sobota, 28 listopada 2020

Od Paketenshiki CD. Delty - "Noce i Dnie"

Rudzielec obserwował czarną, przerażoną kulkę z mieszaniną politowania i zażenowania malujących mu się na twarzy. Mały wilk, wyraźnie dorosły pomimo swoich raczej niezbyt imponujących rozmiarów, siedział w miejscu, jego oczy wielkości talerzy śledziły ruchy większego basiora na wzór zagonionego w pułapkę zwierzęcia. Paketenshika wiedział, czuł podświadomie jak typowy wprawiony drapieżnik, że każdy nieostrożny ruch spłoszy to trzęsące się ciałko i zmusi do ucieczki. Jeśli miało wpaść w kolejny krzak i się jeszcze bardziej pokaleczyć, zdecydowanie wolał tego uniknąć. Cholera, chociaż raz żałował, że na twarzy nosi tylko kamienną maskę bez specjalnych emocji. Kamień trudno było poruszyć wedle woli.

– Hej... – zagadał cicho, jego głos był niewiele silniejszy od szumu liści i zapewne trudno wychwytywalny dla obcego basiora. – Wszystko w porządku?

Obcy nieznacznie pokiwał potwierdzająco głową, wyraźnie mając trudności z poruszaniem się. Będzie śmiesznie, jak tu na miejscu kopnie w kalendarz, stwierdził smutno w duchu Paki. Nie pierwszy basior, którego zakopie, ale pierwszy, którego zabije samą swoją obecnością. Ciekawie się zapowiada. Jak kiedyś wpadnie w kłopoty przez to zakopywanie trupów to będzie mógł dziękować tylko i wyłącznie swojemu parszywemu szczęściu.

– Wpadłeś w ten krzak z takim impetem, że myślałem, że go wyrwiesz. Palić licho moje futro, sobie mogłeś coś zrobić – nauczyciel łowiectwa robił wszystko, żeby zachować szept wiatru. Zdawało się działać na czarne ucieleśnienie zwierzęcego strachu raczej kojąco, być może uda im się nawet nawiązać kontakt.

Wychowanek lisów zauważył tkwiące w pysku resztki rumianku. Zapewne zdecydowana większość utknęła w nieszczęsnym krzewie, które miało pecha znajdować się na drodze uciekiniera. Czyżby składnik na herbatę?

– Zamierzałeś zrobić herbatę rumiankową? – zmienił temat, mając nadzieję, że mniejszy basior się choć trochę rozluźni. – Trochę mało ci zostało po tej ucieczce. Pomóc ci znaleźć świeże kwiaty? Moglibyśmy wtedy też napić się razem.

Czarny wilk spojrzał na niego jakby przytomniej, w końcu wykazując jakiś ruch inny od spazmatycznego drgania czy oddechów dusiciela. Uszy drgnęły, wreszcie reprezentując jakiekolwiek zainteresowanie słowami rudzielca, dając znać, że jednak ten niewielkich rozmiarów dorosły za chwilę nie wykituje. Kamień z serca. Teraz dalszą część tej zabawy w kotka i myszkę trzeba było rozegrać tak, żeby myszka w panice nie uciekła do swojej nory, być może nieszczęśliwie nabijając się na jakieś drzewo po drodze. Spokojny ton i powolne ruchy były tu kluczem, jak przy polowaniu na coś małego i płochliwego. Co za ironia. Właśnie gadasz z czymś małym i płochliwym, drogi nauczycielu sztuk łowieckich. Umiesz polować, upoluj jego zaufanie.

– Może udamy się po ten rumianek? Gdzieś tu niedaleko powinno być całkiem niezłe skupisko. – Rudy odwrócił się bokiem, ruchem głowy zapraszając niezbyt rozmownego towarzysza na spacer. Basior był chyba zbyt przestraszony, żeby sam zadecydować, więc jego nogi samodzielnie go podniosły i zaciągnęły w pobliże większego wilka, kierując się we wskazaną stronę. To i tak był bardzo duży krok we wspólnej komunikacji.

Spacerowali do miejsca, gdzie rósł rumianek, a po drodze Paketenshika próbował jednocześnie być cicho i zagadywać o jakieś losowe, płytkie tematy. Czepiał się o wszystkie możliwe haczyki, chwalił ładną pogodę, zachwycał się spokojem lasu, odważył się nawet rzucić komplementem na temat długiego futra mniejszego basiora, które było mimo wszystko niezwykle dobrze utrzymane. Na każde te krótkie pół-rozmówki czarny wilk zdawał się reagować coraz spokojniej, dokładnie tak jakby oswajał się z obecnością innej osoby. Wreszcie nawet puścił resztki mizernego białego kwiatka, a niedaleko skupiska rumianków zaczął się nawet nieco rozglądać, podążając za komentarzami towarzysza spaceru.

Pakiemu trudno było uwierzyć, że oswaja dorosłego wilka. Przypomniało mu się pierwsze spotkanie z Alkestis, kiedy ta była jeszcze małym szczeniakiem, chowającym się przed wszystkimi w zagłębieniu w jaskini Ashery. Jako ojcu, te wydarzenia wydawały się wczorajsze, niedawne. Jakby jeszcze kilka godzin temu spał z małą Tisią w ogonach. Alkestis była już przecież dorosła. Kiedy to wszystko minęło?

Otrząsnął się z tych przemyśleń, przy okazji nieumyślnie płosząc czarnego basiora tuż obok. Spojrzał na niego przepraszająco.

– Zamyśliłem się i gwałtownie wróciłem na ziemię. Wybacz.

Obcy pokiwał niepewnie, ale przynajmniej już nie uciekał. Wciąż się nie odzywał, jednak cierpliwość Pakiego nie była taka łatwa do wyczerpania i rudy wiedział, że po prostu musi jeszcze jakiś czas poczekać. Może jak nazbierają rumianku, płochliwa kulka w końcu odważy się przemówić.

Nie przeliczył się. Kiedy ich pyski były już wypełnione rumiankiem, tak że wychowankowi lisów zachciało się psikać od zapachu białych kwiatków, czarny odłożył swój snopek, po czym zwrócił się do bardziej kolorowego towarzysza.

– Dzięki... za pomoc – wydukał. – Jestem Delta. A ty?

Rudzielec z chęcią wypluł kwieciste zioła. Wolałby nieść w pysku jakąś świeżą zwierzynę, a nie zielone, ale cóż mógł zrobić.

– Paketenshika. Albo Paki. Lisie imiona są często zbyt skomplikowane dla wilków.

– Więc faktycznie jesteś lisem?

– Przez całe dzieciństwo tak myślałem – nauczyciel łowiectwa uśmiechnął się nieznacznie na wspomnienie najszczęśliwszego okresu swojego życia. – Potem się okazało, że wcale nim nie jestem. Ale imię już zostało. Nie jest mi przykro, że wychowały mnie lisy.

Z lekko rozchylonych warg Delty wymknęło się ciche "Och", na które większy basior nie zwrócił uwagi. Wiele wilków dziwnie reagowało na wieść, że lisy były w stanie wychować tak dobrze rozwiniętego wilka, do tego trzeba było się po prostu przyzwyczaić. Nie mógł nosić urazu do takich reakcji przez całe życie.

– To jak? Idziemy zrobić herbatę? – zmienił temat, z niejaką dumą zauważając, że mniejszemu członkowi watahy zabłysły oczy. Jednak upolował to zaufanie.

– Jasne. Zapraszam do siebie.

<Delta?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz