Po tym co się stało w chwili moich oświadczyn, długo myślałem co zrobić. Miałem ochotę zmienić zdanie zupełnie jak Kara, ale z drugiej strony zawsze marzyłem o tym, by w końcu została moją żoną. Postanowiłem nie odpuszczać i zrobić najpiękniejszą ceremonię jaką wadera mogłaby sobie wyśnić. Ślub odbył się kilka dni później w rocznicę moich narodzin. Mogłem przynajmniej poślubić Karę będąc pełnoprawnie dorosłym wilkiem. Ceremonie zaplanowałem na naszym klifie. Mogliśmy patrzeć na otwarte morze w trakcie wypowiadania swoich przysiąg. Czułem się szczęśliwy patrząc na nią jak wypowiadała dobrze znane mi słowa. Jednak brakowało w tym omawianego przez nią uczucia, nie słyszałem przejęcia w jej głosie, nie czułem od niej nic. Jakbym wybrał sobie na żonę lalkę bez uczuć. Nawet dźwięki morza jej nie poruszały ani obecność najbliższych nam osób, tylko najbliższych. Wadera nigdy nie chciała wielkiego wesela, zwłaszcza, że zawsze ciężko było zdobyć odpowiednią ilość alkoholu. Mina i Nina upięły jej grzywę w piękny warkocz i wplotły w niego kwiaty, tak jak Karou lubiła nosić od święta. Na nic jednak zdały się moje wysiłki. Jej uśmiech był wymuszony, a słowa płaskie niczym horyzont.
-
Kocham cię. – szepnąłem do wilczycy, gdy schodziliśmy z klifu już jako mąż i
żona w akompaniamencie okrzyków radości.
-
Wiem, Mag. Ja ciebie też. – wiedziałem, że to prawda. Jakoś to wyczuwałem, ale
równocześnie jej głos kłamał. Nie potrafiłem tego zrozumieć i gniew zaczął
rosnąc we mnie niczym budzący się do życia wulkan.
Wesele
przebiegło bez większych problemów. No właśnie. Bez uniesień, bez radości, bez
smutku. No może tylko z moim coraz większym wkurzeniem. Połowę wesela
przegadałem z Malfoyem, który jako wilk najlepiej (zaraz po mnie) znający Karę,
mógł mi coś dopomóc.
-
Słuchaj no. Sytuacja jest beznadziejna. – powiedział basior, nią patrząc w moją
stronę. Widać było, że nie czuł się komfortowo w tego typu konwersacji.
Właściwie to w żadnej nie czuł się komfortowo. – Wszyscy mocno przeżyli ostatni
rok, ale na Karze wydaje się, że odcisnęło to szczególne piętno.
-
Wiem… i nie wiem jak do niej dotrzeć.
-
Powoli. Kara zwykle jest chaotyczna i robi wszystko szybko, ale w tym przypadku
stawiałbym na opanowanie i czas.
-
Łatwo Ci powiedzieć. Nie ty musisz to znosić. – spojrzałem w stronę wadery i aż
zacisnąłem szczękę. Ciche warknięcie zaalarmowało siedzącego obok mnie Malfoya.
-
Ej co jest? – spytał i podążył za moim wzrokiem. Karou siedziała po środku otaczającego
ją towarzystwa, którego nawet nie było na liście gości i żywo coś opowiadała.
Otaczające ją wilki i wilczyce patrzyły na nią jak na centrum wszechświata.
Wadera zwykle wolała otoczenie jedynie kilku znanych jej wilków. Teraz
zachowywała się jak zupełna odwrotność jej samej. To nie była wadera w której
się zakochałem i z którą spędziłem całe dzieciństwo.
-
Magnus uspokój się. – powiedział Malfoy stanowczo. Zdawałem się jednak go nie
słyszeć. Patrzyłem na wilki otaczające moją żonę. Część z basiorów, które przy
niej stały, wyglądała jakby zaraz miała się na nią rzucić. Błysk w oku Kary nie
był udawany, wyglądała zupełnie inaczej niż przy rozmowie ze mną. Zdawało mi
się, że mój świat właśnie rozpada się na kawałeczki. W momencie gdy jeden z
wilków położył jedną ze swoich łap na ciele wilczycy, nie wytrzymałem. Karou jakby
nie poczuła gestu, mówiła dalej. BA! Po kilku sekundach odwróciła się w stronę
basiora i uśmiechnęła si do niego ciepło! Wtedy też zauważyła mnie. Kierowałem się
w ich stronę niczym taran, nie zważając na nic po drodze. Wadera najpierw się
zaśmiała. Śmiała się ze mnie rozumiecie! Moja ŻONA, się ze mnie śmiała! To już
było przegięcie. Zebrani spojrzeli na mnie i nagle zaczęli się ode mnie odsuwać.
Karou przestała się momentalnie śmiać a w jej oczach widać było przerażenie. Nie
rozumiałem skąd się wzięło, ale nie miałem czasu w to wnikać. Otaczające ją
towarzystwo, szybko odsunęło się za nią, zostawiając waderę bez ochrony. Nie do niej jednak zmierzałem. Namierzyłem
basiora pozwalającego sobie na zbyt dużo. Był ode mnie starszy o jakieś dwa
lata, często uznawali go za najsilniejszego i niepokonanego zwycięzcę w walkach
wilków. Teraz jednak wyglądał jak mały szczeniak, który zaraz posika się na
swoje własne łapy. Podszedłem do niego i jednym machnięciem łapy przyparłem go
do ziemi.
-
Ładnie tak dotykać cudzej żony? – zapytałem na pozór spokojnie. Czułem jednak,
że moje ciało pokazywało wystarczającą ilość wściekłości. Patrzyłem na basiora,
prosto w jego przestraszone wielkie oczy. Poczułem jeszcze większą złość na
myśl, że nie mogłem go skrzywdzić. Wtedy Basior ryknął z bólu, jakby od…
poparzenia.
-
Magnus! – krzyknęła za mną Kara. Cofnąłem łapę z ciała wilka, gdy zauważyłem co
się stało. Wokół moich łap wił się jasny niebieski płomień. Nie palił mnie, ale
najwyraźniej sparzył wstrętnego basiora. Usiadłem ze zdziwienia i patrzyłem na
należące do mnie płomienie. Żona przybiegła do mnie. Oprócz przerażenia zobaczyłem
w jej oczach pewnego rodzaju podziw. Czyżbym zrobił na niej wrażenie? Czymś takim?
Mój przeciwnik, został zabrany do medyczki z ogromną wypalona dziurą na środku
klatki piersiowej.
-
Nic ci nie jest, Kochanie? – spytała Kara i przybliżyła się do mnie. Odsunąłem
się automatycznie nie chcąc zrobić jej krzywdy. Wadera spojrzała na mnie
uspokajająco. Tak jak kiedyś, gdy robiliśmy coś nowego a ja nie miałem na to
odwagi.
-
Nie martw się. Mi na pewno nie zrobisz krzywdy. – powiedziała wadera i momentalnie
jej uwierzyłem. – Uspokój się i podaj mi łapę
Zrobiłem
jak kazała, zupełnie jakby jej słowo było dla mnie rozkazem. Kara miała racje,
płomienie jej nie paliły, trzymała moją łapę w swoich i podziwiała nowe
odkrycie. W jej oczach dostrzegłem iskierki podniecenia.
-
Choć ze mną! – krzyknęła i pociągnęła mnie za sobą. Zostawiliśmy zszokowane
towarzystwo na polanie weselnej i zniknęliśmy w środku lasu. Zatrzymaliśmy się
przy mojej jaskini.
-
Muszę ci cos powiedzieć. – zaczęła wadera. – Też mam moc, ale nikt o niej nie
wie.
-
Co? Jaką? – czułem przytłoczenie w głowie. Dopiero się dowiedziałem, że ja mam
moce, a teraz jeszcze Kara?
-
Potrafię wpływać na innych. Sprawić, żeby się mnie słuchali i lubili.
-
Czekaj co? Od jak dawna o tym wiesz?
-
Od kilku miesięcy. Nie używałam tego na Tobie! Przysięgam! Dlatego też byłam
taka…
-
Nieczuła? – burknąłem bez przemyślenia.
-
Przepraszam, ostatnio jestem jakaś znudzona. Myślałam, że to ty, ale chyba nie
miałam racji.
Czy
ja dobrze usłyszałem? Jest znudzona przeze mnie? Odetchnąłem kilka razy. Nie
chciałem powtórki z rozrywki, zwłaszcza przy swojej żonie. Nie wybaczyłbym
sobie jakbym zrobił jej krzywdę.
-
Słuchaj, może chodźmy się już położyć…
-
Jest dopiero po południe i goście weselni czekają. – powiedziałem nie do końca
rozumiejąc postępowanie wadery.
-
No choć, mężu. – uśmiechnęła się figlarnie i zniknęła wewnątrz jaskini. No cóż.
Takiej kobiecie się nie odmawia.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz