblizuje ostentacyjnie dotknięte przez basiora
miejsce, udając, że to resztek krwi chciałam się pozbyć. Chce tylko jego. Wiedziałam, że moja obsesja na jego punkcie byłą
niezdrowa. Wiedziałam, że była wręcz zakazana. A jego opieka nade mną tylko ją
zaostrzyła. W końcu jego matka była moją przyrodnią siostrą. Pokrewieństwo
drugiej linii, jeśli dobrze liczyłam. Nie potrafiłam jednak tego zatrzymać.
Czasem czułam, że to było jedyne co trzymało mnie jeszcze żywą na tym świecie.
Odkąd moje czucie faktur, bólu, zimna i ciepła zaczęło całkowicie zanikać to
Admirał był jedyną stałą i nieosiągalną ostoją w moim życiu. Nikt jednak nie
wiedział o mojej przypadłości. Chociaż miałam wrażenie, że podróż mojej
rodziny, kij wie gdzie, miała coś wspólnego z moim stanem. Wujek Magnus widział
więcej niż inni, jakby miał doświadczenie w tej „odmienności”, nie tak jak
reszta. Dla nich nadal byłam tą małą wesołą lecz małomówną Ciri, która uśmiecha
się na każdym kroku i zaraża wszystkich naiwnością i dobrą energią. Nie, żeby
to się zmieniło. Nadal grałam tą idealną dla mojego wyglądu postać. W środku
jednak gniłam z dnia na dzień coraz bardziej. Dopiero co zdałam sobie z tego
sprawę i czuje, że już jest za późno by to zatrzymać. Dlatego złapałam się
Admirała jak tonący brzytwy.
- Dzięki… Adek. – wybąkałam ledwo
patrząc mu prosto w oczy. Tylko on mnie tu jeszcze trzymał. Gdyby tylko
wiedział co do niego czułam. To nie jest w końcu tak, że ja to przed nim
ukrywałam. Mogłam mu jeszcze tylko powiedzieć o wszystkim wprost, bo aluzji i
gestów z mojej strony dostał już mnóstwo. Na moje nieszczęście wybrałam sobie
mocno tępego osobnika na cel. Pewnie nawet jakbym go perfidnie pocałowała, by
nie zauważył, albo obrócił w przypadek… Chce
go całować. A skoro już jesteśmy przy tym temacie. Ciekawa byłam jak
smakuje. Chce go poczuć. Czy jakbym
teraz przybliżyła się do niego i pocałowała go, to poczułabym coś innego niż
świeżą jelenią krew i mięso? Nie obchodziło mnie to, mimo wszystko nie miałam
tyle odwagi by to zrobić.
- Nie jesz już? – spytał wilk,
gdy zauważył, że zamiast jeść przyglądam mu się od dłuższego czasu. Przegryzłam
mocno własny policzek, by źdźbło bólu i smak własnej krwi ukoił moje
rozkołatane emocjami serce.
- Skończyłam. – powiedziałam z
uśmiechem numer cztery. Miałam wrażenie, że lubił go najbardziej, zawsze wtedy
zawieszał wzrok na mnie o kilka sekund dłużej niż zwykle. Tym razem było
podobnie. Chce jego wzrok na sobie. Trudno
było przykuć jego uwagę. Choć wiele basiorów już zauważalnie się mną
interesowało, nawet tacy w wieku mojego tatka, to ja nie zwracałam na nich
żadnej uwagi. Szkoda, że Admirał nie zwracał żadnej uwagi na mnie. Przynajmniej
nie w sposób w który chciałam.
- Walka! – krzyknęłam słodkim
głosem i momentalnie rzuciłam się na basiora. Robiłam tak ostatnio coraz
częściej pod pretekstem zabawy. Pomimo iż byłam dużo silniejsza od Admirała,
zawsze dawałam mu wygrać. Motałam się z nim kilka chwil, udając, że staram się
go pokonać, aż do momentu w którym wilk przygwoździł mnie łapą do ziemi.
Zabierająca mi oddech łapa i uczucie temu towarzyszące za każdym razem
rozrywało moje serce na miliony kawałków. Patrzyłam prosto w rozsierdzone oczy
basiora, widząc w nich niemal rządzę krwi i podniecenie. Chce by nacisnął mocniej. Gdybym tylko mogła trwałabym w tym
stanie, w tej pozycji jak najdłużej. Musiałam jednak stwarzać pozory. Na moim
pysku pojawił się udawany grymas, a basior widząc go puścił mnie momentalnie.
- Jak będziesz mieć siniaki, to
Szkło po powrocie spuści mi łomot.
- Nie martw się tym. Muszę
trenować, żeby być dobrym Stróżem. – powiedziałam trzymając się za gardło. Już
od jakiegoś czasu wiedziałam, że pójdę w ślady matki. Samotne chodzenie po
terenach watahy i przyglądanie się życiu wilków to coś co robiłam niemal od
niemowlęctwa. Nawet jeśli początkowo obserwacja kończył się na rodzinnej
polanie.
- Na pewno będziesz lepszym niż
Twoja matka.
- No nie wiem. Ona by cię
pokonała. – jęknęłam wstając z ziemi.
- Ty też byś mogła, gdybyś się w
końcu postarała.
- Przecież się staram! –
krzyknęłam udając oburzenie. – Po postu jesteś zbyt silny.
Wilk pokiwa głową na boki.
- Dziwna jesteś, Ciri. – drygnęłam
na te słowa, tak jak miałam w zwyczaju.
I odszedł zostawiając mnie samą.
Po chwili jednak się odwrócił i spojrzał na mnie z lekka irytacją.
- No chodź! Nadal mamy robotę do
wykonania, młoda. – choć nie lubiłam tego przydomku to uśmiechnęłam się i
dobiegłam do niego z nieudawaną ekscytacją. Teraz już wiedziałam. Życie bez
Admirała nie istniało. Albo on albo śmierć.
<Adek? :o>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz