wtorek, 24 listopada 2020

Od Admirała CD Ciri - "Taniec z Aniołami"

Nauczyłaś mnie patrzeć na wilki inaczej.
Lepiej?
Wybacz, na wilczyce.
Czyli jak?
Inaczej...
Ale jak?
Chyba nie za dobrze.
A któż jest aniołem?

Choć ty, skrzydła masz prawie anielskie.
I oczy jak zwierciadło innego wymiaru.
Wciągają jak rwąca rzeka, ale tylko ja mogłam tak się do nich zbliżyć.
Rozejrzyj się, nikt z nas nie jest aniołem.
Ale to szczegół.

O tak, Słonko, nikt nie jest aniołem.
Wiesz to za siebie, choć nie wszystko widziałaś.
Nawet sam Admirał nie widzi wpatrzonych w siebie ślepek Cherubinka.
A ja je, widzisz, widzę.
Szkoda.


Oto dzieło iluzorycznej sztuki
Mimo iż od wieczora w gruncie rzeczy nie oderwała grzbietu od ziemi, teraz czuła się jak po wielogodzinnym pościgu. Nie pierwszy i nie ostatni raz, od tamtej chłodnej, wczesnojesiennej nocy, kiedy daleko stąd pozbyli się wszystkich wewnętrznych granic.
Popatrzyła w błyszczące wśród ciemności oczy. Uwielbiała to, jak bardzo był na niej skoncentrowany, za każdym, każdym razem. Nawet jeśli w tym wzroku, zamiast ognia, przeważały chłodne iskry rozsądku.
Gdy ujął jej nadgarstek, westchnęła cicho, dając ponieść się dreszczom elektryzującym całe ciało.
Przynajmniej w tych chwilach i w tych jednych oczach mogła poczuć się uwielbiana, niemal jak bogini.

Oto utopijny wzór doskonałości
...
Puls prawidłowy.
Oddech przyspieszony.
Przysunął się jeszcze bliżej, pozwalając pocałować się w policzek różowemu ozorkowi.
Temperatura... adekwatna.
Zsunął się na ziemię, tuż obok niej, jeszcze przez chwilę utrzymując kontakt wzrokowy. Miała tak dobre oczy.
W ogóle, była dobra, to nie ulegało wątpliwości. Chociaż trochę zagubiona w tym wielkim świecie. Była podobna do swego ojca, lecz pod tym względem zupełnie się od niego różniła.
Czy Szkło był dobry? Na pewno. Choć szary ptak nie wiedział, dlaczego nie znienawidził go gdy miał ku temu pierwszą okazję, ba, nie okazał nawet wielkiego żalu o jego udział w sprawie nr 47 (później w wyniku jakiejś pomyłki przemianowanej na numer niższy o jeden). A teraz, gdy nikt nie umierał i cała wataha w końcu zaczęła wieść spokojne życie, basior patrzył na niego z urazą.
To znaczy, hm. Mundus nie był idiotą, wiedział doskonale. Ale nie rozumiał tego tak dobrze jak by chciał.
Za każdym razem, gdy spotykał Szkło, już niemal rozpaczliwie próbował przypomnieć sobie lata, gdy panowała między nimi zwykła, szczera przyjaźń.
Gdyby przyszło mu do głowy zadać sobie pytanie, co było przyczyną tego początku i końca, bez chwili wahania odpowiedziałby, że spory udział mają w tym geny. Nie wiedzieć czemu upodobał sobie bowiem coś w tej specyficznej linii wilków, właśnie w nich coś było mu najbardziej bliskie. A może wychowując się i wzrastając wśród tej rodziny prostych dusz, mimochodem upodobnił się właśnie do nich. Byłoby to najsensowniejsze, mogłoby jednak nasunąć pytanie, jak bardzo pozostał tym, kim przyszedł na świat, a jak bardzo stał się już jednym z nich. I jedno i drugie wydawało się teraz chybione. Może powinien być po prostu tym, kim był aktualnie; najbardziej wilczym szczurem wśród ptaków.
Tylko co w takim razie robił u jej boku?
- Ostatnio cały czas znikacie gdzieś z Admirałem - Wrona z błogością wyciągnęła się na ziemi, przykrywając kawałkiem jego leżącej obok jesionki.
- To dosyć ważne. Ale ciebie by raczej nie zainteresowało.
- Admirał miał się chyba opiekować Ciri, prawda? Czy to ma z tym jakiś związek? Myślałam, że średnio lubisz dzieci.
- Masz rację, średnio lubię. Ale jedno z drugim nie ma związku. Pracujemy nad czymś.
- Ach - odpowiedziała, choć nie wyglądała na usatysfakcjonowaną.
Ponad horyzontem dało się już dostrzec pierwsze różowe smugi napływającego na niebo świtu.

Oto czarujący twór przypadku
Ciri spała tej nocy w mojej jaskini. Nie byłem przekonany, czy pomysł jest dobry, ale ostatecznie chęć pozostania na noc w swoim własnym domu okazała się silniejsza, niż śmieszna potrzeba zatroszczenia się o wilczycę.
Kilkukrotnie obudziła mnie w nocy. Zupełnie przypadkiem, ze swojego legowiska po drugiej stronie wnętrza, kręcąc się niespokojnie. Na swoje nieszczęście miałem dosyć słaby sen.
Z samego rana mieliśmy wyruszyć na sam kraniec północnych terenów watahy, a może nawet i za granicę - nie byłem pewien, jak działała administracja w tym przypadku.
Tak czy inaczej, czekała nas wycieczka na wieś.
Ostatecznie rezygnując z bezowocnych prób zmrużenia oczu jeszcze choć na chwilę, od pół godziny siedziałem już jak na szpilkach, gotów do drogi, gdy Mundus stawił się na posterunku.
- Czas na nas - fuknąłem, chwytając Ciri za łapę i podążając do wyjścia, jeszcze zanim zdążył przekroczyć próg jaskini.
- Chyba się dziś nie wyspałeś, co? - zapytał wymijająco, rzucając mi krótkie spojrzenie. Poczułem jak robi mi się gorąco, jednak zebrałem wszystkie siły, by nadal spokojnie iść przed siebie.
- Nie najlepiej - burknąłem sam do siebie, automatycznie przywołując wspomnienie długiej nocy i bezskutecznych prób zaśnięcia po każdym następnym przebudzeniu - za to ty, z tego co widzę, przeciwnie.
- Mhm - uśmiechnął się lekko.
Droga okazała się dłuższa, niż wcześniej to sobie wyobrażałem, ale przebyliśmy ją w znośnym czasie. Chata, do której zmierzaliśmy, stała w niezłej lokalizacji, niedaleko od wolnej przestrzeni. Mogliśmy wejść i wyjść niezauważeni, gdyby...
- Hej, niech ona zostanie - powiedziałem, gdy zatrzymaliśmy się na łące. Mała wadera już otworzyła pysk, by coś odrzec, być może zaprotestować, ale w ostatniej chwili powstrzymała się.
- W sumie dobry pomysł. Jeśli nie boisz się zostawić jej tutaj samej.
Zawahałem się. Nie miałem pojęcia, czy się tego nie bałem. Pierwszy raz w życiu byłem na ludzkich terenach.
- Schowamy ją w krzakach - wzruszyłem ramionami.
Ostatecznie, najbardziej z całej trójki zadowolony ze swojego sprytnego pomysłu, ruszyłem przodem.
Misja nie była długa. Po piętnastu minutach wróciliśmy w to samo miejsce, obładowani mniejszymi i większymi pudełkami zawierającymi wszystkie potrzebne rzeczy, które można było wynieść, poupychanymi w dwie lniane torby oraz trzecią, zawierającą prawdziwy, najprawdziwszy mikroskop świetlny. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bogaty ani tak podekscytowany na samą myśl o rozpoczęciu pracy.

< Cirku? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz