Kolejne dni ciąży mijały mi szybko i chaotycznie. Wahania nastrojów dopijamy nie tylko mnie, ale i najbliższe mi osoby. Doszło do tego, że pod koniec mojej srogi został ze mną Szkło, Etain i Domino. Etain i Domino jako lekarka i położna nie miały zbyt dużego wyboru. Musiały ze mną wytrzymać czy tego chciały czy nie. Nawet Flora odpuściła moje dramy i ulotniła się przy pierwszej lepszej okazji. Jedynie Szkło był ze mną z wyboru. Uspokajał mnie lub podsycał moje wybuchy. Pomimo trudnych chwil czułam się szczęśliwa. Odnalazłam wreszcie kogoś w kim mogłam mieć całkowite, bezgraniczne oparcie. Najlepszego przyjaciela, który rozumiał mnie lub zawsze starał zrozumieć oraz kochanka w jednym, który zaspokajał moje potrzeby i dawał mi miłość, której od tak dawna potrzebowałam. Magnus pokazywał się tylko, gdy uważał, że potrzebuje opieki. Jak widać nie potrzebowałam już brata odkąd miałam męża, który mógł się mną opiekować. Pojawiał się raz dziennie by przynieść mi jedzenie i znikał równie szybko. Nie mogłam jednak mieć mu tego za złe. Sam miał dużo roboty przy Tisce.
- Potrzebujesz czegoś? – spytał
Szkło po raz dziesiąty tego dnia. – Wody? Może jesteś głodna? A może czegoś
mocniejszego? Mogę polecieć do Pakiego po jego miodek.
- Szkło, ja rodzę a nie wyprawiam
przyjęcie. – sapnęłam na niego z lekkim zdenerwowaniem. Wiedziałam, że chciał
pomóc mi się przygotować na największy ból. Chciał też, żeby była silna. A już
na pewno chciał, żeby tym razem poród nie zakończył się śmiercią.
- Jeśli chcesz pomóc, to bądź tu
przy mnie. – powiedziałam widząc zmieszanie na pysku basiora. Szkło ułożył się
obok mnie na trawie. Czułam ciepło jego ciała, co było bardzo przyjemne. Zaraz
za tym jednak przyszedł sapiący głośny oddech. Westchnęłam cicho i zagryzłam
zęby, żeby nie powiedzieć za dużo. Postanowiliśmy ze Szkłem, że urodzę na jego
polanie. Uzgodniliśmy, że dotychczasowa polana to zbyt dużo ciężkich wspomnień,
więc po narodzinach szczeniaków, mieliśmy znaleźć coś nowego. Uparłam się, żeby
było to coś niedaleko plaży, nadal miałam problem z zaśnięciem bez szumu morza
za uchem.
Już miałam burknąć coś na temat oddechu
swojego męża, ale poczułam przenikliwy ból. Pierwszy skurcz był do wytrzymania.
Odetchnęłam jednak z ulgą gdy się skończył. Domino mówiła do mnie jakieś
przyjemne i motywujące rzeczy, ale raczej jej nie słuchałam. Etain obserwowała
wszystko z pewnej odległości i wiedziałam też, że niedaleko miała być Flora, na
wypadek najgorszego. Czułam się silna, w końcu przez cały okres ciąży
odpoczywałam i nie ruszałam się nawet na spacer. Medyczki jednak nie chciały
ryzykować kolejnych strat. Złapałam łapę Szkła i warknęłam gdy poczułam kolejny
skurcz. Oddychałam ciężko i miarowo, starając się trzymać poleceń Domino. Po
pewnym czasie wszystko wokół mnie zaczęło wirować a ból towarzyszył mi
nieustannie.
- AU! – krzyknął obok mnie Szkło.
– Karoo przypalasz mnie!
Puściłam jego łapę i zaparłam się
o zimną trawę. Nic oprócz zatrzymania fali bólu się dla mnie w tym momencie nie
liczyło. Do głowy wlatywały mi wspomnienia porwania przez ludzi. Ból
towarzyszący mi przy eksperymentach był jednak nie porównywalnie mniejszy niż ten.
W końcu poczułam ulgę. Głosy radości, strachu i żalu wymieszały się w jedno. Ja
tylko zamknęłam oczy i pozwoliłam by się mną zajęto.
<Szkło? Jak tam nasze
dzieciątko? A może dzieciątka? :o>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz