sobota, 7 listopada 2020

Od Ciri CD Admirała - "Taniec z Aniołami"

Wszystko co mnie otaczało było takie nowe i… dziwne. Co chwila przeplatały się wokół mnie inne wilki, mówiły jakieś mało zrozumiałe dla mnie słowa. Rozczulały nad czymś czego nie potrafiłam zrozumieć. Pierwsza delegacja to z tego co zrozumiałam był jakiś wujek Mangus i Toska. Wujek jak mnie zobaczył bardziej się zmieszał, niż ucieszył. Wadera rozmawiała z matką i ojcem.

- Te niebieskie akcenty to zupełnie jak u Magnusa. – A no może i to był Magnus? Chyba nie mam pamięci do tego no… do imion, tak?

- No ciekawe prawda? Nie wiem jak to możliwe, nie pamiętam, żeby nasz ojciec takie miał. – odparła mama patrząc na brata.

- Miał miał, za rzadko go pewnie widziałaś, żeby to zapamiętać. - powiedział stanowczo wujek.

- No może i masz racje… W każdym razie na pewno widać, że to dziecko Szkła – matka zaśmiała się lekko. – ja równie dobrze mogłabym być przybraną matką.

Patrzyłam na to wszystko i słuchałam ze znikomym zrozumieniem. Czy życie naprawdę jest takie nudne? Chodzisz, rozmawiasz, jesz, śpisz, srasz i sikasz. Było coś poza tym? Wujek z Toską poszli dość szybko, a na ich miejsce pojawili się kolejni. Matka chyba nazwała trzy wadery medyczkami. Robiły coś mamie, a później zaczęły coś sprawdzać u mnie. Ich dotyk był dziwnie… nijaki. Tatko odprawił je dość szybko mówiąc coś o odpoczynku i regene… Regeneracji? Chyba tak to nazwał.

- Chcesz jeść, Skarbie? – pytała matka co jakiś czas i kładła się obok mnie, żebym mogła napić się tego czegoś z jej ciała. Wyjątkowo dziwne, ale podobała mi się ta ciecz. Czułam się po niej silniejsza i mimo, że miałam wrażenie, że nie posiada żadnego smaku to piłam tyle ile byłam w stanie. Po jedzeniu zwykle jedno z rodziców mnie myło, jakby fakt, że do mojego pyska coś spływało sprawił, że stałam się cała brudna. Dni mijały na tym samym, czasem chciałam wyjść poza polanę, ale Tatko zawsze brał mnie w swój pysk i zawracał ze mną w jej głąb.

- Jest strasznie ciekawa świata. – powiedziała raz matka. – Może powinniśmy zrobić jakąś zagrodę jak ludzie, żeby nam nie uciekła?

- Zagrodę? Dla szczeniaka?

- Po prostu nie chce, żeby coś jej się stało. Wygląda na taką delikatną. – Oboje spojrzeli wtedy na mnie, a ja przekrzywiłam głowę z zaciekawieniem.

- No popatrz na nią! Wyobrażasz sobie, że będzie kiedyś sama polować!?

- Przecież jest większa niż standardowe niemowlęta, na pewno sobie poradzi. Poza tym jest Naszą córką. Jestem pewny, że poradzi sobie w wielkim świecie.

- Tak… i znajdzie jakiegoś ptaka za partnera.

- Słucham? – tatko podniósł głos, a ja skuliłam się lekko. Matka wzięła mnie w pysk i odeszła ze mną od basiora. Później się dowiedziałam, że to chyba była kłótnia. Tak się nazywa rozmowę, w której ktoś się ze sobą nie zgadza i podnosi głos.

W końcu po paru dniach zaczęło dziać się coś odrobine ciekawszego. Przyszły do nas dwa wilki i jakieś inne stworzenie. To trzecie miało bardzo dziwne futro i zamiast pyska coś spiczastego.

- Ciri, to Twoją starsza siostra i jej syn. A to… - powiedział wskazując na wilki i na końcu na dziwne stworzenie – przyjaciel rodziny.

Nie mogłam nie zauważyć jak matka wywróciła oczami. Chyba nie lubiła szarej istoty. Była jednak miłą odmianą po tych wszystkich wilkach. Patrzyłam na przybyłych i postarałam się uśmiechnąć.

- Coś ją boli? – spytał przybyły basior ale został zignorowany. Moja tak zwana siostra jako kolejna rozczulała się stojąc nade mną i dziwnie ciumkając w moją stronę. Po co ja tu w ogóle jestem? Żeby inne wilki na mnie patrzyły? Wszyscy, a przynajmniej matka i ta druga wilczyca, rozmawiały radośnie baaardzo długi czas. Serio. Tak powiedzmy jedną setną mojego życia. Właściwie ile to było? Co to oznaczało? Jedna setna. Czy ktoś wcześniej coś takiego mówił? Czy pytania kiedyś się skończą? W każdym razie w połowie tego całego zamieszania Tatko położył mnie z dala i pozwolił pójść spać. Przynajmniej jeden się o mnie martwił. Matka jak zacznie z kimś gadać to pewnie nawet jakbym się paliła by nie zauważyła.

Ze snu wybudziło mnie dziwne uczucie. Miałam wrażenie, że to była pierwsza przyjemna rzecz jaką poczułam. Trochę takiego mrowienia, połączonego z szorstkością i łaskotaniem. Tak, to chyba dobre określenie. Otworzyłam delikatnie oczy i spojrzałam na basiora, który mnie trzymał. Był mniejszy niż rodzice, ale zdecydowanie większy ode mnie. Jego łapy zaciskały się na mojej… no tej części ciała która jest pod głową. Wiecie o co chodzi, prawda? Ruszyłam się delikatnie, żeby poczuć bardziej ten przyjemny dotyk. Miałam wrażenie, że wcześniej prawie nikt mnie nie dotknął. Czyżby robili to aż tak delikatnie, że tego nie poczułam? Basior spojrzał na mnie, a ja wysunęłam łepek w jego stronę i ponownie spróbowałam się uśmiechnąć. Miałam nadzieje, że tym razem wyszło mi to lepiej.

- Ci… - próbowałam powiedzieć, ale czułam, że coś mi przeszkadza. Jak oni to robili? Czy mówienie było takie trudne? Basior puścił mnie jakby z przestrachem.

- Ciri. – wypuściłam z siebie bezbłędnie. To chyba było moje pierwsze słowo i z drugą próbą wyszło o wiele łatwiej. Może to przez łapy wilka? Towarzysz odsunął się kawałek, jakby nie wiedział co ma zrobić.

- CIRI! – powiedziałam głośniej i trochę bardziej pewnie. – CIRI, CIRI, CIRI.

- Tak ty jesteś Ciri. – powiedział basior i patrzył na mnie dalej. Nie mogłam odgadnąć jego myśli, nie wiedziałam też jak powiedzieć coś więcej. Musiałam więc jakoś pokazać mu o co mi chodzi. Wstałam powoli na swoich jeszcze niepewnych łapach i usiadłam naprzeciwko basiora. Wskazałam na siebie łapą i powiedziałam swoje imię. Później wskazałam na wilka i czekałam.

- Admirał. – powiedział tylko. Jego mimika nie była tak rozwinięta jak u innych wilków. Uśmiechnęłam się szeroko, chyba mogłam już powiedzieć, że opanowałam tą czynność, nie mogłam tego samego powiedzieć o Admirale.

- CIRI! – krzyknęłam znowu. Basior parsknął pod nosem. Chyba w końcu udało mi się go rozśmieszyć.

- Dziwna jesteś, Ciri.

Wyrwana zbyt wcześnie ze snu, poczułam, że jeszcze go potrzebuje. Już miałam się kłaść znowu, gdy poczułam po raz kolejny coś dziwnego. Coś na mnie spadło. Później znowu. Ale jak spojrzałam na swoje ciałko to nic na nim nie było.

- Deszcz będzie padał. Lepiej pójdę po Twoich rodziców. – Admirał chciał wstać i odejść, ale zatrzymałam go kładąc swoją łapę na jego. Patrzyłam to na niego to na niebo, z którego coś spadało.

- To tylko deszcz.

Po kilku chwilach rozpadało się, jak to określił wilk, na całego. Czułam mrowienie na skórze, a futro zmokło od nadmiaru cieczy. Admirał został ze mną zanim Mama i Tatko po mnie przyszli. Starałam się protestować, ale matka wzięła mnie do pyska i nawet nie zauważyła, że umiem już wymówić swoje imię. Dopóki nie kazali mi się schować w koronach drzew, czułam się niesamowicie. Miałam nadzieje, że deszcz częściej będzie przychodził z wizytą.

- To my już pójdziemy. – powiedziało dziwne stworzenie i zebrało swoje towarzystwo. Patrzyłam za Admirałem i już zastanawiałam się kiedy do nas wróci. Pojawił się pierwszy raz i już życie zaczęło robić się ciekawsze.

<Admirał?>

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz