Czas mijał bardzo szybko. Razem z Karą codziennie uczyliśmy się swoich mocy. Ja robiłem to z innymi wilkami, które miały jakieś zdolności związane z ogniem, a Kara uparła się, żeby nikt oprócz mnie nie wiedział jakie ma umiejętności. Z jednej strony to rozumiałem, nie chciała, żeby wszyscy uważali ją za fałszywą. Jednak martwiła mnie jej ciągła nauka i ekscytacja mocami. Byłem zajęty swoimi treningami więc nawet nie wiedziałem w jaki sposób wadera doskonaliła swoje umiejętności. Cieszyłem się jednak, że wróciła do mnie dawna, radosna Kara. Jej energia po raz kolejny była zaraźliwa, wadera coraz częściej marzyła o wyprawie za morze, tak jak mieliśmy w zwyczaju jako szczeniaki. Czułem, że wszystko zaczyna się układać. A może tylko miałem taką nadzieje?
-
Nauczyłeś się dzisiaj czegoś nowego? – spytała mnie wadera przy kolacji, którą
zwyczajowo spożywaliśmy na klifie.
-
Właściwie to nie. Udoskonalałem techniki obronne. – odpowiedziałem ukochanej
przełykając sarninę.
-
Ja dzisiaj przekonałam alfę, żeby oddał nam swoją jaskinię. – uśmiechnęła się
szelmowsko a ja zmarszczyłem brwi.
-
Żartujesz?
-
Nie. Jest dużo większa niż nasza, a on nie ma nawet partnerki. Poza tym jest
przy samej plaży. – wadera zdawała się nie zauważać żadnego problemu. – Wyobraź
sobie, że dzisiaj będziemy mogli zasnąć sobie na plaży i jak się zrobi zbyt
zimno schować się do jaskini.
-
Zabrałaś jaskinię alfie? – zapytałem jeszcze raz bardziej dosadnie. Przestałem
już nawet jeść, patrząc na waderę wielkimi oczami.
-
No tak, a to jakiś problem?
-
Mam wrażenie, że nadużywasz swoich mocy. Może jednak powinniśmy o nich
powiedzieć innym, przynajmniej będą wiedzieć z czym mają do czynienia.
-
A z czym mają Twoi zdaniem? To takie złe, że chce żeby było nam lepiej? – Kara wstała
od upieczonego posiłku. Jej głos był podniesiony i widać było, że spokojnego
posiłku już nie będzie.
-
Nie złe, ale mam wrażenie, że źle do tego podchodzisz. Dlaczego zabierać innym,
żeby nam było lepiej?
-
W tym świecie nie dojdziesz do niczego w inny sposób.
-
O czym ty mówisz? – starałem się być spokojny. Nie chciałem jej denerwować, ani
siebie. Wierzyłem, że mnie w końcu zrozumie. – Wszyscy tutaj Cię szanują a
niektórzy nawet kochają, masz jedzenie, wodę, gdzie schować się przed deszczem
czy gdzie w spokoju zasnąć. Czego jeszcze Ci potrzeba?
-
Jestem pewna, że z drobną pomocą moglibyśmy zostać nową parą alfa. Właśnie
czegoś takiego mi trzeba. Nie chce być szarą myszką bez znaczenia. Chce żeby
ktoś mnie zapamiętał. – nie miałem pojęcia kiedy jej duma, ego i chęć władzy
tak się rozrosły.
-
Przestań! – krzyknąłem. - Nie chce tego
słuchać. Mamy wszystko czego nam potrzeba, jeśli myślisz inaczej to czas się z
tym pogodzić.
-
Jak możesz…
-
To ty jak możesz!? Kiedyś byliśmy dla siebie wszystkim! Teraz widzę, że jestem
dla Ciebie niczym. Równie dobrze mógłbym nie być Twoim mężem. – nie potrafiłem
już utrzymać emocji na wodzy. Płomienie przy moich łapach zaczęły szybko i
chaotycznie falować.
-
Dobrze, jeśli tak ci moja ambicja przeszkadza, to wyjedźmy stąd.
-
Najadłaś się zielonych jagód? Skąd ty bierzesz te pomysły?
-
Stąd, że mam dość tego miejsca! Mam dość tego życia! – w oczach wadery widać
było łzy. Nie wiedziałem, czy w nie wierzyć. Miałem wrażenie, że mogła wpływać
na moją ocenę tak jak na innych.
-
Przestań! – położyłem się i złapałem się za głowę. – Pewnie chcesz na mnie wpływać
tak jak na innych.
-
Nie robię tego! Nigdy nie zrobiłabym czegoś wbrew Tobie.
-
Przecież właśnie to robisz! Nawet nie wiem czy mogę Ci ufać. – Płomienie podniosły
się do góry sięgały już moich ramion. Oplatając je z każdej strony.
-
Uspokój się Magnus! Zaraz zrobisz coś czego będziesz żałować! – nagle poczułem,
że stało się cos dziwnego. Mój umysł poszybował poza mnie, jakby chciał znaleźć
nowe ciało do zamieszkania. Po kilku sekundach znalazłem się w głowie Kary. Jej
wspomnienia mieszały się, ale myśli były jasne i aż nazbyt czytelne. Nie mogłem
uwierzyć w to co zobaczyłem
-
Ty i tak odejdziesz. – powiedziałem tylko wstając na cztery łapy. Płomienie
szalały wściekle mimo, że głos miałem spokojny.
-
Słucham? – wadera nadal grała biedną i łzy lały się z jej oczu. Jednak po tym
co przed chwilą się stało wiedziałem, że nie mogłem jej już ufać.
-
Odejdziesz ze mną czy beze mnie. A do tego nie jesteś w stanie wpłynąć na mój
umysł tak jak na innych. Chociaż próbowałaś, Karo.
-
Ja… Skąd o tym wiesz?
-
Najwyraźniej nie tylko ty posiadasz psychiczne zdolności.
Patrzyliśmy
na siebie nawzajem. Ja z rozczarowaniem i gniewem, ona ze zdziwieniem i strachem.
Okłamywała mnie. Przez ten cały czas mydliła mi oczy radością, szczęściem i
chęcią założenia rodziny. Tymczasem zwiała by ode mnie i zostawiła samego w
najbliższej możliwej okazji. Nie mogła na mnie wpłynąć, wiec byłem jedynym
którego musiała trzymać na smyczy i pilnować bym nie zepsuł jej planów. Co się
stało z moja Karą? Czy to jej moc ją tak zmieniła, czy może to zmiany w jej
charakterze ja ujawniły.
-
Zrezygnujemy z jaskini alfy, wrócimy do swojej, a jutro z samego rana powiemy
wszystkim o Twojej mocy. Jeśli nie ty, to ja to zrobię.
-
Nie możesz! – zobaczyłem w jej oczach zawziętość. Wadera stała jeszcze chwile
jakby zastanawiając się jakie są jej szanse, po czym rzuciła się na mnie z
wściekłością jakiej nigdy dotąd nie widziałem. Jednak gdy tylko jej łapy
spotkały się z moimi, zaskowyła z bólu a ja poczułem w powietrzy swąd palonej
sierści.
-
Karo! Co ty zrobiłaś! – krzyknąłem patrząc na wijącą się z bólu wilczycę. Jej
łapy i grzbiet pokryte były świeżymi ranami. Gniew opuścił mnie momentalnie
zastąpiony strachem o jej życie. Uspokoiłem palące płomienie i wziąłem ukochaną
na grzbiet. Wolałem, żeby odeszła beze mnie niż, żeby umarła z mojej ręki. W
sumie z czyjejkolwiek, ale nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Już miałem wbiec
do lasu w stronę medyczki, gdy poczułem ukucie w tylnej łapie. Osunąłem się na
ziemię z ranną Kara w ciągu kilku sekund.
---
-
Ciekawie to wyszło. – powiedział Dyrektor patrząc na dwa leżące na łózkach
wilki. – Odkupiłeś swoje winy. Cieszę się, że dałem ci drugą szansę. – powiedział
do swojego pracownika. Tego samego który ponad rok temu spartaczył sprawę z
wodospadem.
-
Dziękuje Dyrektorze. – uśmiechnął się z dumy. – Wadera dobrze zareagowała na
wstrzykniętą jej moc. To pierwsza taka ingerencja człowieka w inne stworzenie. Najwyraźniej
poprawiło to jej stosunki z każdym wilkiem oprócz tego jednego. Jego moc dopiero
się rozwija, ale sprawie, że ta ruda nie może na niego wpłynąć.
-
A moc tego drugiego? Też jest od nas?
-
Nie, to jego własne.
-
Niesamowite… Ten płomień go nie pali? – zainteresowanie przełożonego cieszyło
tak szarego pracownika jak on. Miał nadzieje, że jego praca zakończy się
promocją na wyższe stanowisko, albo chociaż podwyżką.
-
Nie. Basior ma nad nim kontrole. Znaczy… nie panuje nad nią przy silnych
emocjach. Stąd te rany na ciele wadery.
-
Dobrze. Wymazać im wspomnienia i zastąpić nowymi. Zobaczymy co się stanie gdy
Wadera na nowo odkryje swoje moce. Może tym razem to miłość zwycięży.- Dyrektor
uśmiechnął się wychodząc. W tym samy momencie pracownik dostał wyniki badań
wilczycy.
-
Proszę poczekać Dyrektorze! – krzyknął za przełożonym.
-
Coś nie tak? Wadera nie przeżyje?
-
Przeżyje. Nawet lepiej. – zaczął podekscytowany. – Ona jest w ciąży. Czwórka
płodów. Bardzo silnych.
-
Wspaniale! – krzyknął Dyrektor. – Właśnie takie wiadomości chce ostawać
codziennie! Monitorujcie szczeniaki raz w tygodniu. Dla bezpieczeństwa łapcie
ją zawsze z basiorem. Lepiej, żeby nie zaczął znowu węszyć. A i donoście mi o jego
mocach. Chce mieć szczegółowe dane dotyczące jego rozwijających się
umiejętności. Może być kopalnią złota gdy ukształtuje się w 100%. – Przełożony zniknął
w drzwiach tym razem na dobre.
-
Wesołych Świąt! - krzyknął za Dyrektorem, ale ten już pewnie nie usłyszał. Pracownik
zapisał sobie wszystko i z uśmiechem i nową motywacją, wrócił do pracy.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz