Paki poważnie się zmartwił, nie wiedząc nawet, co powiedzieć. Chciał pomóc białej waderze, ulżyć jej w problemach, wesprzeć ją w tej trudnej sytuacji. A jednak… Pomimo wielu przemyśleń, wielokrotnego odtwarzania wypowiedzi Nuit w głowie i oglądania obecnej sytuacji z różnych stron, wciąż nie mógł znaleźć odpowiednich słów, które tutaj najlepiej by zadziałały. A jego nowa przyjaciółka czuła się coraz gorzej.
Pierwsze, co postanowił zrobić, to położyć się koło niej, dając oparcie i ciepło. Nic wielkiego, ale czasem takie drobne gesty potrafią naprawdę wiele zadziałać. Konwaliowa przytuliła się do niego, przyjmując owo wsparcie z wdzięcznością. To była trudna sytuacja, dla wszystkich z nią powiązanych. Trzeba było coś wreszcie powiedzieć.
– Może skoro ci pomogło, to wcale nie jest takie złe, jak się może wydawać? A poza tym, dopóki to się dzieje w twojej głowie jestem pewien, że możesz z tym walczyć. W końcu to twój umysł. Może być trudno, wiadomo, niektóre rzeczy przychodzą dopiero po długim czasie, ale wierzę, że sobie poradzisz. Jesteś silniejsza niż ci się wydaje. Nie masz wyboru.
Nuit Calme podniosła na niego oczy. Wydawała się mieć nieco lepiej, jednak rudzielec wolał nie stawiać wszystkiego na jedną kartę. To był zbyt delikatny temat.
– Ale ty też widziałeś ten cień… – wyszeptała wadera, jej wystraszony wzrok sugerował, że już prawie wróciła do punktu wyjścia. – Widziałeś, jak znika.
– Tak… Wszystko widziałem. Ale widywałem wilki z różnymi umiejętnościami, niektóre bardziej niesamowite od innych. Nawet, jeśli nie był to członek watahy, nic nie sugeruje, żeby nie był to po prostu jakiś wilk z zewnątrz.
Na jego łapach spoczął ciężar głowy konwaliowej wilczycy, jednak w żaden sposób nie zareagował. Tak naprawdę mu to nie przeszkadzało. Ale jeśli szybko nie zmieni tematu, Nuit może nabawić się niezłego doła i nie zechce nawet zjeść posiłku.
– Osobiście jednak uważam, że trudno się z czymkolwiek walczy na pusty żołądek. Zjemy?
Wspólnie oskubali truchło przyniesione przez rudego aż do białych kości, po czym położyli się niedaleko wejścia do nory Paketenshiki i odpoczywali. Bo przecież jedzeniem idzie się poważnie zmęczyć.
Paki cały czas zastanawiał się nad tym, co powiedziała mu biała. Wbrew temu, co powiedział, brzmiało to bardzo poważnie, a do tego dochodziła jeszcze jej ostatnia reakcja. Czym mogły być te głosy? Jakie mgliste zjawy widywała jego przyjaciółka we śnie?
Czy faktycznie mogły jej zagrażać?
Trudno było stwierdzić. W tym momencie Paks marzył, żeby ktokolwiek z watahy umiał zaglądać do umysłu innych bez narażania ich zdrowia albo życia. Być może wtedy dałoby się jakoś pomóc biednej Nuit. Na razie musieli zdać się na ich własną intuicję. Oby wadera ufała swojej intuicji.
Wreszcie rudzielec wstał, otrząsnął się… i zaczął wpatrywać w niewidzialny punkt gdzieś wśród drzew. Coś chciał zrobić, ale jego umysł jakby się zaciął, ciało nie wykonywało żadnych ruchów. Nie było w tym nic nieprzyjemnego. Po prostu, zastój mózgu.
– Paki? – konwaliowa samica patrzyła na niego zmartwiona. Nauczyciel łowiectwa uśmiechnął się delikatnie.
– Flashbacki z Wietnamu, haha. Idę do nory, żeby przygotować sobie materiał na lekcje, chcesz zostać czy wolisz iść ze mną?
– Lekcje?
– Ta… Pora się ogarnąć i ruszyć zadek. Szczeniaki same się polować nie nauczą.
Nuit zaśmiała się cicho, po czym również wstała na cztery łapy. Chyba nie była już taka zdołowana jak wcześniej. Na szczęście.
<Nuit Calme?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz