poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Od Telera- "jak w domu"


Obudziłem się pod wielkim, rozłożystym drzewem. Nie zamierzałem się stąd ruszać, dopóki głód mnie do tego zmusił. Mam niecałe dwa tygodnie… nie mogę polować na zwierzęta większe niż zające. Co ja mówię: sam jestem nie większy niż zając… wstałem i poszedłem dalej. Nagle słońce przysłonił wielki cień: Orzeł! Pomyślałem. Zacząłem uciekać, szybciej i szybciej… aż w końcu poczułem że ten orzeł niesie mnie w swoich szponach… pomimo strachu spojrzałem w górę i zamiast orła zobaczyłem wielkiego, czarnego basiora. Gdy po długim locie wylądowaliśmy koło jakiejś jaskini, powiedział do mnie:
- Skąd ty się tu wziąłeś mały?
- Nie wiem… rodzice porzucili mnie trzy dni temu…
- A ile ty masz… no raczej nie lat…
- jedenaście dni - westchnąłem
- Aha… - zaczął lecz widząc smutek w moich oczach powiedział -no dobrze, skończmy z tym… zamieszkaj z nami jeśli chcesz…
- Naprawdę?!
- Oczywiście - uśmiechnął się – nazywam się Narcyz i jestem samcem alfa tej watahy – rozejrzał się wokoło - zaraz przedstawię cię swoim dzieciom. Hiacyncie! Alciu! Rozalko! Storczyku!
Z jaskini koło której wylądowaliśmy wybiegło troje szczeniąt, za nimi wyszła także szara wilczyca. Narcyz wszedł na chwilę do jaskini, a po chwili wrócił. Obok niego szła jeszcze jedna mała wadera. Trzy szczenięta które pierwsze wybiegły z jaskini zaraz podbiegły do mnie.
- Kim jesteś?- spytał mały, biały basior
- Witaj!- mała, biało- ruda wadera.
- Kto to? – Wskazał na mnie łapą szary mały wilczek i spojrzał pytającym wzrokiem na Narcyza.
- Będzie na razie z nami mieszkał- wyjaśnił Narcyz.
- Czy na pewno wiesz co robisz?- zapytała, widocznie nieprzekonana do mnie Wadera.
- Ależ Samanto… to tylko mały wilczek.
- Nawet dla nas nie starczy jedzenia. On może nie wyżyć na korzeniach i roślinach.
- Nie, proszę pani. Mam jedenaście dni, z czego trzy musiałem radzić sobie sam. Korzonki i roślinki były moim głównym pożywieniem.
- Więc dobrze – uśmiechnęła się wadera – zapoznaj się teraz z naszymi dziećmi: Oto jest Hiacynt, to Alcia, to Storczyk a tam… no chodź tu dziecino – na te słowa mała wadera stojąca cały czas przy Narcyzie podeszła do mnie – a to Rozalka. – wszyscy weszliśmy do jaskini. Dorośli zajęli się swoimi sprawami, a szczeniaki zaczęły wypytywać o wszystko:
- Kim jesteś?
- Kto ty jesteś?
- Skąd ty jesteś?
Tylko jedna Rozalka siedziała w miejscu i wydawała się nie być zainteresowana moją obecnością. Jednak gdy tylko inne szczenięta odeszły na obiad złożony w dużej mierze z korzonków, podeszła do mnie i zapytała:
- Jak jest poza lasem?
- Jak to poza lasem panienko? – byłem bardzo zdziwiony.
- Byłeś kiedyś poza lasem?
- Byłem… tam też są łąki, podobnie jak tutaj ale żadna nie była tak ładna – uśmiechnąłem się. Rozalka spojrzała na mnie chłodno, westchnęła i powiedziała:
- Chodź na obiad, bo nic dla nas nie zostawią.
Po obiedzie podeszła do mnie mama szczeniąt i żona Narcyza, która jak się dowiedziałem miała na imię Samanta.
- I jak? Dobrze się bawicie? Dzieci są dla ciebie miłe?
- Oczywiście! - powiedziałem uradowany – i mam pytanie
- Tak?
- Czy mogę do pani i pana Narcyza mówić ciociu i wójku?

<Pani Samanto, niech Pani dokończy>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz